Ciepłe promienie zachodzącego za linią muru słońca powoli ustępowały miejsca chłodnemu wieczorowi, przebijając się pomiędzy wciąż jeszcze zielonymi liśćmi. Koniec sierpnia przywodził przykrą myśl o rychłym powrocie do rzeczywistości i treningowej codzienności. I choć lato wciąż bawiło nas swoimi urokami, upałami, pysznymi owocami i taką zwyczajną beztroską, to jednak schyłek dnia był już o wiele chłodniejszy, a wizja końca tej sielanki przyprawiała o dreszcze.
Wpatrzona w poruszające się na wietrze liście nawet nie zauważyłam, gdy siedząc na werandzie z najlepszą na świecie jagodzianką w ręce doczekałam się towarzystwa. Ukochana brunetka zajęła miejsce obok mnie na schodku i swoim ulubionym kocem w kolorze dojrzałych wiśni okryła nas obie, wtulając się przy okazji w moje ramię.
Nie mówiłam jej, że wychodzę, a już na pewno nie dokąd idę. Zaaferowana była dyskusją z ojcem na ważne dla nich tematy i nie chciałam im przeszkadzać w codziennym utyskiwaniu. Chciałam złapać ostatnie ciepłe promienie dnia, a okazało się, że jednak zbieram pierwsze chłody nocy.
Co prawda nie musiała daleko szukać, ale gdzie bym nie poszła, ona zawsze mnie odnalazła. Kiedy jednego dnia wyszłam obrażona, bez problemu znalazła mnie nad strumieniem. Innego zaś, podczas zbierania jagód oddaliłyśmy się od siebie nieświadomie, a kiedy zorientowałam się, że jej nie ma - zaczęłam panikować. Zefi miała tendencję do wpadania w kłopoty i bałam się, że coś jej się stało, gdy nie odpowiadała na moje wołanie. Aż w pewnym momencie po prostu zjawiła się, wychodząc z zupełnie innej części lasu niż się spodziewałam.
Miała w sobie jakiś dar, który ją do mnie prowadził, a który zawsze tłumaczyła przeznaczeniem.
Nie mogłam się nadziwić jej spokojowi. Jeszcze chwilę temu dogryzali sobie z Jamesem, a teraz po prostu siedziała sobie obok mnie i uśmiechała się słodko, kiedy oparłam policzek o czubek jej głowy.
- Zefi? - przerwałam w końcu ciszę, na co mruknęła przeciągle. - Tamtego dnia, kiedy pierwszy raz okryłaś mnie kocem... Dlaczego to zrobiłaś?
Nie wiem skąd przyszło to wspomnienie, ale pomimo rozterek jakie wtedy przeżywałam, było ono przyjemne. Właśnie dzięki tej trosce, którą mi wtedy okazała. To wtedy zaczęłam rozumieć swoje uczucia względem niej. Przyjemnie było o tym myśleć. Ciepło rozlało się po moim wnętrzu, więc postanowiłam się nim podzielić i splotłam nasze dłonie razem, by ona też mogła poczuć to, co ja.
- Wtedy na murku? - zapytała po chwili zamyślenia, głaszcząc mnie delikatnie kciukiem po ręce.
Jej skóra była tak delikatna i miękka, że kiedy już raz się ją dotknęło, nie chciało się przestawać. Dlatego tak cieszyłam się z jej bliskości. Normalnie nienawidziłam, kiedy ktoś mnie dotykał, było to nieprzyjemne i tylko się wkurzałam. Ale z nią było inaczej. Przy niej mogłabym przesiedzieć cały dzień i nic nie robić, byle trzymać ją za rękę.
- Yhym - mruknęłam nieco rozmarzona.
- No bo było strasznie zimno, a ty się cała trzęsłaś - odparła z uśmiechem wyczuwalnym przez ruch mięśni twarzy.
Dobrze wiedziała, że nie o to pytam, ale nie dziwiła mnie jej odpowiedź. Często tak robiła. Jakby chciała odwlec w czasie wyznanie prawdy, albo przeciągnąć rozmowę, wyciągając ze mnie więcej zaangażowania. I musiałam przyznać, że zwykle jej się to udawało.
- No ale przecież wiedziałaś, że nie będziesz miała się czym przykryć i będziesz marznąć.
Choć czułam, albo i wiedziałam, że po prostu się o mnie martwiła, chciałam to od niej usłyszeć. Chciałam, żeby powiedziała, że już wtedy coś do mnie czuła. Może i uważałam jej sentymentalizm za głupotę, ale w tej chwili sama tego chciałam i potrzebowałam. Wkrótce miałyśmy wrócić do siedziby i zacząć trzeci rok treningów, a to oznaczało koniec beztroskich rozmów o każdej porze dnia, koniec łapania ją za rękę kiedy tylko chciałam, koniec dwuznacznych komentarzy, które zwykle prowadziły nas do jednego.
CZYTASZ
Znając przyszłość
Fanfiction"Jej głos był tak... przyjemny dla ucha, taki kojący. Poczułam jak jej dłoń zaczyna gładzić moje mokre włosy. Zaczęła ogarniać mnie senność. Nie chciałam zasypiać. Stałabym się tylko ciężarem. Już i tak było mi wystarczająco wstyd za to, jak się zac...