187. Jeremiasz i Eliza

158 29 29
                                    


Jeremiasz

Eliza się rozłączyła. Poczułem złość. Chciałem z nią pożartować, ale ona wzięła wszystko na poważnie. Nie mogłem uwierzyć, że zrobiłem kilka kroków pod górkę do mojego celu, aby po chwili z niej spaść. Trudno sam sobie na ważyłem niesmacznego piwa, to teraz musiałem ten syf wypić.

- Kończymy na dzisiaj? - usłyszałem głos Joanny, która właśnie weszła do pracowni.

- Nie. Chcę jeszcze popracować. - warknąłem.

- Mieliśmy zjeść kolację na mieście, a żeby się uszykować to musimy się zbierać.

- Asiu... Przepraszam cię, ale nie mam ochoty.

- Rozmawiałeś z kimś? Twój telefon jest koło ciebie. - zapytała od razu.

Jak to było, że ona nigdy nie miała skrupułów, żeby pytać mnie o takie rzeczy. Wręcz prowadzić dochodzenie.

- Tak z Elizą. - powiedziałem szczerze.

- Pogodziliście się? - zapytała zdziwiona i podeszła bliżej. Wzięła moja dłoń i włożyła mi w nią szklankę z kompotem.

- Można tak powiedzieć. - powiedziałem i wypiłem mj ulubiony napój do dna zjadając także tryskawki znajdujące się na dnie szklanki.

- To chyba dobrze. - powiedziała nieco ciszej. Chyba usłyszałem w jej głosie rozczarowanie.

- Nie wiem, jeśli mam być szczery, ale nie rozmawiajmy o niej. - poprosiłem, ponieważ naprawdę chciałem zakończyć temat. - Możemy wyjść na kolację, jeśli chcesz, ale czy mogę potem tu wrócić?

- Chcesz pracować całą noc? To nie jest dla ciebie dobre. Wiesz, że lekarz...

- Jezu, Joanno czy będzie taki dzień, kiedy zrobisz to o co proszę, a nie to co ty uważasz za dobre dla mnie? - poderwałem się z krzesełka.

- Jeremi, brak snu ci nie służy o czym doskonale wiesz, a poza tym jesteś chory.

- Szkoda, że nie myślałaś o tym jak proponowałaś kolację i wyjście. - warknąłem sięgając po telefon. Włożyłem go do kiszeni spodni i wolno ruszyłem w stronę drzwi.

- No dobrze. - skapitulowała moja przyjaciółka. - Ale w czy w takim razie jest sens, żeby wychodzić? Może zamówię pyszne jedzenie na wynos i zjemy tutaj, a potem wrócisz do pracy.

- Dobrze. - zgodziłem się będąc już przy drzwiach. - tylko się wykąpie, nie chcę siadać do kolacji z tobą pachnący mokrą ziemią.

- Ale ja lubię ten zapach. - powiedziała chyba już się uśmiechając. - Twój zapach.

Stanąłem w drzwiach ze spuszczoną głową. Dłonie miałem schowane w kiszeniach i pomyślałem chwilę, zanim chciałem powiedzieć słowa, które tak bardzo teraz pasowały. Słowa, które mimo złości na Joannę za to, że mnie okłamywała były najpiękniejszą prawdą w naszej relacji.

- Czasem mam wrażenie, że tylko ty mnie lubisz takim jakim jestem Joanno. - po czym złapałem się ściany, aby podążyć do swojego pokoju. Zanim odszedłem, do moich uszu dotarło już dość ciche:

- Wiem.

Tak. Oboje wiedzieliśmy, że akceptowaliśmy siebie wzajemnie takimi jakimi jesteśmy. Nasze wady często dla tego drugiego zacierały się z zaletami, gdyż tylko z nimi uważaliśmy naszą przyjaźń za kompletną. Wiedziałem to i dlatego kłamstwo Joanny bolało mnie tak bardzo, ale także bardzo chciałem wiedzieć dlaczego mnie okłamywała i niebawem chciałem ją o to zapytać.

Eliza

Kolacja z Zosią była super. Zawsze się dobrze razem bawiłyśmy, ale teraz było po prostu beztrosko, jakbyśmy były na prawdziwych wakacjach w ciepłych krajach. Zośka rozkręciła się na amen i opowiadała mi o tym jak była modelką, kogo to nie poznała chodząc po wybiegach w całej Europie, a ja słuchałam jej z zaciekawieniem marząc o takiej karierze jak jej.

Sztuka zmysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz