Monika P.O.V
- Gotowy na dziś? - Zaczęłam. To dziś, wielki dzień. Czuję, że wszystko pójdzie dobrze. Po tym jak sobie wszystko wytłumaczyliśmy, sądzę, że oboje zrozumieliśmy, o co chodzi w miłości.
- Chyba tak. - Uśmiechnął się i odwrócił w moją stronę, przyciągając mnie następnie do siebie. - Od teraz wszystko się zmieni.
- Kochany, nikt nie mówił, że dorosłe życie nie boli. - Staliśmy parę metrów od basenu, na niebie górowało słońce, a wszystko wokół było takie cudowne, albo mi sie tak wydaje, bo zakochałam się na nowo. Tak, wiem brzmi to dziwnie, banalnie i w ogóle bezsensu, ale serca nie przegadasz.
- Mówili, ojciec zawsze mi to powtarzał. - Ujął moją twarz w dłonie. - Mówił jeszcze, że muszę znaleźć tą jedyną, dopiero wtedy wszystko mi się ułoży.
- O sweet. - Spoważniałam. - Na pewno dobrą połówkę wybrałeś? - Uniosłam jedną brew do góry, zaś ręce położyłam na jego dłoniach.
- Na sto procent. - Cmoknął mnie w czoło. - Idziemy?
- Ta. - Spletliśmy dłonie i ruszyliśmy do przodu.Gdy pojawiliśmy się na horyzoncie chłopcy, który się rozgrzewali na zewnątrz, powstali i przywitali się z nami.
- To ja wejdę do środka. - Stanęłam na palcach i musnęłam jego policzek.
Gdy weszłam do środka, stanęłam w oknie i patrzyłam na podbiegających chłopaków do Rina. Coś chyba Momo powiedział nie tak, bo zauważyłam zrezygnowaną minę Bordowego. Zdjął plecak i wręczył mu bumerang, na co rudy wrzeszczał i cieszył się jak małe dziecko.
Odeszłam od okna i ruszyłam przed siebie wolnym krokiem. Jednak gdy trafiłam na trybuny, zrozumiałam, że to są moje ostatnie chwile na takich konkursach, czy zawodach. Za szybko leci czas, za szybko. Nim się obejrzę będę już stara i wszystkie myśli skierują się w stronę śmierci.
- Monika? - Odwróciłam zamyślona głowę w stronę głosu, niestety nie tego oczekiwałam. Z diabłem by mi się lepiej gadało. - Jakie spotkanie. - Podszedł do mnie i chciał mnie przytulić, ale odeszłam parę kroków.
- Szukasz guza Shuu?
- Jedynie ciebie. - Schował ręce w kieszonki bluzy i spojrzał na swoje tramposze, przez co jego grzywka opadła mu na oczy.
- Do czego jestem ci potrzebna? - Już otworzył usta by mi odpowiedzieć, lecz byłam pierwsza. - Moment, po co ja w ogóle z tobą gadam? - Odwróciłam się i odeszłam kawałek.
- Myślisz, że będę za tobą latał, to się mylisz.
- Latać nie musisz, wystarczy mi jak wyjdziesz.
- Chciałem pogadać jak dorośli ludzie, ale ty nim nie jesteś.
- Wiesz, co? Lalusie tak mają. Ładna gęba, a w głowie chuj, więc to norma. - Spojrzał na mnie srogo, ale nie mogę dać poznać po sobie, że jest coś nie tak. Pamiętaj kontakt wzrokowy najważniejszy.
- Zhardziałaś. Podoba mi się.
- Super. Ładna koszulka, możesz już iść. - Uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyłam dalej.
- Dzięki. - Usłyszałam koło swojego ucha, potem poczułam uścisk na moim nadgarstku. - Teraz stąd wyjdziemy.
- Jakiś problem? - Znów usłyszałam głos za sobą. O co wam chodzi ludzie? Dziś nie jest piątek trzynastego. Odwróciłam się i zobaczyłam Kakashiego.
- A ty to kto? Kolejny bodyguard?
- Zależy kto pyta? - Podszedł jeszcze bliżej do nas, piorunując spojrzeniem mojego byłego trenera.
- Ha! Już się was boję dzieciaki. - Powiedział z tryumfem.
- Może już starczy. - Koło nas pojawił się Makoto.
- No super gang Olsena się schodzi.
- Radził bym wyjść, zanim pojawi się Matsuoka. - Nie sądziłam, że Tachibana potrafi być taki... straszny. Mówiłam słodziaki są najlepsi, chociaż facet, który wygląda na nie miłego i to bardzo, jest uroczy, ale gdy go poznasz bliżej to, jest dopiero zdziw.
- Dobra. - Shuu podniósł ręce do góry, w geście obronnym. - Idę już. - Ruszył. - Z tobą jeszcze pogadam. - Powiedział cicho, gdy przechodził obok.
- Wszystko w porządku? - Położył mi dłoń na ramieniu Mako.
- Tak, dziękuje. Nie wiem, o co mu chodziło nawet. - Przejechałam dłońmi po twarzy. - Skąd wiedziałeś, kiedy się pojawić?
- Stałem na przeciw. - Pokazał placem miejsce po drugiej stronie basenu, gdzie są miejsca dla stojących. - Zauważyłem, że nie spodobało ci się jego zachowanie, więc przyszedłem. Miałbym wyrzuty sumienia, gdyby coś ci się stało, a ja bym nie zareagował.
- Dziękuję. - Uścisnęłam go, co odwzajemnił, śmiejąc się.
- Dobrze, idę. Opiekuj się nią. - Zwrócił się do bruneta.
- No pewka. Powodzenia.
- Dzięki. - Machnął nam na pożegnanie.
- Tobie też dziękuję. - Spojrzałam w jego zielone oczy, niby takie jak reszta, ale jest w nich coś zagadkowego.
- Nie ma sprawy. Nie pomóc kobiecie to coś absurdalnego. Chodź, pójdziemy do reszty, chyba się za tobą stęsknili.
- Jak miło. - Uśmiechnęłam się.
- Byłaś u fryzjera, może ostatnio?
- A no, tak. - Złapałam się nerwowo za końcówki włosów.
- Spokojnie, właśnie widzę, jakąś zmianę. - Przyciągnął mnie do siebie za ramię, przez co spojrzałam na niego trochę wystraszona. - Zluzuj, nie interesują mnie dziewczyny. - Tym bardziej spiorunowałam go spojrzeniem. - Nie mów, że jesteś homofobem. - Zatrzymał się przede mną i spojrzał z pogardą.
- Nie, chyba. - Przeniosłam wzrok na basen, gdzie już rozgrzewają się chłopcy.
- Moment. Usiądźmy to ci wszystko opowiem.
- No ok. - To raczej zabrzmiało jak pytanie, ale nie zawsze dostaje takie wiadomości prosto z mostu.- Nie jestem czystym gejem...
- Boże, Kakashi. - Zasłoniłam oczy placami.
- Nie jestem nim, ani się nie czuję. Po drugie jestem bi, ale teraz mam fazę na chłopaków.
- Okej? - Przeniosłam wzrok na swoje dłonie.
- To nie znaczy, że nie jesteś atrakcyjna, czy coś...
- Kakashi. - Położyłam mu dłonie na barki. - Nie musisz mi się tłumaczyć. Zadaję się z kimś, za jego charakter, nie za upodobania i tym podobne.
- No to dobrze. - Westchnął, a ja zabrałam ręce. - Bo nie chciałem, żebyś pomyślała, że jestem jakiś głupi czy chory.
- Nie ładnie podsłuchiwać.
- Moja wina, że dziewczyny mówiły na tyle głośno, że usłyszałem?
- Nie, nie twoja. - Zrezygnowałam. - Szczerze, mam daleko, czy ktoś jest gejem czy nie. Gorzej z transwestytami, ale to nie tutaj i nie teraz.
- Też tak sądzę. - Skierował w moją stronę pięść. - Żółwik na pogodzenie?
- Jasne.- Patrz, ile jest już ludzi. - Zachwycałam się.
- Nie otwieraj tak ust szeroko, bo ci ptak nasika.
- Ha, ha zabawne. Ohoho. - Przewróciłam oczami.
- Dziś nie latasz z papierami?
- Nie no co ty, trener dziś lata. - Uśmiechnęłam się szeroko. - O patrz zaczyna się.
- Iwatobi płyną.
- O jejciu zjadają mnie nerwy. - Skuliłam się.
- Spoko luz, pani pomagająca. - Szturchnęłam go. - No dobra, dobra. - Zaśmiał się.- Ale krzyk! - Skomentował mi do ucha zielonooki po wygranej drużyny Haru.
- No wiesz radość! - Biliśmy brawo.
- Idziesz na bal końcowy?
- No poszłabym, ale Rin nie chce.
- Jak można nie iść na bal końcowy! - Wszyscy dookoła spojrzeli na nas.
- Ciii... Norma, chłopcy tacy są, ale wiesz, co pójdzie. - Założyłam za ucho kosmyk włosów.
- Mówisz?
- A ty idziesz?
- No pewnie. Zaprosiłem moją przyjaciółkę.
- Wow, uważaj, bo będzie chciała krawat pod kolor czegoś.
- Za późno, już wszystko ustaliła.
- Mogłam powiedzieć ci wcześniej.
- Mogłaś. - Ułożył usta w cienką linijkę.
- To chyba koniec, idziemy?
- Ano.
- Muszę cię odstawić Rinowi.
- Nie musisz. - Uśmiechnął się chytrze Bordowy, podchodząc bliżej nas. - Co tak patrzycie?
- Nic. - Odparliśmy razem.
- Okeeej.
- Wiesz ty lepiej jej pilnuj, bo jednego musiałem dziś spławiać. - Odezwał się Kakashi idąc za Bordowym po schodach. Nagle kapitan Samezuki odwrócił się gwałtownie, na co biedny brunet z trudem utrzymał się na schodach.
- Co? - Spojrzał na niego wilkiem.
- Matsuoka, ogarnij się. - Stanęłam koło niego. - Opowiem ci wszystko w domu. - Wyminęłam go i ruszyłam przodem.
- Kto to był? - Złapał mnie mocno za rękę, na co syknęłam z bólu.
- Powiedziałam ci, że w domu. - Wyrwałam dłoń i zaczęłam ją masować.
- Przepraszam. - Otulił mnie ramionami, na co wtuliłam głowę w jego pierś.
- Miałeś nad sobą pracować.
- To jest trudne, nie wiedząc nic.
- Zaufanie. Opowiem ci wszystko.
- Idziecie?! - Zawołał przy drzwiach zielonooki, na co ruszyliśmy od razu do niego.
CZYTASZ
Rin Matsuoka - Historia Pewnej Znajomości
FanfictionOn - pływak pełen pasji i zaangażowania. Ona - gimnastyczka, była pływaczka, nieśmiała i skromna. Zobacz co się stanie jak się spotkają.