59

20 4 31
                                    

Zakochanie to dziwny stan. Myślisz ciągle o tej osobie, zastanawiając się, co robi, jak się czuje, czy wszystko u niej w porządku. Nawet kiedy jest obok zastanawiasz się, co może siedzieć jej w głowie. Patrzysz jej w oczy i dziwisz się, jak ktoś tak cudowny mógł wybrać akurat ciebie. Zwykłą, nic nieznaczącą osobę. Bo właśnie tak o sobie myślisz.

Miłość nieco różni się od zakochania. Coś już ze sobą przeżyliście, spędzacie ze sobą czas, albo i nie, i nie zastanawiasz się, czy ta druga osoba wciąż o tobie myśli. Bo masz pewność co do jej uczuć. Wiesz, że choćby się waliło i paliło możesz na nią liczyć. Wiesz, że nie opuści cię z byle błahego powodu. Jesteście dla siebie wsparciem i inspiracją. Pewnego rodzaju motorem napędzającym do działania.

Tak właśnie czułam. Tak właśnie chciałam myśleć o mojej relacji z Annie. Od samego początku mogłam na nią liczyć, choć wcale o to nie prosiłam. Odkąd tylko pamiętam biegła mi na ratunek, gdy tego potrzebowałam. W czasie tamtej burzy, gdy po raz pierwszy odkryła się przede mną ukazując część swojej mocy. Później po walce z Kylem, kiedy czuwała nade mną, gdy byłam nieprzytomna i jak opiekowała się mną przez cały czas rekonwalescencji. Albo chociaż kiedy stanęła w mojej obronie, gdy Noah nie dawał mi spokoju. A to tylko ułamek tego, co dla mnie robiła. Pomimo powierzchownej oziębłości jej serce okazało się być dobre i pełne zamkniętych niegdyś uczuć, które udało mi się z niej wydobyć.

Choć wcale tego nie planowałam, stałyśmy się sobie niezwykle bliskie. Pokochałam ją, a ona mnie. Szłyśmy ramię w ramię pomimo przeciwności losu. Zupełnie jakby to, co najlepsze w życiu miało zdarzać się niespodziewanie.

Jednak jedną fatalną decyzją wszystko zaprzepaściłam. Jak idiotka dałam się zamknąć wierząc, że wszystko będzie dobrze i zwiadowcy pomogą ocalić bliskie mi osoby. Zaufałam im i to był mój błąd.

Moje serce roztrzaskane było niczym naftowa lampa, którą rzuciłam o kraty, już sama nie wiem ile godzin temu. Skulona siedziałam na pryczy, próbując zebrać się do kupy. Trzęsłam się ze strachu, z zimna i emocjonalnego rozgoryczenia. Tak strasznie bałam się o Annie, o to że zrobiła coś, czego jej wrażliwa strona nie uniesie.

Nie miałam nawet sił, by płakać. Zmęczone i podpuchnięte powieki zamykały się bezwiednie, jednak sen nie przynosił ukojenia. Gdy tylko ciemność ogarniała mój umysł, rodziły się w nim makabryczne obrazy, powodujące jeszcze większe przerażenie i ataki paniki, na które nie mogłam sobie pozwolić. W końcu nie miał mi kto pomóc ich opanować.

Chrzęst zgniatanego pod butem szkła przywrócił mnie do rzeczywistości i otrzeźwił umysł na tyle, by przestać popadać w marazm.

- Oi, co to ma znaczyć?

Podniosłam wzrok znad ścierpnietych ramion. Nie wiedziałam, jak długo siedziałam w takiej pozycji, jednak czułam przeszywające mnie prądem uczucie odrętwienia. Przerażona spojrzałam na przybyłego mężczyznę.

- Levi?

*

- Zapomnij, nie wykonałaś zadania - oponował wciąż Reiner, któremu ewidentnie nie w smak była moja porażka.

- Ty mendo parszywa! Gdybyś mi pomógł, to inaczej by to wyglądało! Razem byśmy go dorwali!

- Ty siebie słyszysz? Miałem się zdemaskować? - prychnął prześmiewczo.

- Ty pierdolony egoisto! Gadaj gdzie ona jest! - wrzasnęłam.

W przypływie rozpaczy rzuciłam się na niego z pięściami, jednak nie byłam dla niego żadnym wyzwaniem. Złapał mnie za nadgarstki i ścisnął boleśnie, dając mi do zrozumienia, że nie będzie się ze mną patyczkował.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz