− Już jestem kochanie – w pół śnie słyszę głos mojego męża. Ignoruje go jednak i staram się zapaść w głębszy sen. Intruz w postaci Nialla jednak nie zamierza dać mi spokoju, bo zaczyna potrząsać moim ramieniem.
– Idź sobie – mamrocze i mocniej okrywam się kocem.
– No obudź się skarbie, bo mam zamiar zjeść z tobą kolację, a później pójdziemy na spacer, który ci obiecałem – spoglądam na niego zaspanym wzrokiem.
– Daj mi spać – komunikuje, a następnie przykrywam głowę poduszką.
– No to chociaż coś zjedźmy, bo mam ochotę spędzić trochę czasu z tobą, potrzebuję cię Ava – ma błagalny ton głosu. Chyba to spotkanie nie poszło po jego myśli.
– Okej – odpowiadam niechętnie. A następnie się podnoszę. Kilka razy mrugam by odzyskać ostrość widzenia. – Zamów coś do pokoju, bo nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
– Dobrze, dla mnie ważne jest tylko to byś była przy mnie – przewracam oczami na jego nagłą czułość. Najpierw mnie irytuje, a teraz twierdzi jakim to uczuciem mnie darzy. Hipokryta.
Wstaję by rozruszać moje zdrętwiałe ciało. Kurwa zasnęłam w dość niewygodnej pozycji. Może to wcale nie jest takie złe, że mnie obudził.
Słyszę jak rozmawia przez telefon.
Szczerze to byłam głodna, ale ze złości na niego nie chciałam zamawiać niczego. To byłoby upokarzające, że obsługa hotelu musiałaby zamknąć mnie na klucz.
Na pewno by sobie pomyśleli, że jestem upośledzona lub niespełna rozumu.
Nie pozwolę sobie na to.
– To nawet nie taki głupi pomysł, że zabrałem cię ze sobą. Gdyby cię tu nie było to nie miałby kto mi poprawić teraz humoru – oznajmia, a następnie rozsiada się ma skórzanej czarnej sofie. – Mam już dość tego cholernego biznesu. Mam ogromną ilość kasy, my i nasze dzieci nie musielibyśmy pracować – wypowiada ten monolog patrząc przed siebie. – Nie chcę znowu ryzykować powrotem do więzienia. Teraz mam zbyt wiele do stracenia.
Obecnie to już sama nie jestem pewna czy powrót Nialla do więzienia by mnie ucieszył czy może nie. On bywa irytujący. Często mam go dość, ale potrafi także być przydatny.
Gdyby nie to, że tak skrzywdził Louisa to mogłabym nawet powiedzieć, że go lubię. Mógłby też wreszcie przestać nalegać na tę ciążę, bo naprawdę nie widzę się z olbrzymi brzuchem.
– To rzuć to – daje mu najprostrzą z możliwych rad. On jest dorosłym mężczyną i nie powinien robić tego czego nie chce.
Teraz przecież jest wolnym człowiekiem.
– To nie takie proste – najgłupsza wymówka.
– A czemu? Znajdź sobie pracę, którą polubisz i rozpocznij swoje życie na nowo. Jesteś stary, ale nie sądzę, że na tyle, że nie da się już niczego zmienić – uśmiecha się na jego słowa.
Cieszę się, że go rozbawiłam, bo smutny jest nie do zniesienia. A ja nie mam ochoty go pocieszać.
– Moja matka na pewno bardzo szybko znalazłaby sposób by przekonać mnie do kontynuowania rodzinnej tradycji. Przecież ona dobrze wie, że niespecjalnie się do tego nadaje.
– Może warto wreszcie zacząć robić to na co masz ochotę. Zacznij życie od nowa, wyjedź i rób to co lubisz – radzę mu mając nadzieję, że zgodzi się.
Jeśli wyjedzie to, to będzie oznaczało rozpad nasze małożeństwa. Wreszcie będę miała szansę na rozwód i powrót do normalności.
– Zawsze chciałem być architektem – uśmiecham się na jego słowa. – Jak byłem młodszy to nawet robiłem amatorskie projekty. Zawsze jednak słyszałem, że to nie jest zajęcie dla mnie.
Gwałtownie się podnosi.
Chyba go przekonałam.
– Masz rację Ava musimy wyjechać, co powiesz na Nowy Orlean?
Nie, on miał jechać sam.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.