22.

61 6 50
                                    

Powrót do siedziby zajął Annie więcej czasu niż zakladała. Powóz, którym podróżowała, zepsuł się na środku uklepanej drogi, wpadając kołem w jakąś gigantyczną dziurę, której zdecydowanie nie powinno tam być. Woźnica przeklinał srogo na stan dróg, na rząd, na podatki, które musi płacić, a idą nie tam gdzie faktycznie trzeba.

Dziewczyna nie miała zamiaru wysłuchiwać litanii przekleństw starszego mężczyzny, więc zabrała swoją torbę i ruszyła polną drogą w stronę najbliższego miasta, gdzie liczyła wynająć innego woźnicę. Trasa była wyjątkowo uciążliwa przez wciąż wpadające jej do lewego buta kamyki, przez naderwaną podeszwę, jakiej dorobiła się gdy skopała Royberga.

Po tym, jak odzyskał skradzioną szkatułkę z kryształem, wyznał w końcu kim jest mężczyzna znający nazwisko rodziny królewskiej. Okazał się nim znany w całym Stohess, lecz wciąż nieuchwytny morderca żandarmów - Kenny Rozpruwacz. Dostanie się do tego człowieka graniczyło z cudem, a na pewno wymagało większego nakładu czasu i energii. Finansów pewnie też. Trzeba by przecież przekupić jednego czy drugiego barmana albo alfonsa, a z "pensji" jaką Annie otrzymywała w wojsku ciężko było kupić cokolwiek dla siebie, nie mówiąc o dawaniu łapówek.

A teraz przecież czekał ją spory wydatek, jakim był zakup nowych butów.

- Przeklęty Royberg i jego krzywa morda - narzekała pod nosem, wytrzepując nogą kolejne kamyki, po czym wyjęła z torby bandaż na sytuacje awaryjne i obwiązała nim stopę razem z butem, żeby już nic jej do niego nie wpadło.

Po tym jak szmugler zdradził blondynce tożsamość Rozpruwacza, nie musiała już się przymilać ani hamować. Spuściła mu wpierdol, na jaki sobie zasłużył za wykorzystywanie jej do własnych celów, za zwlekanie z wydaniem fałszywych dokumentów, za obrzydliwe spojrzenia rzucane w jej stronę i komentarze dotyczące jej rzekomo słodziutkiego wyglądu. Tym samym, kopiąc go któryś raz po mordzie zerwała i tak już sfatygowaną podeszwę, jednocześnie łamiąc sobie mały palec. Na szczęście po bolesnym nastawieniu go, szybko się zrósł dzięki zdolności regeneracji.

Dzień był przyjemny i ciepły, a wrześniowy wiaterek drażnił twarz dziewczyny, rozwiewając jej grzywkę i chłodząc zaróżowione od wysiłku i krążących w głowie myśli policzki. Chciała jak najszybciej znaleźć się w siedzibie, żeby znów zobaczyć Zefi. Jej obecność była dla niej kojąca pomimo szalejących w sercu uczuć. Podróż ta uświadomiła dziewczynie to, że w tym popapranym świecie istnieje jeszcze osoba, która potrafi się troszczyć o innych i którą ona sama chciała się opiekować, zadbać o jej bezpieczeństwo i szczęście.

Ta myśl dodawała jej motywacji, by tylko iść szybciej. Do miasta dotarła przed zmrokiem, lecz zamiast szukać noclegu, zmusiła jednego dorożkarza, by zabrał ją do Trostu. Stamtąd już była prosta droga do siedziby treningówki. Niestety, ta trasa bardzo się dłużyła i Annie pluła sobie w brodę, że po drodze jest tyle zabudowań, bo zwyczajnie użyłaby mocy tytana i przebiegła dystans w kilka godzin.

Do siedziby dotarła późnym wieczorem, gdy spali już wszyscy prócz wartowników. Przynajmniej w teorii. Na jednym z posterunków zastała śpiącego instruktora, a kilka metrów dalej, siedzących na murku Hannah i Franza, którzy w najlepsze się obściskiwali i całowali, nie zwracając kompletnie uwagi na to, co dzieje się wokół. Minęła ich przewracając oczami, a w głębi duszy czując maleńkie ukłucie zazdrości. Zdecydowanie nie mogła się doczekać kiedy zobaczy Zefi.

Nie chcąc nikogo obudzić, delikatnie nacisnęła klamkę, by nie hałasowała zbytnio i weszła do ciemnego pokoju, oświetlając sobie drogę niewielką lampką naftową. Od razu uderzył ją zapach oliwek, tak bardzo charakterystyczny dla mieszkającej tam brunetki. Wyminęła swoje idealnie zaścielone łóżko, choć przecież zostawiła je bez kołdry, którą okryła chorą Zefi. Jednak nie przejęła się tym zbytnio. Wyglądało na to, że w końcu dziewczyna wyzdrowiała i zwyczajnie oddała własność blondynki na swoje miejsce.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz