39

51 4 55
                                    

Niebo. Błękitne i bezchmurne, rozpościerające się ponad koronami drzew i polaną pełną różnobarwnych kwiatów, zachęcało by patrzeć na nie z pewnym romantyzmem, ujawniającym się tylko w obecności tej drugiej osoby, która była najważniejsza w moim życiu. Brunetka leżała obok mnie i z zamkniętymi oczami napawała się ciepłymi promieniami majowego słońca, a zewsząd otulały ją niezapominajki i margaretki, muskając co chwilę skórę na policzku. Widok równie piękny, jak bezkresny błękit wiszący nad naszymi głowami.

Zerwałam jeden kwiat o białych płatkach, by delikatnym ruchem dotknąć jej nosa, który przez pyłek zabarwił się na żółto. Cichutkie kichnięcie wyrwało się z jej ust i zmusiło do otworzenia oczu oraz podniesienia się. Naburmuszona mina gromiła mnie z góry, lecz wiedziałam, że to tylko gra. Również podniosłam się z ziemi i wsunęłam biały kwiat za jej ucho. Idealnie pasował do ciemnych włosów i delikatnie śniadej cery, odznaczając się swą jasnością i niewinnością na ciemnym tle.

Jej uśmiech rozpromieniał najczerniejszy mrok gnieżdżący się w mojej duszy, a subtelny dotyk jej dłoni na mojej rozgrzewał każdy kawałek mojego ciała. Wystarczyło tylko, że spojrzała mi w oczy i mogłam zanurzyć się w głębokiej, kasztanowej barwie, okalającej maleńkie źrenice. Była idealna. Taka dobra i ciepła. I szczera.

Zerwała jedną gałązkę niezapominajki i, tak samo jak ja przed chwilą, wsunęła mi ją za ucho.

- Pasują ci do oczu - rozbrzmiał niezwykle melodyjny głos, uderzający w moje serce niczym młot w dzwon, powodując jego mocniejsze i głośniejsze bicie.

Nagłe zimno przeszyło mnie na wskroś, zmuszając do objęcia się ramionami. Pogoda się nie zmieniła, tak samo jak moja towarzyszka. To z wewnątrz brał się ten chłód. Niepokój i strach zalały mój umysł, obawa, że znów ją zawiodę, że nie podołam, a jej coś się stanie.

Coś mignęło, jakby błyskawica i na ułamek sekundy rozświetliło wszystko wokół, zmieniając natychmiast scenerię. Ciemne chmury wisiały nisko i groziły ulewą, kolejną burzą w naszym życiu. A ona...

Ona stała gdzieś na wzgórzu, pod drzewem, wpatrując się w dal. Próbowałam do niej dobiec, lecz nie mogłam jej dosięgnąć. Wiatr hulał coraz mocniej i przepychał mnie wciąż dalej i dalej od niej. Nie mogłam mu się oprzeć, nie podołałam. Zniknęła mi z oczu. W złości i bezsilności zacisnęłam powieki, do których napływały kolejne łzy.

- Będę za tobą tęsknić. - Usłyszałam jej głos, gdzieś bardzo blisko, jakby stała tuż obok.

Zerwałam się i otworzyłam oczy, lecz zamiast ukochanej brunetki zobaczyłam drewniane belki, równo ułożone jedna na drugiej i przełożone czymś, co miało stanowić uszczelnienie przed zimnem panującym na zewnątrz. Mróz ściskał coraz mocniej, malując na szybie wyjątkowe i niepowtarzalne wzory. Zimowa aura i hulający w szczelinach wiatr uświadomiły mi, co właściwie się wydarzyło.

W skroniach nieprzyjemnie zaczęło mi pulsować. Oblizałam spierzchnięte wargi i odetchnęłam z ulgą.

- To był tylko sen - szepnęłam do siebie, wyczuwając na swoim biodrze przyjemny ciężar ramienia ukochanej brunetki.

Stęknęła, nadal śpiąc i przeniosła dłoń wyżej, układając ją między moimi piersiami. Przycisnęła się mocno do mnie jak do sporej wielkości pluszaka, przez co zrobiło mi się cieplej na sercu. Jednak ten lęk wciąż gdzieś we mnie tkwił i nie pozwalał się ponownie wyciszyć i cieszyć obecnością tej wyjątkowej dziewczyny. Położyłam dłoń na tej jej i odruchowo już splotłyśmy nasze palce.

Delikatny zapach oliwek unosił się w powietrzu i utwierdzał mnie w przekonaniu, że to naprawdę Zefi wtula się właśnie w moje plecy. Chciałam zobaczyć jej twarz, upewnić się, że rzeczywiście jest przy mnie i obejmuje mnie całą swoją miłością. Jednak nie chciałam jej obudzić, jeszcze nie.

Znając przyszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz