44

31 4 33
                                    

Wysiłek fizyczny i ruch towarzyszyły mi odkąd tylko pamiętam i zawsze była to odskocznia od dnia codziennego. Kochałam ćwiczyć, jeździć na rowerze czy konno, a gdy choroba odbierała mi te możliwości, starałam się jak najszybciej wrócić do zdrowia. Później zwykle forsowałam się, by powrócić do formy.

Nie inaczej było po ponad dwumiesięcznej przerwie po walce z Kylem. Niestety na kontrolnych badaniach w połowie stycznia okazało się, że wciąż mam pewne trudności i odczuwam ból w boku, dlatego przedłużono mi zwolnienie aż do lutego. Na szczęście lekarka zezwoliła na samodzielne ćwiczenia, by powoli wracać do formy.

Pierwszego dnia oczywiście przeliczyczam swoje możliwości i przeforsowałam się, za co zebrałam niezły opierdziel od Annie. I wcale mnie to nie dziwiło, też bym na nią nawrzeszczała, gdyby sytuacja dotyczyła jej. Byłam pod wrażeniem ilości użytych przez nią przekleństw, gdy razem z Miną siedziałyśmy na łóżku jak trusie i słuchałyśmy jednostronnej awantury.

Na szczęście po jakiejś godzinie wykładu o tym jak nieodpowiedzialna i lekkomyślna jestem, bez pukania wparowała do nas Sasha, która odkąd lepiej się czułam, regularnie do nas wpadała. Czasami w dość nieodpowiednich momentach, jednak zawsze wtedy chichrała się jak wiewiórka i machając paluchami śpiewała szeptem "zakochana para, zakochana para", czym wkurwiała strasznie Annie. Blondynka zawsze wtedy wychodziła z pokoju trzaskając młodszą w tył głowy.

Nikt nie powiedział tego wprost, jednak Sasha po prostu wiedziała. Annie wytłumaczyła mi jak do tego doszło, i że o mało cała jednostka się o tym nie dowiedziała, gdy brunetka radośnie wykrzykiwała, że jesteśmy razem. Porozmawiałam z nią wtedy, że to dość prywatna sprawa i nie chcemy żeby o nas wszyscy wiedzieli. Zrozumiała i więcej nie poruszała tego tematu przy innych.

A my z Annie przestałyśmy się unikać na korytarzu czy stołówce i zachowywałyśmy się jak zwykłe przyjaciółki. Tak było o wiele prościej, zwłaszcza że lubiłysmy siadać w większym gronie dziewczyn, choć Mikasa wciąż miała do niej pretensje za jej treningi z Erenem. Naprawdę dużo się działo podczas mojej nieobecności i po noworocznej przerwie.

Po dwóch tygodniach powolnego nabywania na nowo formy w postaci długich spacerów i wolnego truchtania w sali treningowej, podczas gdy wszyscy ćwiczyli w coraz szybciej roztapiajacym się śniegu, dostałam w końcu zgodę na powrót na treningi. I był to jeden z najtrudniejszych dni jakie do tej pory przeżyłam. Każdy trenował regularnie i miał formę taką, jak ja na początku szkolenia. Natomiast ja po przerwie byłam bardzo do tyłu, a Viel chyba była w złym humorze, bo nie dawała mi żadnej taryfy ulgowej. Z resztą nie oczekiwałam jej, ale też nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie stracę tak wiele, a oni aż tak bardzo się poprawią.

Każde ćwiczenie sprawiało mi więcej trudności, niż mogłabym się spodziewać. Biegałam wolniej, męczyłam się szybciej, a poziom mojej gibkości uległ znacznemu pogorszeniu. Na teoretycznych ze zmęczenia zasnęłam na siedząco, a gdy rąbnęłam głową o ławkę zarobiłam karny referat na temat "geopolitycznej struktury państwa w odniesieniu do realnego zagrożenia jakie niosą wyjazdy zwiadowców poza mury".

Kto wymyśla takie tematy? Co to w ogóle ma być?!

Nawet będąc na zwolnieniu lekarskim uczyłam się i zdawałam testy, dostając pozytywne oceny, ale wystarczył tylko jeden raz, gdy organizm odmówił mi posłuszeństwa i zostałam ukarana? No bardzo zabawne...

Niestety swoje odrobić musiałam, siedząc po nocy nad książkami wypożyczonymi z biblioteki. Choć Annie chciała mi jakoś pomóc, bo czuła się trochę winna tej sytuacji, bardziej przeszkadzała, zagadując i komentując zagadnienia w charakterystyczny dla siebie, ironiczny sposób, dlatego odesłałam ją do łóżka z prośbą, by więcej mi nie pomagała. Oczywiście musiała się obrazić...

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz