Rozdział 60 - Znów szpital

28 4 0
                                    


 Od tamtego dnia minęło około półtorej miesiąca. Zdążyliśmy z Sugą już się pogodzić, z utratą dziecka. Między nami znów jest dobrze. Właśnie siedzę z Jacksonem w kawiarni, która od naszego pierwszego spotkania po latach, stała się ulubioną.



-On jest idiotą - właśnie skomentowałam zachowanie jednego z kolegów blondyna.

-Bo twoi znajomi są lepsi - fuknął chłopak - Dlaczego w ogóle nie poznałem jeszcze żadnego, hm?

-Jackson przestań - burknęłam.

-Powinienem ich poznać - kontynuował - W szczególności tego twojego chłopaka. Muszę wiedzieć komu w razie czego przywalić - oznajmił.

-Chyba zwariowałeś! - uniosłam lekko głos.

-No chyba nie - wystawił mi język - I tak powinienem mu przywalić za to, że ciebie zapłodnił, a potem nie dopilnował i trafiłaś do szpitala - stwierdził.

-Jackson... - burknęłam, nie chcąc rozmawiać o tym, co się wtedy działo.

-Joo ile czasu masz zamiar go przede mną ukrywać? - jęknął zrezygnowany.

-Nie wiem... Zrozum, to nie jest dla mnie takie łatwe... - burknęłam.

-Wstawaj - nakazał.

-Co? - popatrzyłam na niego zdziwiona.

-Wstawaj. Idziemy do niego - oznajmił.

-Skąd niby ty wiesz, gdzie go znajdziemy? - zapytałam myśląc, że wygrałam.

-A stąd, że kiedy się spotkaliśmy zaprowadziłem cię pod jego dom. Sama mi mówiłaś - uśmiechnął się cwaniacko.

-Jackson... - jęknęłam, niechętnie wstając.

-Chodź, chodź - objął mnie ramieniem, a następnie pokierowaliśmy się do wyjścia.



****



-To tutaj prawda? - zapytał chłopak, kiedy byliśmy już przed domem.

-Tak, ale... 

-Chodźmy - przerwał mi. Ponownie objął mnie ramieniem i pociągnął w stronę drzwi. Bez problemu je otworzył i wszedł do środka.

-Chodźmy stąd - szepnęłam błagalnie.

-Nie - odpowiedział mi normalnym tonem.



Ściągnęliśmy buty i weszliśmy do salonu, w którym nikogo nie było.



-Nie ma go widzisz - uśmiechnęłam się sama do siebie - Możemy stąd iść - odwróciłam się w stronę brata.

-Kto to jest? - zapytała mnie oschle Tzuyu, która właśnie weszła do pomieszczenia.

-Nikt, kogo powinnaś znać - wycedziłam przez zęby - Chodź - warknęłam do Jacksona i chwytając go za nadgarstek, pociągnęłam go na piętro. Skierowałam się do sypialni. Tam też nie było Sugi - Widzisz nie ma go - wyszczerzyłam się. Nagle usłyszeliśmy chrząknięcie. Równocześnie odwróciliśmy głowy i na końcu korytarza zauważyliśmy poszukiwaną osobę - O... Jednak jest - mruknęłam, lekko niezadowolona.

-Kto to jest? - zapytał dosyć odtro chłopak, patrząc to na mnie, to na niego i nasze złączone dłonie.

-Emm... No, to yyy... Jackson, to jest Suga - oznajmiłam - Suga to jest Jackson - powiedziałam - Poznajcie się? - dodałam niepewnie.

Why do you love me?Where stories live. Discover now