Niepokój

52 4 1
                                        

Wszedł na Wielką Salę z podkrążonymi oczami, słuchawkami na uszach i odtwarzaczem przypiętym do ubrania. Unikając czyjegokolwiek wzroku, pomaszerował do jednej z ław, rozkładając przed oczami "Proces" i zaczął śledzić spojrzeniem kolejne litery, jednak nie umiał skupić się na całkowitym sensie słów. W środku znajdowało się kilka osób, zaskoczonych jego pojawieniem się w tym miejscu. W tym sam Yunho, który na widok przyjaciela, poderwał się z miejsca, natomiast nie potrafił nic z siebie wydusić. Mingi chwycił go delikatnie za dłoń i pociągnął w dół, ażeby usiadł. Sądził, że gdy Hwa będzie potrzebował pomocy, sam o nią zawoła. Niestety, nikt inny nie miał mocy, która by go uleczyła. Mogli tylko przy nim być oraz służyć pomocną dłonią, ale główną walkę musiał stoczyć sam ze sobą. 

Z trudem patrzyło się na kogoś, w kim zgasło wszelkie światło. Seonghwa nie opowiadał Jeongowi wiele o jego relacji z Hongjoongiem, lecz bez problemu dało się dostrzec więź, jaka ich połączyła. Miała ona niewątpliwie inny charakter niż ta łącząca go z jasnowłosym. Już od pierwszego dnia w tym miejscu coś między nimi kliknęło i wiadomym było, że stworzą relację znacznie trwalszą niż sam ten projekt. Nie byli tylko sojusznikami, przyjaciółmi, kolegami. Brunet odkrywał przed Joongiem karty, jakich nigdy nie odważył się ujawnić przed Yunho. Stawał się nadzwyczaj troskliwy wobec młodszego i powziął sobie za punkt honoru chronienie go przed tym miejscem oraz ludźmi, którzy mogli go skrzywdzić. Oczy śmiały mu się na widok fioletowowłosego nawet jeśli ten się nie odzywał. Każdy wolny moment spędzali razem i osoby z boku mogły zauważyć, że ta dwójka znalazła w sobie komfort, jakiego przez ponad dwadzieścia lat nie znaleźli w nikim innym. Yunho mógł być o to zazdrosny, bowiem przez cały ten czas starał się być dla Hwy najlepszym kompanem, jakiego mógł mieć, ale jednocześnie nie było nic wspanialszego niż widzieć kogoś doświadczonego przez życie, kto wreszcie rozkwita. Staje się lepszym człowiekiem, bo ma w tym motywację. Zaczyna czuć i są to same wspaniałe emocje. 

Tym straszniejsza była pora, kiedy to wszystko nikło. 

Niemniejszej tragedii doznał Wooyoung, który od wypuszczenia go z sali szpitalnej nie wychodził ze swojego pokoju. Jedyną osobą, z jaką się kontaktował był San, choć tak naprawdę ciężko było nazwać to kontaktem. Choi towarzyszył Jungowi każdego dnia, pilnując, by ten nie podjął żadnej  lekkomyślnej decyzji. Przez większość czasu milczeli, a sam Jung w najmniejszym stopniu nie przypominał siebie. Mało jadł, jeszcze mniej sypiał. Właściwie nie potrafił się zebrać, aby zrobić cokolwiek i nawet długie monologi Sana, próbujące go przełamać, nie przynosiły pożądanego rezultatu. Spoglądał w ścianę naprzeciwko przez długie godziny, nie poruszając się nawet o milimetr. Dla co poniektórych mógł być to naprawdę przerażający widok, ale taki właśnie było samopoczucie Wooyounga. 

Płakał przez pierwszą dobę. Nie stracił przytomności po postrzale i szczerze powiedziawszy, nie zwracał uwagi na swój stan zdrowia. Krzyczał, awanturował się ze służbą. Uderzył jednego ze strażników, innego chciał zabić, ale był w tej walce sam na dziesiątki uzbrojonych funkcjonariuszy, którzy ignorowali jego błagania, jego żal i prośby o oddanie przyjaciela. Szatyn do teraz widział wystraszone ślepia Kima, zaraz przed tym, jak ktoś powalił go na ziemię. Tak naprawdę, te sceny następowały po sobie w ciągu, sekund, ale odtwarzane w jego umyśle, zajmowały niemalże wieczność. To wydawało się takie nierealne, a jednocześnie tak okrutnie bolesne. 

Woo nie zdążył go przeprosić. Nie zdążył naprawić ich relacji, sprawiając by stali się rodziną, tak jak to było poza murami. Tam byli szczęśliwi. Brązowowłosy wielokrotnie snuł marzenia, aby zamieszkać w Valorii, aby rozpocząć nowe "lepsze" życie. Prawił Hongowi wykłady o tym, jak przedostać się przez granice miasta i odmienić ich los. Fantazjował o podjęciu normalnej pracy, schludnym mieszkaniu na przedmieściach, braku lęku, w jakim tkwił przez ostatnie dziewiętnaście lat i o tych wszystkich niespełnionych marzeniach, przez jakie narzucał na Kima niewyobrażalną presję. Chociaż ten był niespełna rok starszy, to Jung siłą rzeczy traktował go jak rodzica, a nie powinien. Kładł na nim odpowiedzialność, która powinna rozkładać się po połowie, ale dopiero teraz zauważał, że pogrzebał pod nią chłopaka, pragnącego tak samo jak on czuć się zaopiekowanym. Pozwolił, aby się od siebie odsunęli. Być może nieznacznie, być może tylko na milimetry, ale jednak. Tymczasem w sercu Wooyounga, on wciąż był dla niego najważniejszy. Był jego niedoścignionym wzorem, kimś kogo podziwiał za wytrwałość, za niezłomność, za to, że zawsze stawiał szatyna na pierwszym miejscu. Woo wiedział, jak ten kocha budzić się z rana i przyglądać się wschodom słońca, wiedział, jak bardzo kocha sobie podśpiewywać, przemierzając wydmy i jak wiele radości sprawiało mu obcowanie z tamtą naturą. Oczywiście, również się bał i był świadomy, że będą musieli ruszyć dalej, być może w nieznanym, odległym kierunku, ale Joong był na to gotowy. To dla Junga poświęcił całego siebie, łącznie z poświęceniem swojego życia. I nastolatek nie potrafił patrzeć na to w inny sposób. Czuł się tak koszmarnie winny, a dziś jedyne o czym marzył, to znów go przytulić. 

ASTER | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz