52.

289 22 10
                                    

chemicznaph7

 Stałem pod jej domem. Dziwnie tak tu się znaleźć po takim czasie. No nic, dajesz Rin. Wszedłem na schody zajebistej posiadłości. Cały dom był w odcieni bieli, nie mam pojęcia ile sobie mierzy, ale był duży i ma 3 piętra. Chce tu mieszkać.
Przed budynkiem znajdował się ogródek, gdzieniegdzie były kwiatki, ale przede wszystkim rosły tu iglaki i był przestrzenny, to znaczy można było się swobodnie ruszyć. Zadzwoniłem do drzwi i czekałem, aż ktoś mi otworzy. W rękach trzymałem kwiaty, usłyszałem, że ktoś się zbliża do drzwi i schowałem je za plecy. Drzwi się otworzyły i ukazał się w nich jej tata, tak sądzę.

- Słucham. - Jego niski głos, nie był straszny, ale prosił o szacunek.
- Dzień dobry... Jest Monika?
- Rin? Jak dobrze cię widzieć. Wchodź. - Otworzył szerzej drzwi wpuszczając mnie do środka. - Wiedziałem, że to ty. Musiałem cię sprawdzić. - Uśmiechnął się. Mają podobny uśmiech. Moim oczom ukazał się hol, o ja pierdziele.

Długie lekko kręcone schody na górę. Duży przedpokój miał wysoki, bardzo wysoki sufit, białe ściany, ciemne meble i co dziwne każdy pokój miał zamkniętą przestrzeń. Tutaj raczej spotyka się, że każdy pokój jest widoczny, a tu tylko nie było ściany do salonu. Schody z ciemną poręczą, wyglądają zjawiskowo.

- Nie sądziłem, że i ty tutaj się zjawisz.
- A postanowiłem odwiedzić przyszywanych rodziców.
- Nie spinaj się tak. - Klepnął mnie w plecy. - O już mi się podobasz. - Spojrzał wymownie na kwiaty. - Powiedz mi jak tam zawody? Miałeś ostatnio jakieś, coś tam Monika wspominała.
- Tak. - Próbowałem się rozluźnić, ale nie mogłem. - Za parę dni walczę na krajowych, dowolnym.
- Gratuluję, jeszcze w czymś będziesz....
- Jack, ktoś przyszedł? - Za ściany z lewej strony wyłoniła się kobieta. To była Moniki mama są podobne do siebie. Z resztą znam ich ze zdjęć. Kobieta stanęła koło męża.
- Rin, kochaniutki. - Podeszła do mnie i przytuliła mnie. - Dobrze cię w końcu poznać. Jak miło. Czuję się, jakby każde dziecko teraz było w domu - Uśmiechnęła się mega serdecznie. - Chodź, rozbieraj się i ruszaj za mną do kuchni.

- Więc co się stało, że przyjechałeś? - Zapytała prosto z mostu mama blondynki.
- Przyjechał odwiedzić stare śmieci, ma wolny tydzień, więc teraz jest jego szansa.
- Rozumiem. - Postawiła kubek z zieloną herbatą koło mnie.

Monika P.O.V.

Moja głowa... Ale mam banię. Przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na ciemność za oknem. Chyba ktoś przyszedł, bo słychać było dzwonek u drzwi. Siadłam na łóżku i przeciągnęłam się od niechcenia. Sięgnęłam po moją lekturę i zaczęłam czytać, usadzając się w tym samym czasie na łóżku.

- Oneesan! - Wbiegł do pokoju mój malutki sobowtór, jak to mówią.
- Nom. - Przytaknęłam, nie oderwując wzroku od książki.
- Oniisan przyszedł! - Wskoczył na łóżko i zamknął moją książkę.
- Ritsu! Jaki bart znowu? - Uśmiechnął się tak słodko.
- Rin senapi. - Złapał mnie za rękę i pociągną w stronę kuchni, co prawda na schodach szliśmy wolno, bo sprawiają mu lekki dyskomfort. Stanęliśmy za ścianą, tak aby nikt nas nie zobaczył, no i podsłuchiwaliśmy.

- Naprawdę? Tak dużo przeszedłeś. Jak twoja siostra sobie z tym radzi? - Dopytywała się mama.
- Było nam ciężko, jeszcze jak wyjechałem to została sama z mamą, ale wyszło jak wyszło, więc gdy tylko wróciłem była szczęśliwa, że w końcu spotyka starszego brata. Niestety, nie jestem uczuciowy, co do niej, więc czuję się nie kochana przeze mnie, ale to nieprawda.
- Tak ci współczuje Rin. - Odezwał się tata. - Jakbyś miał jakieś problemy, to zawsze możesz na nas liczyć.
- Dziękuje. - Nie sądziłam, że opowie komuś obcemu o swoich problemach. Wyłoniłam się za ściany i spojrzałam na nich. Rodzice siedzieli bokiem do mnie, zaś bordowy tyłem. Kiwnęłam głową, na znak, że mnie nie ma. - Mam nadzieję, że wszystko teraz się ułoży. - Powiedział po chwili. - Nikomu tego nie mówiłem, ale moje dobre życie zaczęło się tu. Po wylocie z Japonii, w której zostawiłem kumpli, to tutaj poznałem osoby pełne miłości.
- Synu, wiem co chcesz powiedzieć. Możesz sam to udowodnić. - Odezwał się tata. - Teraz to jest szansa nie do odrzucenia. - Spojrzał na niego, później na mnie. Stałam teraz jak kołek, to będzie nie smaczne całować się przy rodzicach.
Rin wstał powoli z krzesła i odwrócił się do mnie. Uklęknął przede mną, podając mi kwiaty. Wzięłam je a on wtulił swoją głowę w mój brzuch. Zdezorientowana spojrzałam na rodziców, a oni wyszli z pomieszczenia, brata również zabrali.

- Wiem, że czerwone róże są oklepane, ale niby są symbolem miłości.
- Nie potrafisz wytrzymać beze mnie trzech dni. - Powiedziałam delikatnie, podniósł głowę do góry i zobaczył mój uśmiech. Uklęknęłam jak on i zaczesałam jego włosy do tyłu, chociaż po chwili wróciły na swoje miejsce. Oparłam czoło o jego i muskam jego nos swoim, coś podobnego do Eskimosów. - Tak, to mówisz, że przyjechałeś do Russella i Lori?
- Między innymi. - Zaciska powieki.
- Kłamiesz.
- Przyjechałem z Haru, ale...
- Ah... - Wstałam i podeszłam do okna. - Wiesz jak to jest być zazdrosny o swojego chłopaka, tym bardziej, jak jest się zazdrosnym o innego chłopaka.
- Nie jestem gejem.
- Czasem wydaje mi się, że tak. - Zaśmiałam się lekko. - Ale muszę ci zaufać.
- Tak cię przepraszam. - Wtulił się w moją szyję.
- Dobra, uznali cię za godnego, więc nie rycz. Bądź mężczyzną. - Ujęłam jego twarz w dłonie. - Cholera, Matsuoka. - Złapałam go za ręce i poprowadziłam w stronę pokoju. 

Rin Matsuoka - Historia Pewnej ZnajomościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz