Rozdział 67 - Stuck?

758 62 10
                                    

„Jack?" Zawołałam. Podeszłam w głąb korytarza i rozejrzałam się. Nie było po nim śladu.

„Jack?" Krzyknęłam. Nash, Cameron and Jak J podeszli do mnie. Nash zaczął iść w kierunku oświetlonego pomieszczenia.

Niepewnie podążyłam za nim. Nash otworzył drzwi i wszedł do środka.

Pod sufitem rozwieszone były świąteczne lampki. Na środku pokoju znajdowało się łóżko, a na kredensie stały zapalone świeczki. W pomieszczeniu nie było śladu po Jacku.

„Chcę stąd wyjść!" Błagałam. Zrobiło mi się niedobrze.

„Macie zamiar tak po prostu zostawić Jacka?" Powiedział Nash.

„Chłopie, nasze samoloty odlatują za jakieś 4 godziny. Musimy się już zbierać." Powiedział Jack J.

„O mój Boże. W takim razie chodźmy! Zostawmy Jacka samego." Powiedział Nash.

„To jest podejrzane. To wszystko przypomina jakiś głupi, straszny film dla nastolatków." Cameron rozejrzał się po pokoju.

Nagle dobiegł nas głośny dźwięk z kuchni.

Wstrzymałam oddech i zakryłam dłońmi usta.

Nash wyszedł z pokoju, przeszedł przez korytarz i wszedł do kuchni. Wszyscy podążyliśmy jego śladem. Serce dudniło mi w piersi.

Jack był w kuchni.

„Uh, Jack?" Nash podszedł powoli w jego stronę. Siedział przy stole wpatrując się w kryształową kulę. Nie mogliśmy dostrzec wyrazu jego twarzy. Nie zareagował w żaden sposób na nasze pojawienie się.

„Yo, Jack- musimy już iść." Jack J podszedł do niego. Wciąż nie odpowiedział nam w żaden sposób. Przełknęłam i nagle chciałam teleportować się do mojego pokoju czy gdziekolwiek indziej.

Jack powoli odwrócił się w naszą stronę i zaczął szeptać.

„Co do kurwy?..." Jack J cofnął się.

Przyłożyłam dłonie do ust i także zrobiłam kilka kroków do tyłu.

Nagle Jack krzyknął powodując, że wszyscy podskoczyliśmy. Wstał z krzesła i zaczął się śmiać.

„Pieprz się." Roześmiał się Nash.

„Myślałam, że zostałeś opętany." Powiedziałam z ulgą.

„Nah, ale naprawdę musimy już iść. Jak widać nie ma jej tutaj, a jeśli zostaniemy złapani możemy wpaść w niezłe kłopoty."

Zgodziliśmy się. Nash zaczął kierować się do wyjścia, a my podążyliśmy za nim. O tej porze było już całkiem ciemno. Byłam ostatnią którą opuściła dom. Zamknęłam za sobą drzwi po czym wszyscy w pośpiechu weszliśmy do jeepa.

To była strata czasu.

Gdy dojechaliśmy do mojego domu kilka minut później była najwyższa pora dla chłopców, aby jechali już na lotnisko.

Wjechaliśmy na mój podjazd na którym zobaczyłam samochód dziadków. Ledwo się dzisiaj do nich odezwałam.

„Paige, musimy już jechać...na lotnisko...um..." Zawahał się Jack. Był bardzo ostrożny w swoich słowach.

Chciałam jechać, ale coś mówiło mi żebym tego nie robiła

„Wyjdziesz ze mną na chwilę zamienić słowo?" Zapytałam go.

„Yeah." Wyszliśmy z samochodu.

„Podejdź tutaj." Zaprowadziłam go do miejsca w którym jeep nie znajdował się w zasięgu wzroku.

„Chcę z tobą jechać, ale nie wiem czy powinnam." Spojrzałam na ziemię.

„Zrozumiem jeśli nie pojedziesz. Naprawdę. Spieprzyłem po całości i czuje się jak gówno. Nie zasługuję na ciebie." Potarł tył swojej szyi. To sprawiło, że zrobiło mi się smutno. Nie chcę widzieć jak wątpi w siebie.

„Jest...jest okej." Powiedziałam.

„Nie, nie jest okej. To nigdy więcej się już nie zdarzy." Włożył ręce do kieszeni.

Wpatrywałam się w niego. Nigdy nie dotrze do mnie jaki jest uroczy. Uśmiechnęłam się.

„Myślę, że chcę jechać."

Uśmiech pojawił się na jego twarzy. „Naprawdę?"

„Nie mogłabym wytrzymać bez ciebie tak długo. I jest mi naprawdę przykro, że opuściłam pierwszy koncert...Żałuję tego."

„Nie, to moja wina. Sam doprowadziłem cię do tego stanu." Powiedział.

„Ale chwila – naprawdę wracasz na trasę?!" Roześmiałam się widząc jego podekscytowaną twarz.

„Taak...Ale to zależy jeszcze od moich rodziców."

Objął mnie swoimi ramionami i okręcił wokół własnej osi. Zachichotałam.

Wypuścił mnie i spojrzał mi w oczy. Sprawiał, że czułam się onieśmielona i poddenerwowana w tym samym czasie. Nagle Jack podniósł mnie na co owinęłam nogi i ręce wokół jego bioder i szyi.

Pochylił się i pocałował mnie mocniej niż zwykle. Wyciągnął rękę położył ją na moim karku przytrzymując mnie. Jego ręka na mojej skórze była taka ciepła. Zaczął uśmiechać się wciąż starając się mnie całować. Odsunęłam się lekko.

„Co?" Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.

„Nic, myślałem tylko o czymś." Mogłam powiedzieć, że powstrzymywał uśmiech.

Postawił mnie na ziemię. „Powiedz mi!" Błagałam go.

„Nigdy jeszcze nie rozmawialiśmy na ten temat." Spojrzał na mnie.

„A więc powiedz." Przygryzłam wargę.

„Jesteś dziewicą?" Uśmiechnął się złośliwie.

Zarumieniłam się. „...Cóż, to znaczy...Dlaczego? Ty jesteś?"

To było głupie pytanie. Oczywiście, że uprawiał już seks.

Zaśmiałam się z zażenowania. „To było głupie pytanie." Ukryłam twarz w dłoniach.

„...Jestem." Powiedziałam nieśmiało.

Oblizał swoje usta. Wyglądało na to, że ten uśmieszek nie ma zamiaru zniknąć z jego twarzy w najbliższym czasie.

„Czy mogę być twoim pierwszym?" Zapytał przygryzając wargę.

Poczułam się jak małe dziecko. Motylki szalały w moim brzuchu.

Pochylił się do mojego ucha. „I twoim ostatnim?" Wyszeptał.

Be My First - Jack Gilinsky Fanfiction // Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz