2. Eliza

367 44 18
                                    

Przyszła sobota. Jeden z niewielu dni, które lubiłam spędzać na lenistwie. Niestety nie było mi to dane. Znowu byłam zmuszona iść na jedną z tych wystaw jakiegoś zadufanego bubka, który malował lub rzeźbił i uważał się za bóg raczy wiedzieć kogo. Chodziłam na takie wernisaże, ponieważ byłam modelką i żyłam dzięki pokazywaniu swojego ciała w ubraniach lub bez na pokazach jak i sesjach zdjęciowych. Moja managerka uważała, że to świetne miejsce do nawiązywania kontaktów, a ta wystawa jest wyjątkowa, bo artysta, którzy tworzy wystawione działa incognito i nikt, nigdy go nie widział oprócz jego agentki. Byłam już gotowa do wyjścia, kiedy w drzwiach zatrzymała mnie mama.

- Kochanie o której wrócisz do domu? - zapytała.

- Nie wiem mamo, ale nie będę późno, wiesz, że nie lubię tych imprez.

- Wiem dziecko, ale baw się dobrze mimo wszystko.

- Dziękuję mamo.

Po tych słowach wybiegłam z mieszkania, bo moja taksówka już na mnie czekała.

Kiedy podjechałam pod galerię sztuki współczesnej, przez ogromne przeszklenia widziałam, że już jest spory tłumek. Czyli byłam spóźniona: nic nowego.

Zapłaciłam i ruszyłam do wejścia. Idąc powoli zauważyłam, że w środku kilka osób skupionych jest wokół jednej rzeźby wyglądającej jak kobieta. Ciało wyrzeźbionej sylwetki dotykał jakiś mężczyzna, a ludzie przyglądali się całemu przedstawieniu z zachwytem.

Zatrzymałam się przed samym wejściem do galerii i przyglądałam się przez szybę nie facetowi, który macał rzeźbę, ani pięknej formie, ale jego dłoniom, które subtelnie sunęły po zarysie jej ciała, aby zakończyć swój powolny spacer na szyi postaci. Mężczyzna coś powiedział, a tłum roześmiał się i zaczął klaskać. Korzystając z tej chwili hałasu otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Udało mi się uniknąć ciekawskich spojrzeń jakimi z zasady obdarzony jest każdy spóźnialski, ale nie udało mi się ukryć przed wzrokiem mojej agentki.

- Elzabeth! Jesteś spóźniona! - krzyknęła.

Spojrzałam na nią z uśmiechem.

- Zofio! Wiem! - uniosłam głos z udawanym entuzjazmem.

- Prosiłam się, żebyś była na czas, przed wejściem do galerii robiono zdjęcia, mogłabyś załapać się do jakiejś gazety, że bywasz na takich eventach.

- Zosiu, daj spokój. Z pewnością kręci się tu jakiś paparazzo, jeszcze mi zdążą zrobić parę fotek, żeby opatrzyć je podpisem "Nasza piękna Elizabeth już nie jest plus size" - zaśmiałam się, a Zofia zgromiła mnie wzrokiem.

- Elizka, nie wkurzaj mnie. Jesteś piękna, masz pełne ciało, które podziwiają kobiety, nie jakąś wychudłą lalką na ubrania. Jesteś cudna, a jak czasem ci się zdarza wyglądać szczuplej to jest to niczyja sprawa. Schudniesz? Też znajdę dla ciebie kontrakty. Nie daj się tym pieprzonym pismakom. Każda kobieta jest piękna w swoim rozmiarze i ty to wiesz najlepiej.

Spojrzałam na Zofię, ze szczerym uśmiechem. Zawsze umiała mi poprawić humor. Sama była chuda jak osa, ale jak twierdziła, nigdy niedojada i chodzi głodna, bo ma za dużo na głowie. No i tak, byłam tak zwaną modelką " Plus size" czyli większą niż większość modelek, ale też mniejszą niż prawdziwe modelki " Plus Size", które nie raz potrafiły mi to wytknąć na pokazach. Moje wymiary spisane na portfolio, którego strzegła moja agentka i aktualizowała je raz na trzy miesiące to sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, rozmiar czterdzieści cztery i sto dwadzieścia centymetrów w biodrach, którymi wiedziałam, jak kołysać, jak to się śmiała Zośka.

Wzięłam kieliszek wina od Zosi i zaczęłyśmy się kręcić między rzeźbami, które były białe, a co niektóre czarne. Przedstawiały sylwetki kobiet w różnych bardzo erotycznie kojarzących się pozach, ale nie tylko. Najbardziej podobała mi się rzeźba kobiety, którą dotykał mężczyzna. Rozglądałam się za nim, ale nigdzie go nie widziałam. Był z jakąś elegancką panią, która wzięła go pod rękę i odeszli. Ona to dopiero była piękna, szczupła i szeptała mu coś do ucha uśmiechając się. Miło było na nich popatrzeć. Wyglądali jakby się dobrze znali, albo nawet byli zakochani. Kiedy chodziłam z Zosią wśród ludzi ktoś zawołał.

- Elizabeth? To ty?

Obejrzałam się i nie znałam typa, ale widocznie on znał mnie. Mężczyzna był niewysoki, ale dość atrakcyjny, smukła twarz, ładne oczy i szczery uśmiech sprawiły, że przywitałam się z nim po przyjacielsku i poprosiłam, żeby się przedstawił.

- Karol Staszewski, pracuję dla firmy kosmetycznej i ostatnio omawialiśmy sprawę zatrudnienia ciebie. Jaki zbieg okoliczności, że cię tu spotykam. Lubisz sztukę?

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, ogólnie to nie przepadałam za takimi miejscami, ponieważ kompletnie nie znałam się na obrazach ani rzeźbie. Jasne lubiłam malowidła pięknych widoków natury lub kobiet, ale to wszystko. Postanowiłam być szczera.

- Panie Karolu nie znam się na tym, jestem tu, ponieważ moja agentka zarówno jak i pan szuka okazji do rozszerzenia swoich znajomości. - uśmiechnęłam się.

- Szczerość, to lubię w kobietach, proszę oto moja wizytówka niech pani agentka się do mnie odezwie. - mężczyzna znikł równie szybko jak się pojawił. Kiedy pojawiła się Zośka, ponieważ załatwiała coś z kimś, kogo w ogóle nie znałam podałam jej wizytówkę.

- Karol z Lola Cosmetics? Eliza, gdzie on jest?

- Nie wiem wszedł gdzieś w tłum. Zosiu muszę do toalety, zaraz wrócę. - powiedziałam i nie czekając na to co powie odeszłam wspomnianego pomieszczenia.

Galeria była spora, więc kręciłam się chwilę po jej korytarzach zanim dotarłam do upragnionego miejsca. Załatwiłam sprawę i chciałam wrócić do sali głównej, jednak znowu zaczęłam błądzić wśród korytarzy i trafiłam do sali, gdzie na ścianach i sztalugach rozmieszczone były obrazy. Rozejrzałam się uważnie, aby znaleźć wyjście i wtedy go zauważyłam. Siedział sam i patrzył się na obraz.

Sztuka zmysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz