137. Jeremiasz

117 25 19
                                    


Wyrozumiałość Elizy dla nadopiekuńczości najbliższych mi ludzi była zadziwiająca. Zacząłem się zastanawiać ile właściwie ta dziewczyna ma lat, ale jakoś nie miałem odwagi, żeby ją o to spytać. Wypiliśmy po kieliszku Procecco, a potem Eliza podała mi kawałek pizzy.

- Zjedzmy coś, bo za chwilę zacznie mi burczeć w brzuchu. - skomentowała.

Pizza była dobra, chociaż jadałem lepsze, ale nie zamierzałem narzekać. To ja ściągnąłem Elizę do Trójmiasta i to przeze mnie tutaj utknęliśmy. Była miła i pomocna, więc nie chciałem narzekać na cokolwiek. Malbec był dobry.

- Nie wiedziałam jakiego Malbeca wziąć więc zgodziłam się na rekomendację z karty win. Jeśli nie smakuje to przepraszam, nie znam się na winach. - powiedziała zakłopotana.

- Nie martw się, ja też się nie znam, po potu smakuje mi ten typ czerwonego wina i tyle. To jest dobre i pasuje do pizzy, chcesz trochę? - zapytałem uprzejmie.

- Ale tylko spróbuję, ja w zasadzie nie piję alkoholu, kieliszek bąbelków to dla mnie i tak sporo. - Przyznała z zakłopotaniem w głosie.

- Ja też nie piję, ponieważ nie mogę, tracę wtedy poprawność orientacji w terenie, ale już dzisiaj nie zamierzam nigdzie wychodzić i ty też nie, więc skorzystajmy z okazji i napijmy się dobrego wina. - zachęciłem ją.

- Chcesz mnie upić i wykorzystać. - poskarżyła się słodko moja uczennica.

- Z tym upiciem może, ale z tym wykorzystaniem? Jakoś sobie tego nie wyobrażam, szybciej wybiłbym zęby w trakcie namierzania cię w pokoju, niż wykorzystał, to raczej ty możesz wykorzystać mnie. Jak mówiłem, jesteś przy mnie wyjątkowo bezpieczna. - roześmiał się i ugryzł kawałek pizzy, który miał w dłoni.

Nie wiem jak to się działo, ale Eliza była naprawdę rozluźniona i to się wyczuwało w jej tonie głosu. Przecież nie mogła się taka stać od jednego kieliszka wina.

- To by dopiero było co? Ale nie masz się czego bać, ja pewnie też bym wybiła zęby próbując cię namierzyć, ponieważ znając moje szczęście to właśnie coś takiego by się stało. - chichotała.

- No dobrze, a teraz poważnie... Jeśli chcesz mogę spać na kanapie, tutaj, żebyś czuła się bezpiecznie.

- Nie, no coś ty są dwa osobne łóżka i masz się wyspać, oboje mamy się wyspać. - ziewnęła Eliza.

- Ktoś tu jest śpiący już. - zagadnąłem.

- Jedzenie i wino to dla mnie złe połączenie, ale nie jestem śpiąca, jednak jeśli ty chcesz iść spać...

Nie chciałem, chciałem posiedzieć i porozmawiać, ponieważ nie wiadomo było kiedy znowu trafi się taka okazja.

- Nie, ja lubię siedzieć w nocy, dla mnie to taka pora ciszy i skupienia, wtedy najlepiej mi się myśli i pracuje.

- Myślisz, że Vincent namalował swój obraz w nocy? Ten z gwiazdami? Patrząc na gwieździste niebo?

- Nie, niestety nie, to nie było aż tak romantyczne malowanie ja myślisz. To płótno powstało zupełnie z pamięci jego autora. Van Gogh był wtedy w szpitalu psychiatrycznym. Dla niego niebo nie było czarne, ale było... Cytuję: "błękitną czernią". Namalował ten obraz z wyobraźni i bardzo ubolewał nad tym, że nie mógł tworzyć więcej właśnie na podstawie własnej wyobraźni.

- To ciekawe, ale skąd wiadomo tyle o tym co myślał o swoim tworzeniu i obrazach? - zapytała Eliza z zaciekawieniem w głosie.

- Ponieważ pisał listy do brata, a niektóre z nich zachowane są po dziś dzień. Dzięki nim wiemy iz uważał, że to wyobraźnia jest cennym talentem dla artysty malarza i należy ją rozwijać. - wziąłem łyk wina zastanawiając się nad tym co mówiłem.

Sam wierzyłem w siłę wyobraźni nie mogąc widzieć tego co pragnąłem zobaczyć.

- No dobrze, ale jakim on musiał być ciekawym człowiekiem, że w listach opisywał to wszytko, do kogo one były? Do ukochanej?

- Nie, do brata. Byli ze sobą blisko, o brat wspierał jego malarstwo i talent. To było dla niego ważne, z resztą każdy artysta ma taką osobę koło siebie i z zasady nie jest osoba zupełnie bezkrytyczna. - kontynuowałem wywód.

- Jakie to ciekawe mieć talent widzenia świata w zupełnie inny sposób niż inni i umieć to przekazać na płótnie czy w rzeźbie, albo... - Eliza zatrzymała się na chwilę, jakby jej zabrakło słów.

- Tak samo jak w literaturze, poezji i wszędzie tam, gdzie ktoś tworzy coś , aby wyrazić siebie. - podsumowałem.

- No właśnie, taki talent to skarb. - westchnęła.

- Ty też masz talent z tego co wiem. - wiedziałem, ale w myśli już miałem żart, który już zawsze będzie mi się z nią kojarzył.

- Tak? Jaki?

- Plucie na odległość. - roześmiałem się jak w głos. - Nadal czekam na te lekcje.

Poczułem kuksańca na moim przedramieniu.

- Ej, no wiesz co?

- No właśnie wiem, dlatego mówię i nie wiem czy wiesz, ale przemoc niczego nie rozwiązuje.

- Panie magistrze, ale się pan rozkręcił, chyba wino przez pana mówi. Nie no idę spać, jesteś okropny. Strzelam focha. - powiedziała w taki sposób, ze roześmiałem się jeszcze głośniej.

Chyba wino odpowiednio mnie odprężyło.

- Dobrze, że informujesz, w takim razie chodźmy spać, skoro się obraziłaś, tylko czy możesz się obrazić już po tym, jak pomożesz mi trafić do łóżka? Sama rozumiesz - próbowałem ucelować kieliszkiem w stolik, ale chyba słabo mi szło, ponieważ poczułem jak Eliza bierze mi go z ręki.

- Naprawdę jesteś niemożliwy. - burknęła i wzięła mnie pod ramię.

Przeszliśmy kilka metrów, a potem poczułem koło nóg łóżko. Usiadłem na nim sam, a Eliza odeszła, miałem tylko nadzieję, że nie zbyt daleko. Mniej więcej wiedziałem w jakiej odległości stały od siebie łóżka, ale i tak dla pewności musiałem to wyczuć. Podniosłem nogę, aby wyczuć czy drugie łóżko jest bardzo blisko, abym wiedział na którą stronę mam wstać, gdyby chciało mi się w nocy to toalety, chociaż... Ech...

Właśnie mi się zachciało. Wstałem z zamiarem pójścia to łazienki.

- A pan gdzie się wybiera? - zapytała tonem guwernantki Eliza.

- Za potrzebą pse pani. - odpowiedziałem w jej stylu.

Po chwili poczułem rękę na łokciu.

- Pomogę cię, nie chce mieć do czynienia ze wściekłą Joanną, jeśli wrócisz bez zębów. - westchnęła. - Jeszcze mi życie miłe.

- Już nie masz na mnie focha? - kpiłem.

- Mam, ale ... a nie ważne.

Sztuka zmysłówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz