55

23 3 24
                                    

Warunki w wojsku od zawsze nie należały do najłatwiejszych. Shadis przygotowywał nas na najróżniejsze sytuacje, zaczynając od zmiennych warunków atmosferycznych, poprzez walkę z większymi od siebie przeciwnikami i na ograniczonych zasobach żywności kończąc. Jednak chyba nawet on nie był w stanie przewidzieć zamknięcia w więzieniu, gdzie posiłkiem była czerstwa bułka, która wydawana była raz dziennie.

Bo przecież jeśli kogoś się zamyka, to jest winny, prawda? Bezpodstawnie się ludzi nie więzi. A jeśli jest winny, to nie zasługuje na to, by traktować go z godnością i karmić dwa razy dziennie, prawda?

Nikt nie mógł przewidzieć, że znajdzie się jedna taka idiotka, która da się zamknąć z własnej woli wierząc, że ma to jakiś większy sens, że pomoże tym uratować drogie jej miasto. Byłam taka głupia.

Siedziałam w zamknięciu już ponad dwa tygodnie. Przestałam zauważać smród, który na samym początku tak bardzo drażnił moje nozdrza. Teraz sama śmierdziałam tak samo jak te lochy. Nawet szczury przestały mnie traktować jak zagrożenie.

Powoli zaczynałam tracić na masie, czułam jak słabnie organizm i jak wątłe staje się moje ciało. Nie miałam sił. Mało jadłam, bo nie było czego, nie ruszałam się, bo nie miałam energii. Jedyne co byłam w stanie zrobić to zachowywać stosunkową trzeźwość umysłu. Siedziałam wtulona w kraty i oceniałam zmieniające się światło za szybą w lufcie na końcu korytarza, dzięki czemu wiedziałam czy jest dzień, czy noc. Choć wycieńczony organizm potrzebował regeneracji, nie pozwalałam sobie na sen w ciągu dnia. Bałam się dezorientacji, jaka pojawiłaby się po przebudzeniu.

Od dwóch dni nikt nie pojawiał się przed celą. Najwidoczniej zostałam ukarana po kolejnej nieudanej próbie wyciągnięcia ze mnie informacji. Erwin nie był zadowolony, ale nie posuwał się do przemocy fizycznej, takiej wymierzonej wprost. Nie bił, nie wyrywał paznokci, ale brał mnie na przetrzymanie. Levia nie było, bo razem z Hanji robili eksperymenty na Erenie i próbowali go nauczyć posługiwania się mocą. Nie miał się kto wstawić za mną. Nikt nie przynosił ani jedzenia, ani wody, na której wspomnienie oblizałam popękane usta zdrętwiałym językiem. Jeszcze trochę i umrę z pragnienia.

Dwa dni. Dla zdrowego organizmu, który jest w pełni sił, przeżycie bez wody powyżej czterech dni graniczy wręcz z cudem. Mój organizm nie był ani zdrowy, ani w pełni sił. Już wcześniej dostawałam ochłapy, minimalne ilości zarówno jedzenia jak i picia. Czułam, że długo już tak nie pociągnę.

Nagłe uderzenie metalu o kraty wyrwało mnie z odrętwienia. Nie zauważyłam zbliżającego się światła pochodni, ani nie usłyszałam kroków. Byłam zbyt skupiona na tym, by nie zasnąć i nie stracić rozumu.

- Więzień wstaje! - usłyszałam głęboki, męski głos, który zdawał mi się być dziwnie znajomy.

Podniosłam wzrok na mężczyznę, który obserwowany z mojej pozycji, wydawał się być wręcz ogromny. Dopiero gdy udało mi się wstać zorientowałam się, że jest niewiele wyższy ode mnie, lecz przy tym dobrze zbudowany. Jego włosy płonęły kolorem żywego ognia, a na twarzy malowało się kilka piegów.

- Co ty tu robisz? - zapytałam z niedowierzaniem.

- Więzień się nie odzywa! Marsz pod ścianę! - wrzasnął, a echo zatrzęsło murami budynku.

Posłusznie odwróciłam się od niego i stanęłam gdzie mi kazał. Szczęk klucza w zamku kaleczył moje uszy, jednak wiedziałam już, że chłopak jest tu po to, by w pewnym sensie uratować mi dupę. Przyniósł wodę, na którą rzuciłam się bez zastanowienia. Nawet nie zdążył wyjść z celi.

- Że też kapitan kazał mi się zajmować takim zwierzęciem. Nawet zaczekać to nie potrafi - rzucił z pogardą w głosie.

- Widzę, że nic się nie zmieniłeś, Kyle - wycharczałam, kiedy oderwałam się od dzbanka z wodą. - Nadal za nic masz innych ludzi.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz