W siedzibie zwiadowców dzień wyprawy rozpoczynał się bardzo wcześnie, bo jeszcze przed świtem. Trzeba było przygotować tak wiele rzeczy, by z samego rana ruszyć do Trostu i wyjechać za mury. Pakowanie racji żywnościowych czy zapasów gazu było obowiązkiem jednostki zaopatrzeniowej, jednak czarnowłosy kapitan osobiście chciał sprawdzić, czy aby na pewno niczego nie brakuje. Dlatego jeszcze przed wschodem słońca poszedł do magazynu by dokonać oględzin.
Ubiegłej nocy Levi nie mógł spać. Zwykle przed wyprawami miał trudności by zasnąć, jednak w końcu mu się to udawało. Tym razem było inaczej i nawet czarna herbata nie pomagała mu się uspokoić. Jego myśli tkwiły w przeszłości, zatapiając się we wspomnieniach o utraconych przyjaciołach. Farlan i Isabel byli dla niego jak rodzina. Dbali o siebie nawzajem i planowali mieć dobre życie na powierzchni. Niestety, chciwy los odebrał Levi'owi wszystkie te nadzieje, kiedy na pierwszej wyprawie przyjaciele zginęli w paszczy odmieńca.
Od tamtej pory zawsze starał się być sumienny w pracy, słuchać rozkazów, nie robić nic na własną rękę. Nie chciał, by ginęli ludzie. Dlatego tak bardzo martwiła go nadchodząca wyprawa.
Słowa siedzącej w lochach dziewczyny tkwiły mu w głowie jak niechciana pod paznokciem drzazga i uwierały równie upierdliwie. Nie wiedział, czy powinien jej wierzyć, ale chciała ocalić swoich przyjaciół i była na tyle zdesperowana, że pominęła drogę służbową i wszelkie wojskowe zasady, by dostać się do Erwina i błagać go o pomoc. Nie sprzeciwiała się nawet gdy zamknięto ją w zimnej celi, bez okrycia, bez jedzenia czy choćby wody. Zdawała się być szczera, choć to wszystko brzmiało nieprawdopodobnie.
- Wszystkie butle zostały uzupełnione i zabezpieczone do transportu - rozległ się w magazynie męski głos wraz ze zgrzytem otwieranych drzwi.
- A konie? - zapytał tubalny głos, zdający się Levi'owi należeć do samego generała.
- Nakarmione, wyczyszczone, oporządzone. Czekają na żołnierzy.
- Musicie lepiej zabezpieczać racje żywnościowe. Myszy się do nich zaczęły dobierać - odezwał się czarnowłosy kapitan, wychylając się zza okrytego plandeką wozu.
- Levi? Co tu robisz? Sprawdzanie zasobów nie należy do twoich obowiązków.
- Tak samo jak wiele innych rzeczy, a jednak je robię.
Stalowe spojrzenie skrzyżowało się z błękitnymi tęczówkami dowódcy, który zrozumiał, że jego przyjaciela coś dręczy. Dowódca odesłał podkomendnego, by w spokoju mogli porozmawiać.
- A co, jeśli dziewczyna mówi prawdę? - wyraził w końcu swoje obawy czarnowłosy.
- Biorę pod uwagę taki scenariusz.
- I mimo wszystko chcesz, żebyśmy ruszyli za mury? Zamiast bronić ludzi...
- Żaden cywil nie ucierpi - przerwał mu blondyn. - Przynajmniej według słów dziewczyny. A żołnierze znają ryzyko swojej pracy. Z resztą skąd u ciebie te wątpliwości? Czy to nie ty stwierdziłeś, że jest stuknięta i trzeba ją zamknąć w zakładzie dla obłąkanych?
- O co ci tak naprawdę chodzi, Erwin?
Kapitan zmierzył dowódcę lodowatym spojrzeniem, pod wpływem którego każdy żołnierz drżałby ze strachu, oczekując najgorszego. Śmierć każdego zwiadowcy na polu bitwy była dla Levi'a jak osobista porażka. Nie był w stanie zliczyć jak wiele istnień uratował, jednak pamiętał każde, którego nie zdołał ocalić. Nie chciał by bilans się powiększał.
CZYTASZ
Znając przyszłość
Fanfiction"Jej głos był tak... przyjemny dla ucha, taki kojący. Poczułam jak jej dłoń zaczyna gładzić moje mokre włosy. Zaczęła ogarniać mnie senność. Nie chciałam zasypiać. Stałabym się tylko ciężarem. Już i tak było mi wystarczająco wstyd za to, jak się zac...