45

34 4 22
                                    

Zmartwienia. Nie było dnia, w którym jakiegoś bym nie miała. Nawet gdy było wolne, ciągle coś zaprzątało mi myśli, odciągając od tego, co naprawdę ważne. Martwiłam się o Jamesa i jego rozwalony nos po durnych wygłupach z Annie, martwiłam się o Annie, czy psychicznie uniesie to, że opowiedziała mi fragment swojej przeszłości, a potem gdy wyjechała znów się martwiłam, czy na zimowym treningu będzie bezpieczna. A przecież akurat o nią nie musiałam się bać.

Rzadko kiedy martwiłam się o samą siebie. Nawet po operacji i w czasie rekonwalescencji udawałam silną i unikałam spotkań z innymi po to, żeby to ich nie zamartwiać swoim stanem. Wolałam trzymać fason i przy okazji martwić się co sobie o mnie pomyślą. Choć dobrze wiedziałam, że mieli mnie za słabą.

I taka właśnie byłam.

- Zefirina Ioanidis - zmroził mnie lekko zachrypnięty głos instruktora Shadisa.

Przyszedł na plac w towarzystwie dwóch młodych mężczyzn, których nie znałam, jednak nosili herby ze skrzyżowanymi mieczami, więc musieli należeć do treningówki. Być może byli instruktorami, albo zaopatrzeniowcami. Jednak ich widok nie budził we mnie takiej grozy, jak wyłaniający się zza nich niewysoki brunet - Adam Bolt.

Momentalnie się zachwiałam gdy tylko go zobaczyłam i gdyby nie Annie, ponownie wylądowałabym w błocie. Jego przebrzydły uśmiech i ogromna pewność siebie w połączeniu z wzrokiem Shadisa, budziły we mnie grozę i ścisk w żołądku tak wielki, że z trudem powstrzymywałam wymioty.

- Nie mów nic od siebie. Odpowiadaj tylko na pytania - szepnęła do mnie Annie, gdy próbowałam się wyprostować i zasalutować.

Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę i już wiedziałam, że to co się właśnie dzieje, jest moim końcem.

Mężczyźni ubrani w długie, szare płaszcze, podeszli bliżej, wpatrując się we mnie jak w jakieś zmarnowane stworzenie. Na ich twarzach widziałam niedowierzanie połączone z pewną dozą niesmaku, może nawet obrzydzenia. Tylko Bolt uśmiechał się w taki sposób, że czułam jak ciarki przechodzą mi od karku aż po sam dół pleców.

- To ma być ona? - mruknął jeden z mężczyzn do tego drugiego.

Jako że nie pytany milczy, stałam przed czwórką na drżących nogach, salutując dumnie i nie próbując nawet udawać, że cała ta sytuacja nie ma na mnie żadnego wpływu. Choć powoli w myślach żegnałam się już ze wszystkimi i przepraszałam Annie za swoją głupotę, nie odezwałam się nawet słowem, dopóki Shadis nie zadał pytania, patrząc na mnie swoimi wytrzeszczonymi oczami.

- Spocznijcie. To wy walczyliście z Kylem Morgenem na treningach łączonych?

- Tak - odparłam sucho i założyłam ręce za plecy. Natychmiast poczułam na dłoni ciepły dotyk stojącej za mną blondynki, dającej mi wsparcie jak tylko mogła.

- I wygraliście tę walkę? - zadał kolejne pytanie używając swojego nieco mrocznego tonu.

- Oficjalnie, tak.

- To znaczy? - zarządał wyjaśnień.

Przełknęłam rosnącą w gardle gulę, dziękując wszechświatowi, że tuż obok stoi Annie, bo nie wiedziałam, czy sama dałabym radę znieść ten stres. Ścisnęłam mocniej jej dłoń, na co odpowiedziała takim samym gestem.

- Kyle się poddał, więc oficjalnie to ja wygrałam - odparłam zgodnie z prawdą, unikając dopowiedzenia, że jedynym przegranym w tej potyczce byłam ja.

- Czy wiecie, z jakiego powodu Morgen znalazł się w medycznym dziś rano? - kontynuował przesłuchanie na oczach całej jednostki.

- Słyszałam pogłoski.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz