53

22 4 38
                                    

Cisza ogarniała cały pokój, w którym wciąż panował poranny półmrok. Zza zasłony próbowały przedostać się pierwsze promienie zimowego słońca, lecz gruba kotara skutecznie im to uniemożliwiała. W pomieszczeniu utrzymywał się chłód, jednak można było wyczuć jak delikatne ciepło dociera od strony komina.

Nie chciałam jeszcze otwierać oczu. Wciąż byłam lekko śpiąca, a ciepła pierzyna przyjemnie otulała mnie od stóp po samą szyję. Zaciągnęłam się powietrzem, którego zapach był idealną mieszanką chłodu i palonego w kominku na parterze drewna. Wyczułam również słodki zapach dochodzący zza drzwi, świadczący o szykowanym w kuchni śniadaniu.

Już miałam się podnieść, zwabiona wizją czekajacych na stole naleśników lub innych słodkich wypieków, lecz przytrzymała mnie wślizgująca się na moją talię i oplatająca ją niczym wąż ręka Zefi. Dziewczyna przycisnęła się mocniej do moich pleców, mrucząc coś niewyraźnie.

- Czas wstawać, śpiochu. James już czeka ze śniadaniem na dole - szepnęłam, głaszcząc ją po zimnej dłoni.

Charakterystyczne oliwki mieszały się z aromatem olejku różanego, który dawno temu kupiłam Zefi w prezencie. Wciąż go używała, co sprawiało mi wielką radość.

- Annie? - wymruczała brunetka, mocniej wtulając we mnie swoją twarz. - Czy ty mnie jeszcze kochasz?

- Oczywiście, że tak. Skąd to pytanie w ogóle?

Odwróciłam się w jej stronę i moim oczom ukazał się makabryczny widok. Twarz Zefi pokryta była błotem i zaschnietą krwią. Cała pościel nagle zrobiła się czerwona i zaczęłam tonąć w bajorze krwi i porozrywanych ciał. Wszędzie walały się ludzkie kończyny, a smród śmierci powodował odruch wymiotny.

- Więc dlaczego mnie zostawiłaś? Pozwoliłaś mi umrzeć.

Jej głos dobiegał z każdej strony i nie mogłam zlokalizować jego źródła. Byłam w potrzasku. Mięsiste ściany zbliżały się do mnie, podwyższając poziom dziwnego płynu, który sięgał mi już od szyi.

Nie mogłam nabrać powietrza. Strach zawładnął moim ciałem. Zaczęłam rzucać się w każdą stronę i motać, byleby złapać cokolwiek, co pomogłoby mi się wydostać z krwawej bańki. Ręce obleczone w rękawy wojskowych kurtek łapały mnie za ramiona i nogi, ściągając w dół, coraz głębiej i głębiej w bezdenną otchłań, a wykrzywione twarze spoglądały na mnie z odrazą.

Nie chciałam tego! Naprawdę nie chciałam!

- Annie... - usłyszałam głos z oddali, stłumiony przez wszechobecne morze krwi. - Annie!

Otworzyłam oczy i poderwałam się do siadu. Byłam cała spocona, serce waliło mi jak oszalałe, a oddech nie dawał się poskromić. Chaotycznie nabierałam powietrza do płuc, zupełnie jakbym się topiła. Byłam przerażona.

- Już dobrze, to tylko sen - próbował mnie uspokoić znajomy głos.

Czułam jak całe moje ciało drży, jak domaga się ukojenia w ciepłych objęciach zaginionej brunetki. Nie miałam pojęcia gdzie przepadła Zefi, ale ten sen nie napawał optymizmem. Był tak realistyczny, tak potwornie prawdziwy, że bałam się, że mogę jej już nigdy nie zobaczyć.

A jeśli i ją straciłam?

Podniosłam się z prowizorycznego posłania, jakie przygotowano dla żołnierzy w jednym z magazynów wewnątrz muru Rose. Większość tytanów oblegających bramę w Troście zostało wybitych dzięki działom odłamkowo-burzącym, a wyeliminowaniem garstki ocalałych olbrzymów zajęli się zwiadowcy. Od zatkania dziury wybitej przez Bertholda w postaci swojego tytana minęły już dwa dni, a w tej chwili naszym zadaniem, jako obecnych na miejscu kadetów, było sprzątanie ciał i ich identyfikacja. Czekał mnie bardzo ciężki dzień.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz