10.

101 12 46
                                    

Jakie to szczęście, że dzisiejszy dzień rozpoczęła burza i ulewa. Nie było możliwości wyjścia na kolejne łowy. Patyki i jagody musiały więc poczekać.

Mnie natomiast obudził potworny ból głowy. Czułam jakby ktoś walił mi młotem w potylicę w rytm uderzających o szybę kropli deszczu. Podniosłam się na pryczy i spuściłam z niej nogi. Przyłożyłam dłoń do czoła, czując narastającą migrenę. Na szczęście to tylko kac, a nie kolejna utrata wspomnień...

Kto w ogóle wymyślił alkohol, co? Dlaczego ktoś stworzył coś takiego, co powoduje tylko nieprzyjemne dolegliwości? Przeklinam cię, piekielny pomiocie szatana!

- Widzę, że w końcu wstałaś? - usłyszałam głos Annie, który był zdecydowanie zbyt głośny.

- Ciszej... - wychrypiałam.

Obraz nadal mi lekko kołował, a w gardle miałam tak sucho, że mój głos brzmiał nienaturalnie grubo i ochryple.

- Nieźle cię sponiewierało - rzuciła obojętnym tonem, ale zdecydowanie ciszej. - Trzymaj.

Podała mi kubek z wodą i patrzyła na mnie, jak na jakąś ofiarę losu. Musiałam wyglądać jak siedem nieszczęść. Tak też właśnie się czułam.

- Nie masz przypadkiem aspiryny? - palnęłam bez zastanowienia.

- Czego niby? - zapytała zdziwiona.

- Ech, takie tabletki na ból głowy, pomagają też na kaca... Kiedyś może ci opowiem... - powiedziałam cicho i wypiłam połowę przyniesionej wody.

Była przyjemnie chłodna i wystarczająco nawilżyła moje gardło tak, że już nie mówiłam jak mops z chrypką.

- Wiem co to aspiryna, ale takie rarytasy to są w placówkach medycznych, a nie w zasobach treningówki i to jeszcze w środku lasu - odpowiedziała mi i brzmiała przy tym jak oburzona kilkulatka. Zabawne.

W sumie to nawet nie pomyślałam, że przecież mogą znać tu wiele leków, które znam ja z mojego... Wróć... Z tamtego świata, a wielu to właśnie ja mogę nie znać. Nie miałam siły się nad tym zastanawiać w tej chwili. Głowa nadal mi pękała i nie zapowiadało się, żeby był jakiś prosty sposób na pozbycie się go.

- Mamy dziś wolne więc połóż się i odeśpij. Przyniosę ci potem coś do zjedzenia.

Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Walnęłam się z powrotem na łóżko i naciągnęłam cienki koc na głowę, żeby zasłonić się przed i tak nikłym światłem dnia.

- Czemu to robisz, Annie? Czemu mi pomagasz? - zapytałam spod przykrycia.

Zastanawiała mnie jej postawa. Była wobec mnie taka...inna. Troskliwa.

Przed moimi oczami pojawiły się obrazy mordowanych przez Kobietę - Tytana żołnierzy, którymi rzucała o drzewa i wywijała nimi jak jojo na sznurku. Nie mogło być przecież tak, że Annie nienawidzi ludzi i dlatego ich wybiła... W oczach zebrały się łzy i głos zaczął mi drżeć.

Przecież Annie nie była taka. Była smutną, samotną dziewczyną, która nie pokazywała każdemu swojej delikatnej strony. Ale mnie pozwoliła ją zobaczyć. Te drobne gesty udowadniały mi, że ona wcale nie była bezwzględną morderczynią. Nie mogła nią być...

- Bo to moja wina, że tak się czujesz - odpowiedziała smutno. - Śpij już.

Usłyszałam ciche stukanie obcasów wojskowych butów o drewnianą podłogę, potem skrzypnięcie drzwi i zgrzyt metalowej klamki. Wyszła z pokoju.

Miała wyrzuty sumienia? Zależało jej...na mnie?

Każda próba rozwikłania tej zagadki powodowała tylko większy ból głowy.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz