27.

685 52 5
                                    


-

Stałem przed drużyną, patrzyli na mnie z szacunkiem. Każdy słuchał, nikt nie rozmawiał. Czułem się dumny z tego kim dla nich jestem. Chyba, że się mylę w tym momencie. - Zbliża się czas zgłoszenia naszego uczestnictwa w zawodach prefektury. Dlatego też zastanawiam się nad zmianą sposobu wyboru uczestników do tegorocznej sztafety. - Zobaczyłem poruszenie w załodze. - Zazwyczaj cztery miejsca zajmują osoby z najlepszymi czasami. Jednak w tym roku, niezależnie od waszej szybkości, jeśli wolicie się skupić na waszych indywidualnych konkurencjach, nie musicie brać udziału w sztafecie. Wybiorę tylko tych, którzy chcą w niej wystartować. Oczywiście zarówno wasz zapał i szybkość będą brane pod uwagę. Być może jako wasz kapitan nie powinienem tego proponować. Wiem, że najprościej jest jak zwykle, osiągnąć najszybszy czas. Chcę jednak, byście zrozumieli, czym jest dla mnie sztafeta.  - Tu spojrzałem na Sousuke. Oni wszyscy tak na mnie patrzą. - Chcę wziąć udział w prawdziwej sztafecie z kolegami z drużyny, którzy naprawdę chcą w niej popłynąć. Inaczej będzie to bez sensu, nawet jeśli przegramy. Dlatego chcę, byście odpowiedzieli na moje uczucia. Każdy, kto naprawdę chce wziąć udział w sztafecie, niech wystąpi na przód. Zaczniemy stąd!

*

- Jestem pełen podziwu. - Szczerzył się Momo. 
- Cicho siedź. Po coś przylazł do mojego pokoju? - Irytowało mnie jego ciągłe gadanie. 
- Nudzi mi się. Kapitanie, co czytasz? - Dążył dalej do swego.
- Kamieniarza. 
- O co to?
- Kryminał. 
- Mmmm, Matsuoka jak tam twoja siostra? - Zamknąłem książkę i podniosłem się.
- Nie wiem, co u niej. Idę. Cześć. - Zabrałem torbę i odetchnąłem z ulgą. - Ciszo, trwaj wiecznie. 

*

Pukam, pukam i nic. Wyjąłem klucze z kieszeni, otwierając drzwi. 

- Monika? - Rzuciłem swoje rzeczy. - Jesteś? - Zajrzałem do każdego pokoju. - Dlaczego cię nie ma? Popamiętasz mnie. - Skierowałem się w stronę kuchni, więc zajrzałem do lodówki. Tylko mleko, no cóż. W tym domu tylko ja preferuje mleko, a nie chodzi mi o nietolerancje laktozy.

- Gdzieś ty polazła? - Powiedziałem zaraz po tym, jak odebrała. 
- No, gdzie... yyy... - Zaczęła coś kręcić. 
- Monika, no mów. 
- Zaraz będę, tylko wyjdę ze sklepu. Kupić ci coś? - Hym... nieprzyzwoita propozycja. 
- Nie, dzięki. Ale masz zamiar coś upichcić, jak wrócisz, nie? Głodny jestem. - Upadłem na łóżko w jej pokoju. Dziwnie było mi w pomieszczeniu jej babci. 
- Tak, tak. Pa. - Rozłączyła się. Była strasznie zdziwiona moim telefonem. Coś kręci, jak wróci wyduszę to z niej, choćby nie wiem co. Wyjąłem telefon z kieszeni, zaczynając czytać mangę. 

- Jestem! Kochanie? - Zamknęła za sobą drzwi. - Wiedziałam, że tu będziesz. - Uśmiechnęła się. Podszedłem do niej, natychmiast rzuciła mi się na szyję. 
- Jesteś w bluzie zespołu, jak super. Jak tam trening? Wygłosiłeś tą swoją zacną mowę. Jeszcze nie wiedziałam cię tak zestresowanego. - Odsunęła się ode mnie. - Rin, coś nie tak? 
- Nie byłem zestresowany, wszystko w porządku. Tylko mówiłaś, że nigdzie nie masz zamiaru wychodzić. 
- No, bo wiesz... Chciałam ci zrobić coś do jedzenia, ale nie wiedziałam co, więc poszłam do sklepu się czymś zainspirować, ale zadzwoniłeś...
- Poczekaj, to że spadła ci gorączka nie oznacza, że możesz wychodzić na dwór. Dzięki za starania, ale ważniejsze dla mnie jest twoje zdrowie, niż mój pusty żołądek. - Spojrzała na mnie z nadąsaną miną. Odwróciła się, ściągnęła z siebie bluzę, następnie skierowała się do kuchni. - Zamierzasz teraz się nie odzywać? - Poszedłem za nią, a ona wyjmowała pizzę z pudełka. 
- Czekałeś 40 minut, ale przynajmniej jest ciepła. - Nałożyła mi kawałek na talerz i podała mi go bez spojrzenia na mnie. 
- Dlaczego zawsze musisz się tak szybko fochać? Nie masz pięciu lat. Zaczyna mnie to lekko irytować. - Powiedziałem to ostrym tonem. Stanęły jej świeczki w oczach. Przeszła obok mnie, zamykając się w łazience. Zrezygnowany podszedłem do drzwi, opierając się o nie. Znowu... - Przepraszam, mam zły humor. 
- To nie znaczy, żeby się na mnie wydzierać. - Usłyszałem, jak coś spada. 
- Tym bardziej to nie znaczy, żeby zamykać się w łazience, otwieraj!
- Tak i się wtedy bardziej wyżyjesz. 
- Skąd ten pomysł? Jak nie otworzysz teraz, to tak. - Odsunęła zamek, ale nie otworzyła drzwi. Złapałem za klamkę, więc sam to zrobiłem. Wewnątrz stała ona, całe szczęście nie płakała. Spostrzegłem czerwień na jej ręce. - Coś ty zrobiła? - Złapałem za dłoń, następnie sięgnąłem po apteczkę. 
- Zbiłam szklankę. Preferuję plastik. - Posadziłem ją na kolanach, opierając skaleczoną część ciała o umywalkę. 
- Ja preferuję, jak nie robisz sobie krzywdy, a tym bardziej nie zbierasz szkła. - Polałem ranę wodą utlenioną. - Widzisz? Będzie szczypać. - Oparła swoją głowę o moją. - Ty sieroto. - Musnąłem ją w policzek i zakleiłem ranę. Zamknąłem apteczkę, potem wziąłem ją na ręce. Idąc do jej pokoju.
- Gdzie? Idziemy jeść, nie po to stałam w kolejce po twoją ulubioną pizzę, abyś ty chciał mnie... - Westchnęła. Widziałem jej zakłopotanie. - rozkoszować, jak to nazwałeś ostatnio. - Zeskoczyła z moich rąk. - Idziesz, czy mam sama ją zjeść? - Spojrzała na mnie zadziornie.  Zaszedłem ją od tyłu, wtulając się w nią. 
- Nie będziesz sama jeść, popatrzę się.

❤💙
Dziękuję wam bardzo za waszą obecność. 3,16k wyświetleń wiele dla mnie znaczy. Nie sądziłam, że tyle osób będzie czytać to opowiadanie.
Dziękuję wam za wasze ☆ jak i komentarze, które mnie motywują jak mało co.

Pozdrawiam 😙😻
chemicznaph7

Rin Matsuoka - Historia Pewnej ZnajomościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz