54

622 38 5
                                    


− Odkąd tylko się obudziłem, nie mogłem przestać o tobie myśleć. To, że tu jesteś jest dla mnie jak jakiś dar – uśmiecham się na jego słowa, ale jednocześnie mam ochotę znowu zalać się łzami. Świadomość, że niedługo będę musiała go zostawić jest dla mnie cholernie bolesna. – Nie zostawiaj mnie już.

− Możesz być pewny, że będę tu dopóki tylko będę mogła – na te słowa od razu markotnieje. Wie, że nasze szczęście długo już nie potrwa, że znów go zostawię.

− Jestem prawie pewny, że to on chciał mnie zabić. Odebrał mi ciebie, a później postanowił ostatecznie się mnie pozbyć – milczę, bo nie zamierzam wyjawić mu prawdy. To tylko bardziej by go zirytowało i mogłoby jeszcze pogorszyć jego stan. – Błagam wyjedź ze mną daleko stąd. Możemy nawet zaraz stąd wyjść. Twoja obecność sama sprawia, że wracają mi siły.

Chcę to zrobić. Z całych swoich sił pragnę teraz wyjść z nim z tego szpitala i pojechać przed siebie. Daleko. Choćby za granicę.

− Jesteś bardzo silny kochanie, ale widzę, że musisz jeszcze trochę tu zostać. Chcę cię pełnego sił – odwzajemnia mój uśmiech co mnie bardzo cieszy.

Nagle jednak markotnieje.

− Pewnie i tak zaraz musisz do niego wracać. To cud, że udało ci się na tak długo do mnie przyjść. Byłaś tu choć raz jak byłem w śpiączce? – mam ochotę skłamać, powiedzieć mu dokładnie to co on chce usłyszeć, ale nie potrafię. Poza tym wydaje mi się, że on po samym moim spojrzeniu poznał odpowiedź na to pytanie. – Rozumiem kochanie. I jak dobrze, że teraz jesteś.

− Jeszcze dwa dni mam spędzić u Briana, więc mogę posiedzieć z tobą ile tylko będziesz chciał. No chyba, że masz już mnie dość.

− Ciebie nigdy. Jak się mocno posunę to na pewno się tu obok mnie zmieścisz. Chciałbym się do ciebie przytulić – zaczyna się odsuwać, a ja nie powstrzymuje śmiechu.

− Gdybym to zrobiła to zaraz na pewno ktoś by mnie stąd wyrzucił.

Wstaje, a następnie się nad nim nachylam i delikatnie muskam jego usta.

Kurwa teraz to boję się go dotknąć by nie sprawić mu jakiegoś bólu.

− Ava proszę wyjedźmy stąd – patrzy mi prosto w oczy takim wzrokiem, że aż miękną mi kolana. – Nie wytrzymam bez ciebie. A poza tym skoro on chciał mnie zabić to może i ciebie skrzywdzić. Nie ryzykujmy tak.

Jakby jeszcze nie był w tak opłakanym stanie to myślę, że bym mu uległa, ale on teraz mógłby nawet nie wytrzymać kilkugodzinnej podróży. Szybko musiałabym odstawić go do jakiegoś szpitala i Niall bez żadnego problemu by nas odnalazł.

Nie, to mogłoby się tragicznie skończyć. Nie zaryzykuje jego życia.

− Musisz dojść do zdrowia. To jest dla ciebie teraz najważniejsze. A teraz idź spać, bo męczę cię już od kilku godzin, a ty na pewno jesteś już bardzo zmęczony.

Klikam na swojego smartwatcha, który już pokazuje dziesiątą w nocy.

− Nie, jeszcze mnie nie zostawiaj – mówi błagalnym tonem.

− Obiecuję, że z samego rana już tu będę. A ty będziesz miał ochotę mnie wyrzucić, bo przyjdę bez śniadania i będę tu zajadać się czymś dobrym nie zwracając uwagi na to, że ty masz dietę – znowu udaje mi się go rozbawić.

Daje mu jeszcze jednego buziaka w czoło, a następnie kieruję się do drzwi.

Idę powoli przez korytarz, ale nagle się zatrzymuje. Stoję jak wryta i patrzę na jednego z pracowników Horanów. On zapadł mi szczególnie w pamięć, bo wrzucił mnie do tego zimnego garażu.

On udaje, że mnie nie widzi, ale ja wiem, że nie pojawił się tu przypadkowo.

****

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Kara za grzechy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz