Wysiłek fizyczny i ruch towarzyszyły mi odkąd tylko pamiętam i zawsze była to odskocznia od dnia codziennego. Kochałam ćwiczyć, jeździć na rowerze czy konno, a gdy choroba odbierała mi te możliwości, starałam się jak najszybciej wrócić do zdrowia. Później zwykle forsowałam się, by powrócić do formy.
Nie inaczej było po ponad dwumiesięcznej przerwie po walce z Kylem. Niestety na kontrolnych badaniach w połowie stycznia okazało się, że wciąż mam pewne trudności i odczuwam ból w boku, dlatego przedłużono mi zwolnienie aż do lutego. Na szczęście lekarka zezwoliła na samodzielne ćwiczenia, by powoli wracać do formy.
Pierwszego dnia oczywiście przeliczyczam swoje możliwości i przeforsowałam się, za co zebrałam niezły opierdziel od Annie. I wcale mnie to nie dziwiło, też bym na nią nawrzeszczała, gdyby sytuacja dotyczyła jej. Byłam pod wrażeniem ilości użytych przez nią przekleństw, gdy razem z Miną siedziałyśmy na łóżku jak trusie i słuchałyśmy jednostronnej awantury.
Na szczęście po jakiejś godzinie wykładu o tym jak nieodpowiedzialna i lekkomyślna jestem, bez pukania wparowała do nas Sasha, która odkąd lepiej się czułam, regularnie do nas wpadała. Czasami w dość nieodpowiednich momentach, jednak zawsze wtedy chichrała się jak wiewiórka i machając paluchami śpiewała szeptem "zakochana para, zakochana para", czym wkurwiała strasznie Annie. Blondynka zawsze wtedy wychodziła z pokoju trzaskając młodszą w tył głowy.
Nikt nie powiedział tego wprost, jednak Sasha po prostu wiedziała. Annie wytłumaczyła mi jak do tego doszło, i że o mało cała jednostka się o tym nie dowiedziała, gdy brunetka radośnie wykrzykiwała, że jesteśmy razem. Porozmawiałam z nią wtedy, że to dość prywatna sprawa i nie chcemy żeby o nas wszyscy wiedzieli. Zrozumiała i więcej nie poruszała tego tematu przy innych.
A my z Annie przestałyśmy się unikać na korytarzu czy stołówce i zachowywałyśmy się jak zwykłe przyjaciółki. Tak było o wiele prościej, zwłaszcza że lubiłysmy siadać w większym gronie dziewczyn, choć Mikasa wciąż miała do niej pretensje za jej treningi z Erenem. Naprawdę dużo się działo podczas mojej nieobecności i po noworocznej przerwie.
Po dwóch tygodniach powolnego nabywania na nowo formy w postaci długich spacerów i wolnego truchtania w sali treningowej, podczas gdy wszyscy ćwiczyli w coraz szybciej roztapiajacym się śniegu, dostałam w końcu zgodę na powrót na treningi. I był to jeden z najtrudniejszych dni jakie do tej pory przeżyłam. Każdy trenował regularnie i miał formę taką, jak ja na początku szkolenia. Natomiast ja po przerwie byłam bardzo do tyłu, a Viel chyba była w złym humorze, bo nie dawała mi żadnej taryfy ulgowej. Z resztą nie oczekiwałam jej, ale też nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie stracę tak wiele, a oni aż tak bardzo się poprawią.
Każde ćwiczenie sprawiało mi więcej trudności, niż mogłabym się spodziewać. Biegałam wolniej, męczyłam się szybciej, a poziom mojej gibkości uległ znacznemu pogorszeniu. Na teoretycznych ze zmęczenia zasnęłam na siedząco, a gdy rąbnęłam głową o ławkę zarobiłam karny referat na temat "geopolitycznej struktury państwa w odniesieniu do realnego zagrożenia jakie niosą wyjazdy zwiadowców poza mury".
Kto wymyśla takie tematy? Co to w ogóle ma być?!
Nawet będąc na zwolnieniu lekarskim uczyłam się i zdawałam testy, dostając pozytywne oceny, ale wystarczył tylko jeden raz, gdy organizm odmówił mi posłuszeństwa i zostałam ukarana? No bardzo zabawne...
Niestety swoje odrobić musiałam, siedząc po nocy nad książkami wypożyczonymi z biblioteki. Choć Annie chciała mi jakoś pomóc, bo czuła się trochę winna tej sytuacji, bardziej przeszkadzała, zagadując i komentując zagadnienia w charakterystyczny dla siebie, ironiczny sposób, dlatego odesłałam ją do łóżka z prośbą, by więcej mi nie pomagała. Oczywiście musiała się obrazić...
CZYTASZ
Znając przyszłość
Fanfiction"Jej głos był tak... przyjemny dla ucha, taki kojący. Poczułam jak jej dłoń zaczyna gładzić moje mokre włosy. Zaczęła ogarniać mnie senność. Nie chciałam zasypiać. Stałabym się tylko ciężarem. Już i tak było mi wystarczająco wstyd za to, jak się zac...