21

974 40 2
                                    


— Długo tu zostaniemy? — pytam Nialla jedząc ten makaron, który przygotował. I niestety nie ma w nim nic do czego mogłabym się przyczepić. Chociaż nie, widok Nialla skutecznie mi wszystko obrzydza. Przez niego chyba popadnę w anoreksję.

— Wstępnie około tygodnia. Możesz to potraktować jako naszą podróż poślubną, oczywiście jutro wybierzemy się do sklepu, bo nie zamierzam cię tu głodzić. A nie możemy przecież odżywiać się samym winem. Chociaż mogłaby być trochę miłej — mówi popijać z kieliszka wino.

Opróżniliśmy już prawie butelkę, a zaznaczam, że ja jeszcze nie dopiłam swojego pierwszego kieliszka.

Nie podoba mi się to jak w sobie wlewa ten alkohol, już nawet na trzeźwo jest wystarczająco niebezpieczny.

— Co to za podróż poślubna skoro utknęłam tu z tobą na jakimś odludziu. Za cholere mi się tu nie podoba — wiem, że powinnam trochę powściągnąć język, ale wtedy bym już nie była sobą. A nie chcę by mój wewnętrzny ogień przez niego przygasł.

Mam już dość tego, że on mnie ciągle tłamsi.

— To gdzie chcesz pojechać? Mogę ci wszystko załatwić w jeden dzień tylko muszę znać miejsce, które chcesz odwiedzić — wstaje, a następnie przynosi kolejną butelkę i za pomocą korkociągu ją otwiera.

— Takie wina na pewno nie służą do tego by się nimi upijać — komentuje gdy znowu nalewa sobie praktycznie cały kieliszek.

Chociaż może niech się upije, szybko zaśnie i przynajmniej tą noc spędzę spokojnie.

— Nie mam nic innego, więc nie ma co marudzić. Wracając do naszej wycieczki, gdzie pojedziemy? — kończy swój makaron, a ja jestem dopiero w połowie. — Malediwy? Wyspy Kanaryjskie? Czy może Egipt lub Paryż? Jestem w stanie zapewnić ci wszystko, w odróżnieniu od tego twojego chłopka, który pozwolił sobie ciebie odebrać. Albo jest cholernie słabym facetem lub po prostu mu na tobie nie zależało — te słowa sprawiają, że krew zaczyna się we mnie gotować.

On nie ma prawa obrażać Louisa. Nie zna naszej sytuacji.

Wstaje od stołu, a on robi to samo.

— Siadaj na swoim miejscu, bo jeszcze nie skończyliśmy naszej rozmowy! — rozkazuje z zaciętym wyrazem twarzy. Znowu zajmuje swoje krzesło, bo jest w nim coś dziś, że wolę go nie wyprowadzać z równowagi.

Jesteśmy tu sami, na całkowitym odludziu i nawet nie ma gdzie tu uciec.

— Ty ciągle mi dajesz do zrozumienia, że masz mnie za nic, a ja i tak już bym cię nikomu nie oddał. A on teraz tak po prostu akceptuje fakt, że inny facet cię ma, dotyka, całuję, pieprzy się z tobą — kolejny raz nalewa sobie wina.

Mam nadzieję, że jutro po takiej ilości tego alkoholu nie będzie w stanie podnieść głowy z nad poduszki. Oby cierpiał.

Jeszcze coś tam pierdzieli bez sensu, ale po otwarciu trzeciej butelki i wypiciu któregoś tam kieliszka z rzędu przestaje już kontaktować.

Nie jestem bez serca chociaż on nie zasługuje nawet na ksztę litości z mojej strony to ja i tak pomagam mu dojść do salonu i popycham go na niebieską welurową kanapę. Przekręcam go tak by leżał na brzuchu, bo wolę by będąc ze mną nie udusił się swoimi wymiocinami.

Ta głupia baba jego matka na pewno by mnie za wszystko obwiniła. A ja nie chcę wylądować w więzieniu za niewinność.

Oby jutro wszystko go bolało i liczę na to, że będzie mu cholernie niedobrze.

Idę do sypialni gościnnej, bo nie zamierzam spać w pokoju, którym on mnie zgwałcił.

Liczę na waszą opinię.

Kara za grzechy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz