Epilog 2

555 31 5
                                    

chemicznaph7

Kolejne lata przemknęły szybko, jak piasek przez palce. Dokładnie 2 lata temu Rin padł na kolana i prosił mnie o wieczność razem. Tylko czy to się uda? 

- Monika, kochanie, czy możesz w końcu przestać obgryzać te paznokcie i trząść tą nogą? -Zapytał tata znad gazety. 
- Tak, przepraszam. Stresuję się przed jutrem - wymamrotałam cicho. 
- Nie masz czym. To tylko krótka ceremonia - odparł beznamiętnie. 
- Tato! - Poderwałam się energicznie do góry. -  To nie jest takie błahe. A jeżeli on... - klapnęłam z powrotem - nie jest tym jedynym. 
- O czym ty mówisz? - Ojciec położył gazetę na stole. - Dlaczego ma nie być tym jedynym? Coś się stało? - Spojrzał na mnie pełen troski. 
- Nie, nie... - oparłam głowę na rękach. - Po prostu mam wątpliwości. 
- Twoja matka też miała. Myślałem, że mnie rzuci przed samym wejściem do kościoła - oparł się wygodnie o oparcie krzesła.
- Jak to? - Wydałam z siebie pisk. 
- Normalnie - zaśmiał się. - Każdy ma wątpliwości przed takim dniem. Nikt nie chce koszmarnego rozczarowania po paru latach życia razem. Sądzę, że nie rozczarujesz się.
- Ja też - wstałam z krzesła. - Chcesz coś pić? - Otworzyłam szafkę z ogromnym zapasem herbaty. 
- Nie, dzięki. Odebrałyście już suknie? - Tata siedział z tym swoim uśmieszkiem na twarzy.
- Nie lubię tej twojej miny - nalałam wody do czajnika. - Tak byłyśmy tam rano i wszystko jest już gotowe - uśmiechnęłam się. 
- Mam nadzieję, że jutro nic się nie stanie.
- Co masz na myśli? - Stałam dalej przy blacie szafy.
- Nie chcę , by jutro padał deszcz - podeszłam i wtuliłam się w niego. 
- Kochany. 
- Monika! - Wleciał do pokoju braciszek lekko zdyszany.
- No co tam? - Zapytałam, nie zaprzestając czynności.
- Ktoś do ciebie.
- Kto? - Podszedł bliżej.
- Nie znam go, ale jest wysoki i ma ciemne włosy. 
- Ciekawe, kogo tu ciągnie o takiej porze. 
 - Jak chcesz mogę ja pójść i go spławić - odezwał się tata gotowy do akcji.
- Ha, dzięki ojczulku - wyszłam z pokoju i skierowałam się do drzwi. 
- Dzięki młody, możesz iść do siebie - Ritsu wbiegł po schodach i zniknął za drzwiami swego pokoju.

Dobrze, że teraz chodzi lepiej.  Jak dziecko jest chore, to cała rodzina cierpi z nim. Wyłoniłam sie za ściany i zobaczyłam stojącego tyłem chłopaka, wyglądał tak, jak opisywał go brat. 

- Tak, słucham - odwrócił się przodem i zobaczyłam jego twarz. 
- Dobrze cię widzieć - uśmiechnął się, ukazując swoje piękne zęby. 
- Co ty tu robisz? 
- Kiedyś musiałem cię zobaczyć. 
- Cholera - mruknęłam pod nosem. 
- Przecież powiedziałem, że się nie poddam tak łatwo. 
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - Oparłam się o ścianę, krzyżując ręce na piersi. 
 - To akurat było proste - jego ciemne włosy wcale się nie zmieniły, oczy patrzyły nadal tak samo, a uśmieszek dalej pokazywał na za dużą pewność siebie. 
- Super - złapałam bluzę z wieszaka i ruszyłam w kierunku drzwi. - Chodź na zewnątrz, tutaj nie będziemy rozmawiać - próbowałam powiedzieć to bardzo stanowczo, ale z wrażenia nie wiem, jak mi poszło. 
- Mi pasuje - otworzył mi drzwi i puścił przodem.

Skierowałam się do altanki, w której, dzięki Bogu, nie było widać, co się w niej dzieje. Miała wejście z drugiej strony, a ściana od domu była zarośnięta bluszczem, czy innym świństwem. 

- Więc, co chcesz? - Siedliśmy naprzeciw siebie, jako totalne przeciwieństwo; ja ta przestraszona, ale z dobrą miną, on pewny siebie i swoich czynów. 
- Ciebie, czy to aż takie nie jasne. 
- Wiesz, teraz to ty sobie możesz. 
- Tak, wiem - włożył ręce do kieszeni bluzy. - Ale jeszcze nie jesteście po ślubie, więc... - weszłam mu w słowo. 
- Stary, bądź poważny raz już ci powiedziałam nie, drugi nie powtórzę. 
- Dobrze, dobrze bez agresji - zaśmiał się. Nosz kurwa, czemu psychopaci muszą być tacy zabawni. 
- Teraz naprawdę, dlaczego tu jesteś? - Wyluzowałam i położyłam dłonie na stole. 
- Ty na serio mnie nie pamiętasz - uśmiech zmył mu się z twarzy. 
- Nie lubię bawić się czyimiś uczuciami więc, nie wiem. Proszę, powiedz mi i będziemy mieli to z głowy. 
- Tak naprawdę jestem Mike Kyashi, chodziliśmy razem do szkoły, tej pojebanej podstawówki. Jak byłem w ostatniej klasie miałem depreche, zacząłem się ciąć, ale pojawiłaś się ty. Wiem, brzmi to tandetnie, ale taka prawda. Matka piła, ojciec nie mógł sobie poradzić i odszedł, ale próbował mi pomagać. Szło jak szło,  ale doszło jeszcze to, że ludzie dowiedzieli się o moich problemach i zaczęli się śmiać, wyzywać a na końcu, jak nie reagowałem bić. Pewnego dnia ty weszłaś im w paradę i...
- Pamiętam. Oberwałam od któregoś - powiedziałam zapatrzona w poruszające się za zewnątrz iglaki. 
- Nie sądziłem, że następnego dnia już cię nie będzie w szkole. 
- No w sumie dziwne. Racja, powinnam przyjść z poobijaną twarzą. Chwila, ale to nie zmienia faktu, co ty tu robisz i dlaczego tak się zachowywałeś w stosunku do mnie oraz po co chciałeś się do mnie zbliżyć.
- Podziękować. 
- To po co ta fatyga? 
- Ja...
- Shuu... znaczy Mike, wiesz co ja przez ciebie przeszłam, choć dalej dla mnie jest to dziwne, że znałeś się w tym samym miejscu, co ja. 
- Wyjechałem z ojcem do Japonii, rok po skończeniu tej budy. Tam próbowałem wszystkiego no i poczułem się dobrze w lekkoatletyce. Potem ojciec powiedział mi o was, a raczej o twoim przyjeździe, reszta sama poleciała.
- Kurwa, ale dalej nie czaję - zaczesałam włosy do tyłu.
- Miałem znajomości wszędzie, w każdej placówce sportowej, również tam poznałem Rina. Świeżo upieczony pływak, który wrócił do swej ojczyzny. Chłopak z pasją, potem ty wróciłaś i okazało się, że to twój chłopak, próbowałem was jakoś skłócić, ale nie wyszło. Zapisałaś się do Hika, a że ja tam miałem znajomego pojawiłem się tam ja. Tym lepiej, że mnie nie poznałaś miałem czystą kartę. Czułem jak się do siebie zbliżamy...
- Stop, moment - podniosłam ręce zażenowana jego opowieścią. - Dosyć. Nie trzyma się to kupy, raptem wszystko ot tak poszło ci z górki. Wiem świat jest mały, ale nie przesadzajmy. 
- Jest mały, ale trzeba mu pomagać.
- Trzeba, ale nie przedobrzać i brać wszystko na siłę - próbowałam usiąść jak najdalej od niego. 
- Wiem, przeraża cię to, ale to był impuls. Nie wiem jak to się wszystko stało - wstał, podając mi rękę - przepraszam. Chciałem ci o tym powiedzieć, bo uznałem, że po śmierci matki spróbuję być lepszy. 
- Po śmierci...
- Tak, zmarła trzy tygodnie temu - ujęłam jego dłoń. 
- Wybaczam. 
- Tak szybko? - Zaskoczony oderwał się ode mnie.
- Jak masz zacząć od nowa, to idź i nie rób nikomu tego więcej. Wiem jak to jest zacząć od nowa, ale przeszłość depcze ci po piętach. Jestem zbyt dorosła, żeby prawić ci morały, w dodatku zbyt leniwa na to - zarzuciłam włosami, na co sie uśmiechnął. 
- Dzięki. Dupę mi ratujesz - skomentował spokojnie.
- Tak, ale teraz nie musisz mi się odwdzięczać - machnęłam ręką. 
- Zapamiętam. Pójdę już sobie. Jutro masz ważny dzień... raczej wy macie. 
- Taak - zaczęłam kręcić zaręczynowym. 
- Powodzenia - wstaliśmy.
- Odprowadzić cię?
- Weź, bo się speszę.  
- Hah! 

Rin Matsuoka - Historia Pewnej ZnajomościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz