Winny

31 7 2
                                    

Wręczył mu zieloną kopertę bez żadnego zawahania. Park jednak nie mógł się ruszyć, czując jakby nogi wrosły mu w ziemię. Patrzył na mężczyznę, lecz ten nie był tu po to, aby okazywać mu wsparcie. Jego oczy nie mówiły zupełnie nic, ale przynajmniej nie oceniały jego karygodnych decyzji. Hwa zdawał sobie sprawę, jak wielki błąd właśnie popełnił. Bał się odwrócić, kontynuować uczestnictwo w tej konkurencji. Jak nic, przerażała go wizja spojrzenia Jeongowi prosto w oczy. Kolejny raz nie dopuścił rozsądku do głosu i w ten sposób miał szansę stracić wszystko. Dlaczego więc inna odpowiedź nie przeszła mu przez gardło?

Powoli odsuwał się od Centrali, w głowie mając wciąż to pytanie, to jakże okrutne, ciężkie pytanie, które postawiło Seonghwę w złym świetle. Nie umiał uspokoić drżących dłoni, więc wsunął je w kieszenie. Nie będzie umiał skonfrontować się z pozostałą czwórką, a zwłaszcza Sanem oraz Yunho. Nie zrozumieją go. Nie wybaczą. Wcale się im nie dziwił. Jedyne co odczuwał, to wstręt do siebie. To okropne, gorzkie uczucie zalewające jego ciało, wyżerające jego wnętrzności, pozostawiające widoczne piętno. Wystarczyło, aby na niego spojrzeli, by stało się jasne, że zrobił coś podłego.

Szedł w kierunku siedziby projektu, ale jego myśli wybiegały gdzieś bardzo daleko. Być może w ramiona Hongjoonga, którego tutaj przy nim nie było. Akurat dziś, gdy potrzebował go najbardziej. Akurat dziś, kiedy cały świat miał obrócić się przeciwko niemu. W dniu, który był jednym z najtrudniejszych w jego życiu. Postradał zmysły. Nie potrafił sobie radzić z tą sytuacją, co musiał wreszcie przed sobą przyznać. Nie poradził sobie z tą odpowiedzialnością, jaką niósł za sobą ten projekt. Nigdy nie nauczył się kontrolowania emocji, przez co przeżywał je dziesięciokrotnie bardziej niż ktokolwiek, kogo znał. Nie dojrzał na tyle, aby z pełną świadomością ponosić konsekwencje za swoje wybory, przez co tak wiele osób zginęło z jego rąk. Nie władał nad swoimi odruchami, nad galopującymi dylematami, rodzącymi mu się co chwilę w umyśle. Migrena rozsadzała mu czaszkę. Sumienie targało nim jak szmacianą lalką, nie cichło nawet na sekundę.

Podpisałeś wyrok.

Zabiłeś przyjaciela.

Wszyscy, których kochasz cię znienawidzą.

Hongjoong gardzi mordercami.

Hongjoong nie żyje, a jeśli nawet jakimś cudem przetrwał, nie pokocha takiego potwora.

Yunho zginie.

Ostatnia osoba, na jakiej kiedykolwiek ci zależało umrze na twoje życzenie.

Jesteś głupcem Seonghwa.

Nie zasługujesz na to, by...

Ktoś go pchnął, a on upadł na kolana zszokowany. Podniósł głowę i ujrzał nad sobą Yeosanga, który patrzył na bruneta z pogardą. Park spodziewał się, że ten zamierza się zemścić za to, jak został potraktowany w Delegaturze. Przymknął powieki, gotowy na uderzenie, a nawet strzał, jeśli taka będzie wola Kanga. Powinien o siebie walczyć, skoro o bliskich nie potrafił, lecz on tylko wpatrywał się w sylwetkę drugiego, pozbawiony jakiejkolwiek determinacji. Jakby cały ten zapał ulotnił się wraz z odpowiedzią na trzecie pytanie.

Yeo syknął coś pod nosem, po czym podciągnął Seonghwę do góry i powlókł za sobą siłą. Nie odzywał się, bo tym samym mógłby skazać ich oboje na śmierć, więc po prostu szedł, nie puszczając ramienia Parka. Zmierzał do wnętrza budowli. Sam posiadał już trzy koperty, które nie wiadomo gdzie znalazł. Ciemnowłosy nie miał ochoty znosić czyjegokolwiek towarzystwa, a tym bardziej Sanga, lecz w tym stanie ciężko było mu nawet protestować. Jedyną opcją, jaką widział, żeby się go pozbyć, było zabicie niższego. Postrzelenie w skroń, tak szybkie oraz banalnie proste. Niemniej nie chciał się do tego posuwać. Jeszcze kwadrans temu sekundy dzieliły go od tego, aby załatwić tę sprawę w ten sposób. Natomiast teraz życzył sobie tylko tego, aby wreszcie to się skończyło. Wszystko... nie tylko projekt.

ASTER | SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz