Pisane przez chemicznaph7
Dodam to dzisiaj tak dla bonusu za to, że tyle nie dodawałam.
Miłego czytania!!!
Obudziłam się w łóżku obok Rina!!! Dobra, wracam do normalności, żeby nie było, nic się nie stało!
Moja głowa leżała na jego ramieniu, otworzyłam oczy i spojrzałam jak rozkosznie spał. Miał szczęście, że dziś sobota i nie muszę go ochrzanić za... coś by się znalazło.
Jego ręce spoczywały na mojej talii, tuliły mnie, dodatkowo przyciągały do niego. Jak się cieszę, że jest teraz mój i tylko mój. Nagle poczułam, że jego uścisk staje się mocniejszy, zauważyłam, że mój "kochaś" właśnie się obudził. Spojrzeliśmy sobie w oczy, jak zwykle moje serce się roztopiło pod wpływem emocji.
- Witaj kochanie. Jak się spało? - Powiedział, całując mnie w czoło.
- Witaj misiaczku, dobrze a tobie? - Uśmiechnął się na moje pytanie.
- Dobrze tylko przez ciebie nie czuje pleców, trochę zdrętwiałem. - skrzywił się teatralnie.
- Przeze mnie? Przepraszam, ale to ty włączyłeś jakieś smuty. Poza tym to ty dałeś mi wczoraj na powitanie dawkę adrenaliny. Jak ci nie wstyd? - Wstałam i zaczęłam się przeciągać, odsłaniając brzuch.
- Jak zwykle na żartach się na znasz. - Spojrzałam na niego wilkiem. - No dobra, dobra wiesz jak było. Skończmy ten temat. - Spojrzał na mnie z miną zbitego szczeniaczka, w jego wersji wyglądała KAWAII. Nic dodać, nic ująć. - Jeśli powiesz, że randka ci się nie podobała, to inaczej pogadamy.
- Znów zechcesz mnie wrzucić do basenu za karę. Brawo!!! - Igrałam teraz ze śmiercią w postaci Rina, ale ten idiota nie umie żyć bez drażnienia się. Przyznać muszę, że ja też nie potrafię.
- Wymyśle teraz coś gorszego myszko. - Uśmiechnął się w ten sposób... cholera. Zawsze się tak patrzy, gdy ma szatański plan lub Bóg wie co.
Nagle rozległ się głośny krzyk brzucha, mojego w dodatku. Spojrzałam na Matsuokę i zaczerwieniłam się jak buraczek. Spojrzałam w dół, na swoje stopy, aby tylko nie było widać mojej czerwonej twarzy. Dlaczego ja zawsze muszę mieć pecha? Nie mogłeś poczekać, aż stąd wyjdę.
- Przepraszam. - Powiedziałam cichutko, stojąc dalej koło łóżka co wcześniej.
Poczułam jak coś, a raczej ktoś mnie ciągnie na łóżko.
- Rin, idioto!!! Puść mnie. - Powiedziałam to tylko dla zasady, choć wewnątrz chciałam, żeby teraz zrobił coś bardziej... niegrzecznego.
Teraz leżałam pod nim, oplotłam go nogami w pasie także splotłam ręce na jego szyi przyciągając go do siebie. Szybko wiedział co powinien zrobić, więc złączył nasze usta w jedno. Kochałam bardzo jego pocałunki i jak okazywał choć odrobinę zazdrości czy miłości. Te chwilę cudowną chwilę musiał przerwać dzwonek mojego telefonu, więc wyjęłam go z kieszeni nie puszczając bordowowłosego z objęć. Na wyświetlaczu zobaczyłam kontakt Makoto. Dziadyga, w tej chwili, jak mógł?
- Bezduszny Makoto. - Wypowiedziałam to z kpiną w głosie i z gestykulacją rękami.
Zobaczyłam uśmiech na twarzy Rina i postanowiłam kontynuować na czym stanęliśmy przed chwilą. Rzuciłam telefon dalej na łóżko, pragnęłam teraz tylko jednego. Dostałam to.
- Może jakieś śniadanie? Burczy ci w brzuchu, a ja nie chce cię torturować. - Ostatnie słowo podkreślił, mówiąc mi je prosto do ucha. Co za typ, ale i tak go kocham. - Zapraszam na śniadanie, dziś ja pokażę na co mnie stać. - Wziął mnie na ręce, na dodatek zaniósł do kuchni.
- Idioto! Umiem chodzić.
- Oczywiście, ale coś miłego na początek dnia. Niedługo same pocałunki nie wystarczą, a rozpieszczać cię mogę. W końcu jednego masz chłopaka. - Usadził mnie na krześle zaraz przy stole, całując przy tym w czoło.
- Jesteś jedyną osobą, której nie czaje do końca, serio.
Po jakiś 20 minutach droczenia się ze sobą śniadanie było gotowe. Powiem nawet, że zostało zrobione w 100% przez niego. Na stole postawił zwinnym gestem szklanki i talerze, a nawet w międzyczasie mnie nakrzyczał, ponieważ chciałam mu pomóc. Następnie na stół trafiła jajecznica, kawa oraz tosty.
- Wow! Genialne. - Powiedziałam z pełnymi ustami.
- Jak małe dziecko, z pełnymi ustami nie mówimy. Pamiętaj dzieciaku. - Spojrzał na mnie śmiejąc się.
- Monika, do cholery. Obieraj telefon!!! - Z korytarza dobiegł krzyk. Drzwi trzasnęły a w kuchni stanął zmęczony Makoto.
- Coś się stało? - zapytałam zszokowana wyrazem twarzy przyjaciela.
- Stało... Nie biegłbym z domu aż tu... - Rin podał Tachibanie szklankę z wodą, a ten kiwnął głową na znak podzięki. - Gou dzwoniła... Każdy dzwonił... - Widać, że był zmęczony biegiem.
- No więc, co się stało? - Zapytałam lekko rozkojarzona.
- Stało się coś okropnego. Twój brat... Potrzebuje cię teraz. Musisz wracać do Australii...
Poczułam jak grunt usuwa się spod nóg. Wyjęłam z kieszeni telefon i oprócz połączeń od zielonookiego były również od rodziców. Wypuściłam kubek z kawą na podłogę, wybiegając w pośpiechu z mieszkania Gou cała we łzach.
CZYTASZ
Rin Matsuoka - Historia Pewnej Znajomości
FanfictionOn - pływak pełen pasji i zaangażowania. Ona - gimnastyczka, była pływaczka, nieśmiała i skromna. Zobacz co się stanie jak się spotkają.