70

628 37 3
                                    

Iście w tym miejscu to jest prawdziwa gehenna. Teren jest nie równy i ciągle natrafiam na jakieś dziury. A co gorsza, co jakiś czas wchodzimy na jakąś górkę lub z niej schodzimy Muszę bardzo uważać żeby się nie przewrócić.

Coraz bardziej zastanawiam się nad swoją pierwszą myślą, że on postanowił mnie zamordować. A po co w innym wypadku miałby mnie tu ciągnąć.

– Równie dobrze mógłbyś mnie zastrzelić przy samochodzie – nagle się zatrzymuje na moje słowa.

Odwraca się w moją stronę. Przez to, że jest szarówka niezbyt widzę wyraz jego twarzy.

– Nie mam pojęcia co ci przyszło do głowy, ale mogę cię zapewnić, że nigdy nie będę chciał cię zabić. Jesteś moją żoną i cię kocham, a teraz chodźmy – wyciąga do mnie wolną rękę.

Chwytam ją, bo nie chcę się przewrócić i sobie czegoś złamać.

– Naprawdę nie podoba mi się to miejsce – mówię mu to chociaż na pewno już o tym wie.

Nigdy nie byłam i nie będę fanką natury i las to nie jest dla mnie dogodne środowisko. Męczyłabym się przyjeżdzając tu w dzień na spacer, a tym bardziej nie chce tu być w nocy.

Biorąc jeszcze pod uwagę to jak daleko odeszliśmy od samochodu, a moje orientacja w terenie jest praktycznie zerowa. Dla takich jak ja wynalezienie GPSu to prawdziwe zbawienie.

– Ja też wolałbym teraz być w domu, ale niestety prędko tam nie wrócimy.

Do moich uszu dociera pohukiwanie sowy przez co prawie podskakuje.

Przywieram też do boku Nialla mając głupią nadzieję, że on mnie przed tym uratuje.

– Spokojnie kochanie to już nie daleko – stara się mnie pocieszyć, lecz mimo wszystko te słowa nie napawają mnie optymizmem. Gdybym usłyszałam, że wracamy do miasta, do cywilizacji od razu bym się ucieszyła.

Po kilku minutach docieramy do drewnianego domu.

Niall zostawia walizkę, a następnie podchodzi do parapetu i go podnosi wyciągając z jego wnętrza klucz.

To jest takie miejsce, że nikt nawet nie chciał się tu włamać.

Otwiera drzwi, a następnie wchodzimy do tego upiornego domu. Zdaje mi się, że nie ma tu nawet elektryczności. Czuję się zupełnie tak jakbym utknęła w średniowieczu.

– Nie mamy tu prądu – bardziej stwierdzam niż pytam.

– Mamy – jego odpowiedź mnie bardzo pozytywnie zaskakuje. – A tak naprawdę to jutro będziemy mieli, bo muszę jechać po paliwo do generatora. I po jakieś zapasy jedzenia, bo nic tu nie ma. Na szczęście w walizce są jakieś kanapki i butelka soku.

– Ale tu jest zimno – oznajmiam, bo najwidoczniej nie docierają do niego podstawowe fakty.

Już bym chyba wolała spać w samochodzie.

– Mamy kominek, a z tego co pamiętam to gdzieś tu jest jeszcze sporo naciętego drzewa. Rozpalę i będzie nam cieplutko.

Wyciągam telefon i spoglądam na wyświetlacz. Zostało mi tylko dwadzieścia procent baterii, ale na szczęście mam przy sobie pawerbanka, który starczy mi na kilka ładowań.

Włączam latarkę i wchodzę w głąb tego domu. Czuję się zupełnie jak w jakimś horrorze, zawsze zastanawiałam się jak można być takim głupim i nocować w takich miejscach, a teraz właśnie to robię.

Podchodzę do sofy i delikatnie na niej siadam. Na szczęście nie skrzypi.

– Jak już pokupujemy najpotrzebniejsze rzeczy to zobaczysz, że nie jest tu wcale najgorzej. Dziś utulę cię w swoich ramionach i będziesz się czuła bezpiecznie, a przede wszystkim będzie ci cieplutko – zapewnia mnie, a następnie gdzieś wychodzi.

Wraca dopiero po kilku minutach z naręczem drewna. Odkłada te kawałki koło kominka i zaczyna czegoś szukać.

– Mam nadzieję, że te zapałki nie straciły terminu ważności – mówi żartobliwie, ale mi niestety nie jest teraz do śmiechu.

Podchodzę do niego.

Nigdy nie wierzyłam, że coś takiego będzie miało miejsce, ale dziś potrzebuję jego obecności.

— Boję się tego co będzie — przyznaje szczerze.

— Nie bój się — wstaje i mnie przytula. — Przysięgam, że cię obronię.

Liczę na waszą opinię

Kara za grzechy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz