70

331 21 12
                                    

- Czy coś wiadomo? Co z naszą córką! - przetarłem oczy i dynamicznie podniosłem się z krzesła, gdy zobaczyłem moich teściów. Zaspałem... Nadal nic nie wiem...
- Dzień dobry jakieś wieści? - zapytałem grzecznie.
- Na razie nic nie wiedzą. Tragedia a nie szpital. - odpowiedział mi tata Marnie.
- Ja nawet nie mam pojęcia co to może być... - odparłem zrezygnowany.
- Boże kochany... Czemu moją córkę!
- Uspokój się, będzie dobrze!
- Musi... - dodałem i usiadłem spowrotem na to jagże wygodne siedzenie.

Patrzyłem w ścianę. Mój wzrok był obojętny. W głowie zaczęły mi się przewijać wszystkie wspomnienia związane z tą moją najlepszą dziewczyną. Pierwsze spotkanie, jej uśmiech, randki, pocałunki, wyznania, tajemnice, kłopoty, nasz dom, nasze plany, dziecko. Wszystko, praktycznie wszystko co działo się odkąd Lie do nas zadzwonił i poprosił o spełnienie marzenia jego przyjaciółki a zarazem nowej gwiazdy kpopu było o niej. Cały świat, mój świat kręcił się wokół jedej kobiety. Kobiety mojego życia. Kobiety dla której zrobiłbym wszystko. Bo... Ją kocham. I będę kochać... Pomimo przeciwności losu.

- Doktorze! Doktorze! - wrzeszczała moja druga mama.
- W czym mogę pomóc?
- Co z moją córką... Marnie Min. Została przywieziona tutaj wczoraj. Nieprzytomna.
- Min, Min, Min... Aaah tak już. Chciałbym poprosić jej męża do mojego gabinetu. Jest tutaj?
- Tak tak. Yoongi!
- Słucham?
- Odpowiedziałbyś na kilka moich pytań? - zapytał mnie doktor.
- Dobrze.
- Pozwól za mną.

Nie wiem o co chce mnie zapytać doktor. Nie wiem nawet o co chodzi. Może czegoś się dowiem? Mam nadzieje, bo to bezczynne siedzenie mnie wykończy.

- Czy pani Marnie jest na coś uczulona?
- Nie.
- Czy miewała takie stany wcześniej?
- Pierwszy raz na początku ciąży i wtedy wykryto torbiel a potem nic się nie działo.
- Torbiel!
- Nie wiedzieliście?
- Nie ma tego w aktach.
- Jak to? Czemu nasza... Ahhh... Co z was za lekarze!
- Proszę się uspokojić!
- Jak mam być spokojny jak moja żona leży nieprzytomna z moim dzieckiem a lekarz mi mówi, że nie ma akt. Czy według pana to jest w porządku? Czy może to ze mną jest coś nie tak!
- Ostatni raz proszę o spokój inaczej będę zmuszony wezwać ochronę!
- Dobrze. Już. Przepraszam.
- Chciałby pan środki na uspokojenie?
- Jeśli można. Naprawdę się martwię. Wiadomo coś?
- Niestety nic nie wykryliśmy, jednak mam podejrzenia, że to może mieć związek z tym naszym torbielem.
- Ale przez okres ciąży się nie powiększał.
- To nie oznacza, że nie mógł się powiększyć. W tym miejscu jest on jeszcze bardziej na to narażony.
-Czy to zagraża jej życiu.
- Niestety tak.
- A dziecka?
- Zależy.
- Uhmm dziękuję. Niech pan opiekuje się moją żoną.
- Robimy co w naszych siłach.

Wyszedłem z jego gabinetu, oparłem się o ścianę plecami i po prostu zjechałem w dół. Łzy dobrowolnie leciały po moich policzkach. Ja nie wiem... Boję się... Ja... ja nie dam rady bez niej...

- Panie Yoongi? - zapytał mnie doktor ten sam doktor.
- Tak? - otarłem łzy i wstałem.
- Może pan wejść do żony. Udało mi się przekonać kilku lekarzy.
- Bardzo dziękuję a gdzie ona leży?
- Sala 482, czyli tu prostu i jedzie pan windą na 2 piętro a tam od razu na prawo.
- Dobrze, jeszcze raz dziękuję.

Pewnym krokiem kierowałem się do mojej miłości. W połowie drogi moja pewność gdzieś zniknęła... Nie ma jej teraz jest strach. Cholernie boję się ją zobaczyć.

Weszłem do odpowiedniej sali, pod odpowiednim numerkiem. Widzę ją... Leży podłączona do respiratora. Urządzenie pika zgodnie z rytmem jej serca. Wszystko wygląda strasznie. Kabelki, kabelki, długie kabelki. Przez dłuższą chwilę tylko na nią patrzyłem. W końcu przełamałem się i ze łzami w oczach podeszłem do jej łóżka. Dotknełem jej ręki i... Znowu słone łzy po prostu leciały po moim policzku.

- Marnie...
- Wiem, że mnie słyszysz...
- Kocham Cię...
- Każdy tu na ciebie czeka...
- Marnie...
- Walcz...
- Jak nie dla mnie to dla naszego dziecka.

Już miałem odchodzić ale zatrzymał mnie dźwięk, którego nie chciałem uszłyszeć. Nigdy. Natychmiast wybiegłem z sali wołając lekarzy, pielęgniarki wszystkich. Byle jej pomóc. Byle ją uratować.

- Wieziemy ją na blok operacyjny. Ostatnia szansa. - powiedział w moim kierunku, po czym wybiegł za pędzącym łóżkiem z najważniejszą osobą w moim świecie.

Nadal nie mogę przyjąć do wiadomości, że będzie operowana. Że to co cały czas pika nagle nie pika! Że może zniknąć...

Usłyszałem płacz dziecka. Czy to może być moje dziecko? Czy to może być nasze dziecko? Nasza dziewczynka lub nasz chłopczyk?

Drzwi od sal operacyjnych się otworzyły a przez nie wyszedł lekarz z miną dobrą i złą.

- Panie Min. Gratulacje. Został nam ojcem! Ma pan piękną córeczkę.
- Zdrowa? - zapytałem.
- Wszystko 10/10. Nie ma się o co martwić.
- A co z Marnie? - na moje pytanie przełknął głośno ślinę. Proszę nie...
- Niestety nastąpiły komplikacje. Robiliśmy co w naszych siłach... Ale nie zdołaliśmy jej uratować. Przykro mi.

Nie! Nie! To nie może być prawda! Nie zgadzam się! Nie!

Kurwaaaa. Nie chcę żyć bez niej... Ale mam córeczkę. Nie wiem jak dać jej na imię. Na drugie na pewno po mamie. Ustaliliśmy, że ja wybieram dla chłopczyka a ona dla dziewczynki. I teraz nie wiem.

Oddali mi jej rzeczy osobiste. Każdy płacze. Każdy bez wyjątku. Pogrzeb za kilka dni a ja już wiem, że to będzie najgorszy dzień mojego życia. Dlaczego akurat ona? Dlaczego nie ja?

Otworzyłem drzwi do domu jej kluczami. Kluczami z jej bryloczkami... Nie mogę... Znowu płacze... Wszystko w domu mi ją przypomina.

Umyłem się i zjadłem coś na szybko. Przeszukałem jej rzeczy i znalazłem jakiś dziennik? A bo ja wiem co to jest. Przewracałem kolejne kartki. Mam!

Imię do naszej córeczki:
Rin

Boże jak ślicznie.
Będzie Rin Marnie Min. Nawet pasuje.

ZRANIONA?//BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz