56.

331 24 6
                                    

chemicznaph7

24.12

Monika P.O.V

- Wnusiu tam są mazy. - Krytykuje babcia, pokazując mi palcem, gdzie mam poprawić. Mówię o myciu okna.
- Proszę cię, zapomnisz o tym. Taka plama, której nie widać.
- Zejdź, sama to zmyje.
- Tak, zlecisz i biedy narobisz.
- Czego się już kłócicie? - Do kuchni wszedł tata. - Nie wiecie, że kłótnie w święta to zły nowy rok.
- Dzięki babciu. - Zeszłam z drabiny i przyglądam się mojej pracy. - Przecież tu nic nie ma.
- Czego jesteście takimi nie chlujami? - Wyczułam lekką rezygnację w jej głosie.
- Ale ono jest czyste, nie wiem, o co ci chodzi.
- Mon ma rację. - Kończy dyskusję tata.
- Niech wam będzie, a teraz sio do roboty. - Spojrzeliśmy na siebie z tatą i ruszyliśmy do salonu sprzątać.

Koło godziny 18.

- Dobrze kochani możemy zacząć. - Rozpoczął tata. - Teraz minuta ciszy dla tych, których już nie ma z nami. - Kolejne było się dzielenie opłatkiem i siedliśmy do stołu.
Mama podała barszcz, wszystko było piękne, tylko jedno nie dawało mi spokoju, co z Rinem. Nie odzywał się do mnie od 2 dni. To dużo, zawsze codziennie pisał mi z 3 SMS'y. Zapraszałam go do mnie z Gou, ale cisza.

- Kotuś, co jest? - Zapytała zatroskana mama.
- Nic, nic. - Uśmiecham się sztucznie.
- Niech ci będzie, bo i tak prawdy nie powiesz. - To po co się pytasz? Jak dobrze, że istnieją myśli.
- Gdzie twój kawaler? - Odezwał się tata.
- Tego nie wiem. Dobra jemy, święta to czas radości.
- Tak! Prezentów też! - Szczerzy się Ritsu.
- Tego drugiego, by nie było, gdyby nie Mikołaj. - Mówi stanowczo tata.
- Jasne, jasne. - Dzieci tak szybko rosną.
- To co może Kevina oglądamy? - Żartuje tatuś.
- Jasne, włącz telewizor. - Śmieje się.

W domu rozbrzmiewa dzwonek do drzwi.

- Kolednicy dziś chodzą? - Dziwi się babcia. Wstaję od stołu.
- Oni się drą, a tu jest cisza. - Idę w kierunku drzwi, rozświetlając światła po kolei. No co, a jak to bandyci barszczu?
Odsuwam powoli zamek, choć czuje że moje serce zaraz wyskoczy. Głupia, bandyci też obchodzą święta. Otwieram powoli drzwi, ale nikogo nie widać, więc zamykam, lecz czuje opór.

- Cholera. - Mamrocze pod nosem.
- Monikaya! Zabłądziłaś?! - Krzyczy tata.
- Nie weszłam do Narnii, zaczekaj z karpiem aż wrócę. - Zabawne.
- Cześć. Stęskniłaś się? - Pyta Rin. 
- No cześć.  - Wchodzi do holu z torbą. - Zaraz, co tu robisz? - Rzucam mu się na szyję, zaś on obejmuje mnie w pasie. - Nic się nie odzywałeś, nie to że źle, że przyszedłeś, ale... jeju no cholernie się cieszę. - Nie wytrzymuje napięcia i łącze nasze usta w jedno. Dobrze, że drzwi nie są widoczne z salonu. Rin jedzie ręką po mojej nodze do góry, zatrzymując się na udzie.
- Kocham, jak masz sukienki. - Mówi lekko zdyszany.
- A tak wyszło, że ją założyłam. Wiesz święta i tak dalej. - Uśmiecham się. Wysuwa dłoń pod falbankę i jedzie do góry.
- Idioto, co robisz a jak ktoś wejdzie. - Odsuwam się od niego.
- Jasne.
- Rozbieraj się i idziemy do stołu. - Otwieram szafę i podaje mu wieszak na kurtkę. - Wow, nawet masz marynarkę. - Biała koszula pod spodem eksponowała jego mięśnie, oczywiście ja zwróciłam na to uwagę na początku, również mój kochaś miał muszkę podobną do koloru swoich włosów. Marynarka ciemnogranatowa, no co tu mówić, wyglądała bosko. - Tylko moment, wystroiłeś się jak stróż na Boże Ciało.
- No to święto, więc no...
- Dobra lecim. - Ruszyłam przodem i dostałam klapsa.
- Na legalu. - Szepnął mi do ucha.
- Ugh...

- Moi drodzy mamy gościa. - Powiedziałam, wchodząc do pokoju.
- Tak myślałem, bo drzwi ciężko nie chodzą.
- A ty miałeś czekać na mnie i razem mieliśmy zjeść karpia. - Mierzymy się wzrokiem z tatą.
- Kto przyszedł? - Pyta znudzona mama.
- Wesołych Świąt. - Wchodzi Bordowy.
- Witaj kochanieńki. - Cieszy się babcia.
- W Narnii go znalazłaś? - Szczerzy się ojciec.
- Tak, pod latarnią. - Krzyżuje ręce na piersi. - Dobra siadamy, pewnie jesteś głodny. - Przypadkiem siadłam koło wolnego talerza.
- Jedź, co chcesz. - Rozkazała babcia. - Przypominacie mi moje lata młodości. Fajnie jest popatrzeć na młodych ludzi.
- Daj spokój mamo. - Skarca ją moją opiekunka.
- Ja chętnie posłucham. - Uśmiecha się Rin.
- Chyba nie wiesz na, co się piszesz. - Podśmiewa się głowa rodziny, a ja przybijam face palma.
- To może po kolacji, kochanieńki.
- Ty mi go nie czaruj, bo jest mój. - Śmieje się do babci.
- Dobra, dobra.

- E Matsuoka? - Mówię ciszej.
- Hym...
- Gdzie Gou?
- Ech... Powiedziała, że zostaje z matką na święta.
- A...
- Nie chcę tam być. Koniec. - Łapie mnie za dłoń i całuje ją. - Wolę być z tobą.
- A co jeśli siostra nie umyła rąk? - Komentuje młodszy.
- Brak mi sił. - Opieram się wygodnie na krześle.
- Pytasz, co? Zrobi mi się na twarzy wielka krosta i wszyscy będą ode mnie uciekać.
- I tak uciekają. - Wtrącam się.
- Pamiętaj myj ręce, bo i tobie się zrobi wielki syf.
- Ble... - Wykrzywia się Ritsu
- Ha. Ktoś potrafi. - Kopię go w nogę.
- Jedzenie na stole, a ty o syfach gadasz.
- Nikt go nie słucha. - Szepcze tata.
- Jak ciebie. - Dogryza mu moja rodzicielka.
- Brawo mamo. - Przybijamy sobie piątkę.
- Czy to przypadek, że znaleźlyście sobie podbnych facetów? - Pytanie kieruje babcia do mnie i mojej mamy.
- Uwierz mi nie są podobni. - Mówię, zakładając rękę na barku Matsuoki. - Nie? - Muskam go palcem po policzku.
- Oczywiście. - Uśmiecha się dumnie.
- To co z tym Kevinem? - Docieka tata.
- Się uczepił. - Mówię pod nosem.
- Słyszę. - Salutuje mi ojciec.
- Kocham cię. 

Chwilę później była zaciekła kłótnia, o to co będziemy teraz robić. Każdy miał inny pomysł, więc wykorzystałam okazję i poszłam z Rinem do pokoju. Rzuciłam się na łóżko.

- Lawedna?
- No oczywiście. - Klepnię miejsce obok siebie. Bordowy zdejmuje marynarkę i kładzie się obok. Przez chwilę patrzymy sobie w oczy, śmiejąc się co chwilę, zaś później całujemy się.
- Jak wyglądały twoje wcześniejsze święta?
- Jak wyjechałem tu, to byłem z Lori i Russellem, a przylatywałem na kolejny dzień do dziadków. Przed Australią to zawsze byłem u dziadków razem z siostrą, żeby nie było. - Bawiłam się jego kosmykami włosów. - Super się dziś bawiłem. Ta atmosfera i te żarciki. - Jego oczy zaczęły świecić.
- Hym... czasem to mnie irytują ci ludzie, ale zawsze mi pomogą i w dodtaku to moja rodzina. Cieszę się, że przyjechałeś. - Cmoknęłam go w nos.
- Niespodzianka. - Szepnął. Przysunął mnie do siebie i delikatnie musnął moje wargi swoimi.
- Prezenty!!! - Krzyczy z dołu babcia.
- Momencik. - Wstaje z łóżka i podchodzę do drzwi.
- Ja swój jutro otwieram! - Krzyczę na dół.
- Ty możesz. - Komentuje tata i wracam do pokoju.
- Zawsze wiedzą, kiedy się odezwać. - Podchodzę z powrotem do mojego chłopaka i siadam na jego kolanach przedem do niego. Patrzymy sobie w oczy przez chwilę. Czy my tego nie robimy zbyt często? - Kocham cię, Matsuoka. - Czuję ciepło na policzkach.
- Minęło tyle czasu od kiedy jesteśmy razem, a ty dalej się rumienisz, gdy to mówisz. - Gładzi mój policzek. -Też cię kocham misiek. - Wtula się we mnie jak w miśka. Aha, teraz wiem czemu misiek.
- Ło nie. Rodzice dadzą ci pokój na drugim skrzydle.
- Damy radę. Tylko ty do mnie idziesz, bo się zgubie.
- Oki. - Całuję go w czoło.

Rin Matsuoka - Historia Pewnej ZnajomościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz