42

30 4 31
                                    

Mroźne poranki zwykle budziły chłodnym powietrzem i zmuszały do jak najszybszego wstania, by rozpalić w kominku. Choć nie chciało się wychodzić spod ciepłej pierzyny, marznący nos i konieczność pójścia za potrzebą wyciągały mnie wtedy z łóżka. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast mrozu zastało mnie ciepło i to wcale nie spowodowane przytulającą się do pleców Annie.

Dziewczyna gdzieś zniknęła, zostawiając mnie zupełnie samą w tak piękny i słoneczny poranek. Złote promienie wpadały przez wschodnie okno i tworzyły na drewnianej podłodze festiwal świateł. Przechodząc przez szklankę z wodą postawioną na stoliku malowały na nim kilka kolorowych smug tęczy. Widok zimą raczej niespotykany.

Po tak upojnym wieczorze liczyłam chociaż na buziaka z rana, a nie na puste łóżko, pachnące tylko tęsknotą. Podniosłam się więc i przebrałam szybko w codzienne ubranie, orientując się, że ciepło pochodzi z komina. Zapach palonego drewna roznosił się w całym domu, a to oznaczało, że w kominku rozniecono już ogień.

Zeszłam na dół w nadziei, że właśnie tam zobaczę moją blondyneczkę, ale przeliczyłam się. Nie było jej ani w łazience, ani w kuchni, nie mówiąc już o salonie. Zniknęła. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Postawiłam czajnik z wodą na blaszy pieca, by zrobić sobie herbatę, jednak dostrzegłam, że na blacie stał już przygotowany dzbanek z gotowym naparem. Odstawiłam czajnik i sięgnęłam po kubek. Mijając okno, w oczy rzucił mi się niecodzienny widok.

Na odśnieżającą podwórze Annie, nie wiadomo skąd spadła spora warstwa białego puchu. Dziewczyna zakleła siarczyście, otrzepała się, wbiła łopatę w zaspę i zaczęła rzucać śnieżkami w kierunku, skąd nadleciał atak. Zerknęłam w tamtą stronę i zobaczyłam pokładającego się ze śmiechu Jamesa, który unikał kulek jak tylko mógł. W końcu jednak zarobił jedną prosto w twarz, na co i ja się zaśmiałam.

- Dobra, rozejm! Rozejm! - usłyszałam stłumiony przez szybę śmiech mężczyzny, gdy Annie nie przestawała w niego rzucać.

- Wygrałam pierwszą rundę - odpowiedziała mu, wystawiając język.

Takiej jej jeszcze nie widziałam. Z totalną głupawką i zupełnie na luzie. Po prostu bawiącą się jak dzieciak. Urocze.

Nalałam sobie gorącej herbaty i zabrałam kubek do drzwi wejściowych. Założyłam kurtkę i buty i wyszłam na werandę, która była już odśnieżona.

- A spróbuj tylko jej powiedzieć - zaśmiała się i wskazała palcem na Jamesa.

- A o czym? - zawołałam do niej wesoło.

Chyba nie była świadoma, że widziałam wszystko przez okno, a przed dom też zdążyłam już wyjść. Jej mina tylko to potwierdzała.

- Że wrzuciłem ją w zaspę i wygrałem pierwszą rundę! - zarechotał James. Oszust jeden.

- Co proszę?! Ty gadzie kłamliwy! - żachnęła się i zamachnęła na niego łopatą.

- Annie! - zatrzymałam ją i pokręciłam głową gdy na mnie spojrzała.

- No co?

- Wszystko widziałam przez okno.

Wytrzeszczyła na mnie oczy, gdy dotarło do niej, co powiedziałam. Czerwień zmarzniętych policzków rozlała się na całą jej twarz, pięknie malując bladą na co dzień cerę. Odstawiła łopatę, odchrząknęła i jak gdyby nigdy nic podeszła do mnie z obojętną miną.

- Dzień dobry - powiedziała zupełnie bez emocji, choć wiedziałam, że w środku chowa w sobie zażenowanie.

- Dzień dobry głuptasie - zaśmiałam się i strzepnęłam jej z kaptura resztki śniegu.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz