23.

55 6 38
                                    

- Annie, przestań!

Do uszu blondynki dobiegło wyjątkowo melodyjne brzmienie głosu, którego nie słyszała od dwóch tygodni. Czas ten zdawał się być jak niekończąca się tortura, mająca na celu tylko umęczyć człowieka i zadać mu jak najwięcej cierpienia. W takich sytuacjach, kiedy zmuszona była robić coś dla kogoś, z czego sama nie miała pożytku, Annie traciła całkowicie wolę życia, jednak tym razem coś uporczywie nie pozwalało jej o sobie zapomnieć. Naraz cały ten marazm zniknął, gdy przed jej oczami pojawiła się niewysoka brunetka o brązowych oczach, przeszywających ją na wskroś.

- Zefi...

- Co wy wyprawiacie? Ymir, mało ci Shadis kary dowalił za wczoraj? - rzuciła do leżącej na ziemi brunetki, po czym przeniosła wzrok na Annie. - A ty? Ledwo wróciłaś i już musisz sobie problemy ściągać na głowę?

Choć była zła na blondynkę za to, że tak po prostu wyjechała bez słowa, to nie mogła przestać się troszczyć o nią i martwić, czy nie będzie miała kłopotów. Nie chciała jednak z nią rozmawiać. Urażona duma kazała jej ukrywać się cały poranek i unikać treningu, choć sama mogła mieć przez to kłopoty. Jednak nie martwiła się tym zbytnio. Do tej pory była obowiązkowa, a wczoraj została pobita, więc mogła znaleźć jakąś wymówkę usprawiedliwiającą jej nieobecność, jak na przykład gorsze samopoczucie czy wizyta w medycznym na zmianę opatrunku.

Schowała się więc w jednej z aul, w jakich były prowadzone zajęcia teoretyczne i pokryjomu obserwowała plac treningowy z góry. To właśnie wtedy zobaczyła jak Annie staje naprzeciwko Ymir i zaczynają się bić. Nie trwało to długo nim Zefi zrozumiała, że to może się bardzo źle skończyć, a blondynka nie posłucha nikogo z obecnych, natomiast interwencja instruktora mogłaby doprowadzić tak naprawdę do wszelakich konsekwencji. Z pewnością poważnych. Dlatego czym prędzej wybiegła na plac, by powstrzymać dziewczynę przed zrobieniem jakiejś głupoty.

- Szukałam cię dziś rano - odezwała się niepewnie blondynka.

Chciała podejść do niej, zrobić coś, co pokazałoby jej, jak bardzo cieszy się, że ją widzi. Zamiast tego stała z niewzruszoną miną i rękami włożonymi w kieszenie beżowej bluzy, wpatrując się w tak znajomą twarz, która jednak wydawała się być inna niż ją zapamiętała.

Oczy brunetki nie żarzyły się już tym ciepłem co wcześniej. Były zimne, lecz nie obojętne. Wściekłe. Włosy miała znacznie krótsze, ścięte do linii żuchwy i odsłaniające kark, a dotychczas radosna twarz pokryta była grymasem rozczarowania. I te okropne siniaki.

Zefi już chciała się odezwać, jakoś wytłumaczyć, choć tak naprawdę nie chciała jej niczego mówić. Przecież była na nią zła. Otworzyła usta lecz nie zdążyła nic powiedzieć. Na placu rozległ się nieustający dzięk dzwonu. Nie był to sygnał końca treningu ani pory obiadowej, więc kadeci popatrzyli po sobie i wyczekiwali instruktorów, którzy od razu oznajmili, że to sygnał ćwiczeń przeciwpożarowych.

Cała grupa zebrała się w jedno miejsce, sprawdzono czy nikogo nie brakuje i ewakuowano w miejsce zbiórki, znajdujące się przed głównym budynkiem. Tam ponownie odhaczono obecność, a sam Shadis wyjaśnił co mają na celu owe ćwiczenia. Zawsze trzeba być przygotowanym na najgorsze.

Żaden z kadetów nie odezwał się nawet słowem w czasie całej akcji. Rozkazano im zachować spokój i milczenie, by dokładnie słyszeli wydawane im instrukcje.

Annie nie spuszczała wzroku z Zefi, która szczęśliwym trafem stała tuż obok niej. Była zaskoczona jej zachowaniem i tym chłodem jaki od niej bił. Nie rozumiała, jak można zmienić się tak diametralnie w ciągu zaledwie dwóch tygodni. Tylko jedno wyjaśnienie przychodziło jej do głowy. Reiner!

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz