Ciepła woda spływała po moim nagim ciele, zmywając brud i smród, jaki przykleił się do mnie w ciągu ostatnich dni. Czułam się tak styrana, jak po najcięższym treningu Viel pod obserwacją Shadisa. Instruktorka zawsze nas przyciskała, kiedy dowódca był obecny. Zupełnie jakby chciała pokazać, jak ciężkim próbom nas poddaje na co dzień. Sielskie czasy.
Wspomnienia z treningów przelatywały przez moją głowę, mącąc w niej i tworząc większy mętlik, niż był do tej pory. Po ćwiczeniach też był czas na prysznic. Najczęściej miałam w jego trakcie towarzystwo, którego teraz bardzo mi brakowało. I nie miałam na myśli po prostu kadetek. Brakowało mi jednej osoby. Jej dotyku, zapachu, ciepła. Niby tylko kilka dni pozostawałyśmy rozdzielone, jednak przez lęk i ciągły stres, miałam wrażenie, że nie widziałam jej od wieków. Strasznie tęskniłam za moją Annie.
Marzyłam o tym, by pojawiła się znienacka, jak to miała w zwyczaju i kolejny raz uratowała mi tyłek. Choć byłoby to irytujące i długo by mi to wypominała. Wolałabym, żeby tak właśnie było. Żeby mi wyrzucała moją nieudolność i mówiła jak nieodpowiedzialnym dzieciuchem jestem, niż żebym siedziała zamknięta w zimnej i brudnej celi. Z dala od niej.
Splątane włosy z trudem dawały się umyć. Co rusz zahaczałam palcami o kołtuny, których nie mogłam rozdzielić. Zawsze o nie dbałam, były moją dumą i lubiłam ich długość. Uwielbiałam, jak budząc się rano wtulała się w nie ukochana blondynka, zaciągając się ich zapachem. Muszę się stąd wydostać.
Skończyłam kąpiel najszybciej jak mogłam i wytarłam w przygotowany przez Levi'a ręcznik. Założyłam czyste ubranie, które okazało się być nieco za dużym mundurem z emblematami skrzydeł wolności. Dziwnie się czułam zakładając je, będąc w zamknięciu. Ot ironia. A kiedy zorientowałam się, że przyduże spodnie i zbyt szeroka dla mnie w barkach koszula pachną krochmalem i cytrynami, tym bardziej noszenie ich było dla mnie krępujące.
Wracając do celi nie odezwałam się nawet słowem, choć czułam, że przecież powinnam podziękować. Zebranie w sobie odwagi trochę mi zajęło.
- Levi... - wymamrotałam, gdy przekroczyłam linię dzielącą celę od korytarza. - Dziękuję. Za wszystko.
Wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet na chwilę. Zastygła w obojętności mieszającej się z pogardą czy obrzydzeniem. Choć w sumie odkąd wyszłam spod prysznica nie krzywił się już tak na mój widok.
- Na stoliku masz jedzenie i dzbanek z wodą - rzucił beznamiętnym tonem, zamykając kratę, po czym przygotował odpowiedni klucz.
- Zaczekaj - zatrzymałam go. - Uważaj proszę na Erwina.
Mężczyzna spojrzał na mnie z niezrozumieniem, a jego stalowe tęczówki były praktycznie niewidoczne przez rozszerzone w ciemności źrenice.
- Już raz straciłeś przez niego przyjaciół. Tak samo ja. On nie jest tak dobrą osobą, za jaką go masz.
- O czym ty mówisz?
- Levi, on nie przekona Zackleya w sądzie. To ty musisz wziąć na siebie ten ciężar. Proszę cię, pomóż Erenowi - błagałam łamiącym się głosem.
Kapitan przekręcił klucz w zamku i nie odsuwając się od kraty popatrzył na mnie jakoś tak... Łagodniej. Może i jego wyraz twarzy nie zmieniał się wiele, ale jeśli tylko ktoś miał na tyle odwagi by patrzeć mu w oczy, widać było w nich subtelne szczegóły jak rozszerzenie czy zwężenie źrenic lub taka zaciętość świadczące o zmianie nastroju.
- Zrobię co w mojej mocy.
- Dziękuję. Tylko za bardzo go nie sponiewieraj - dodałam, a moje usta ułożyły się w smutnym uśmiechu.
CZYTASZ
Znając przyszłość
Fanfiction"Jej głos był tak... przyjemny dla ucha, taki kojący. Poczułam jak jej dłoń zaczyna gładzić moje mokre włosy. Zaczęła ogarniać mnie senność. Nie chciałam zasypiać. Stałabym się tylko ciężarem. Już i tak było mi wystarczająco wstyd za to, jak się zac...