3

1.4K 47 5
                                    


Włączam ekspres i robię sobie kawę z dużą ilością czekolady. Całą noc z nerwów nie spałam. Brian się dobijał do mojego pokoju, ale nie zamierzałam mu otwierać. Niech nie sądzi, że po przekazaniu mi takiej rewelacji wszystko będzie tak jak dawniej.

Maszyna pokazuję, że kawa się zrobiła, więc zabieram kubek i siadam przy stole. Czuję głód, ale wiem, że nie dam rady nic więcej niż tego gorącego i napoju przełknąć.

— Ava — do moich uszu dociera głos mojego brata. — Wiesz, że musimy pogadać. Nie chcę cię do tego zmuszać, ale nie mam innego wyjścia. Ja także nie mam ochoty na żaden ślub... — wchodzę mu w słowa, bo zaraz jeszcze wyjdzie na to, że to on się dla mnie bardziej poświęca.

— Ty zostaniesz tu, i dostaniesz dziewczynę pewnie równie przestraszoną co ja, a ja będę musiała jechać w nieznane miejsce. I jakby tego było mało to mam poślubić zupełnie obcego mi człowieka. Nie zgadzam się.

Brian zbliża się do mnie i zajmuje miejsce na przeciwko mnie.

— Oni nic ci tam nie zrobią, ja będę miał Laurę i jeśli tylko spadnie ci włos z głowy to ona za to zapłaci. Przeważnie nie krzywdzę kobiet, ale w takim wypadku się nie po hamujemy, ale to tylko bardzo czarny scenariusz, bo na pewno tak się nie stanie. Sądzę, że Niall będzie cię ignorował.

Szkoda, że w tym swoim idealnym planie nie wziął pod uwagę moich uczuć. Przecież on dobrze wie o tym co mnie łączy z Louis'em.

— Ale ja kocham Louis — przypominam mu.

— Tyle razy ci mówiłem żebyś wyrzuciła Louisa ze swojej głowy. Wy do siebie nie pasujecie i w ogóle nie powinniście nic między sobą zaczynać. To był błąd, że w ogóle na coś takiego pozwoliłem.

— Pewnie zapomniałeś, ale jestem już dorosła. I mam prawo podejmować decyzję względem sobie.

— Jeśli do tych ślubów nie dojdzie to wybuchnie wojna, która pociągnie za sobą szereg konsekwencji. Ja umrę na pewno, pewnie Louis też jest to wtedy nie wiadomo co stanie się z tobą. To nie są żarty, gdyby sprawa nie była poważna to przecież bym cię nie prosił o taką rzecz.

— Proszę powiedz, że przeszkadzasz — mówię ze ściśniętym gardłem. Nie wyobrażam sobie, że im obu mogło by się coś stać. Obu kocham, bez obu nie wyobrażam sobie dalszego życia.

— Niestety nie i jeszcze dziś musimy do nich jechać by spełnić wszelkie formalności — rozszerzam oczy na jego słowa. Czy naprawdę już dziś zawrę związek małżeński z zupełnie obcym mi facetem. Nie, to nie może być prawda.

To tak szybko nie działa, musiałam coś źle zrozumieć.

— Omówimy szczegóły tych ślubów?

— Nie. Nie będziemy urządzać żadnych fars tylko urzędnik przygotuję odpowiednie dokumenty, a mnie je na wzajem podpiszemy. Ty zostaniesz u nich, a ze mną przyjedzie tu Laura dlatego powinnaś się spakować — delikatnie podnoszę kubek, ale od razu go odstawiam, bo zbyt trzęsą mi się ręce.

A nie chcę na dodatek jeszcze się oparzyć.

— Czy to będzie już na stałe? Nie ma szans by za jakiś czas to unieważnić? Nie chcę przez cały czas być nieszczęśliwa — mam oczy pełne łez.

— Nie chcę ci składać obietnic, których nie wiem czy będę w stanie dotrzymać, ale mam nadzieję, że za jakiś czas wszyscy odzyskamy wolność.

— Przysięgnij, że wtedy nie będziesz się sprzeciwiał mojemu związkowi z Louis'em. Masz też przypilnować go by nie narobił głupot przez, które miałby mieć problemy. On ma być bezpieczny.

— Dobrze — zgadza się po chwili zastanowienia. — Ale idź się już spakować.

Liczę na waszą opinię, możliwe, że dodam jeszcze jeden, ale niczego nie obiecuje.

Kara za grzechy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz