Rozdział 56 - Jackson

30 4 0
                                    


 Wysiadłam na jednym z przypadkowych przystanków. Rozpoznałam okolicę i zauważyłam, że pojechałam dosyć daleko. Powoli zaczęłam kierować się w stronę domu, wiedząc, że droga długo mi zajmie. Musiałam odpocząć od tej całej sytuacji. Nie chciałam, żeby już wiedzieli o tym dziecku. Miałam w głowie dokładnie poukładane, kto miał się dowiedzieć pierwszy o ciąży, ale oczywiście Tzuyu musiała spieprzyć. Nie wiem dlaczego, ale od zawsze mnie umiałam dogadywać się z dziewczynami. Każda mnie wkurzała prędzej, czy później. Nagle poczułam jak ktoś dość mocno chwyta mnie za ramię, a potem ciągnie w jakąś uliczkę. Na pewno był to chłopak, ale miał na sobie maseczkę i kaptur, przez co nie mogłam dostrzec, kto to jest. Zaczęłam się wyrywać, ale to nic nie dało. Wołania też o pomoc też były na nic, bo na ulicy nikogo nie było. Kiedy znaleźliśmy się w jakiejś ciemnej uliczce czułam, że to już będzie mój koniec. Oprawca zatrzymał się, a następnie odwrócił w moją stronę. Czekałam, aż zacznie się do mnie dobierać, czy mnie bić, ale zamiast tego... przytulił mnie. Stałam sztywno nie wiedząc co się dzieje.



-Tęskniłem za tobą - powiedział pół szeptem. Znałam ten głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć osoby, do której należał. 



Po chwili chłopak się ode mnie odsunął i powoli ściągnął maseczkę, dzięki czemu w końcu mogłam go zobaczyć. Widząc twarz chłopaka czułam się, jakby sparaliżowana.


-J-jackson? - zapytałam niepewnie, a moje oczy zalały się łzami.

-Tak, siostrzyczko - odparł, a ja wybuchłam płaczem.

-Co ty tu robisz? - chlipnęłam.

-Wróciłem Joo. Wróciłem i już zostaję - uśmiechnął się, delikatnie gładząc mój policzek.

-Osiem lat - uderzyłam do lekko w klatkę piersiową - Osiem pieprzonych lat myślałam, że nie żyjesz - mówiłam wciąż go lekko bijąc - Zostawiłeś mnie... - pociągnęłam nosem - Musiałam sobie z tym wszystkim radzić sama... Rodzice mnie porzucili! - uniosłam głos - Dlaczego? - jęknęłam bardzo cicho, chowając twarz w dłoniach nie mając już siły.

-Musiałem Joo - odpowiedział równie cicho, obejmując mnie.

-Jak kurwa musiałeś? - chlipnęłam.

-Może i byłem młody, ale już tedy wpakowałem się w niezłe kłopoty - zaczął - Przyłączyłem się do jakiejś paczki, która potem okazała się być bardzo dobrze rozwiniętym gangiem - mówił powoli - Pewnego dnia przyszły do nas jakieś groźby i musieliśmy przenieść bazę. Miałem zostać w domu, ale wtedy przyszedł do nas list, że jeśli się nie wyprowadzę, że jeśli nie upozoruję śmierci, jeśli nie zniknę, to ty i rodzice zginiecie... - dodał smutno - Musiałem to zrobić - zakończył.

-To bolało - odparłam - Bardzo...

-Wiem, ale wróciłem i już tu zostanę - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco - Co ty w ogóle tu robisz, o tej porze? - zapytał zmieniając temat.

-Wracam do domu - odpowiedziałam wymijająco.

-Nie umiesz kłamać - skomentował.

-Ale to prawda... Bardzo okrojona, ale prawda - powiedziałam.

-To chcę poznać, tą mniej okrojoną wersję - oznajmił.

-Bo ja... Ehh... To długa historia... - plątałam się.

-Mamy dużo czasu - odparł - Chodźmy usiąść do jakiejś knajpy, czy gdzieś i mi WSZYSTKO opowiesz - stwierdził.


Why do you love me?Where stories live. Discover now