Czekałam, aż pierwszy coś powie, ale chyba nie miał takiego zamiaru. Oparłam się na prawej dłoni i od razu ją oderwałam, bo zaczęła niemiłosiernie boleć. Moje znieczulenie przestało już działać. Remus od razu do mnie podszedł chcąc zobaczyć jak głębokie są rany. Chwycił moją dłoń, ale kiedy zobaczył grymas bólu na mojej twarzy zaczął być bardziej ostrożny i delikatny.
- Trzeba to jeszcze raz opatrzyć. Lepiej.. - spojrzał na butelkę stojącą obok łóżka. - W nocy chyba nie miałem do tego głowy. - delikatnie się uśmiechnął, a potem spoważniał. - A druga?
- Nie trzeba, jest w lepszym stanie. Przeżyje. - towarzyszył mi ten sam nastrój co jemu, kiedy patrzyłam na odłamki szkła na i dookoła mebla. - Trzeba to posprzątać.
- Później. Teraz trzeba się ogarnąć i zejść na śniadanie. - trzymał moje dłonie i uśmiechnął się.
- Tak, masz racje. - spojrzałam na jego tółw i krew na ciele i sama się zaniepokoiłam. - Czy ty.. No wiesz, pamiętasz wszystko?
- Tak, to znaczy chyba tak. - mimo, że zapewne nie spodziewał się takiego pytania, odpowiedział ze spokojem. - A ty nie?
- Nie do końca.. To znaczy, wydaje mi się, że wycięło mi parę fragmentów, ale na pewno brakuje końcówki.. Kojarzę jak rozcięłam ręce i stłukłam kieliszki, ale potem ślad się urywa.. Nie wiem jak znaleźliśmy się w łóżku, skąd na tobie moja krew.. Ani jakim sposobem pozbyłeś się koszulki. - parsknął śmiechem, a ja z nim. Przez chwilę patrzył na mnie z czymś takim w oczach.. Normalnie powiedziałabym, że to tęsknota, ale przecież to nie miałoby sensu. Po chwili jednak otrząsnął się i założył uśmiech
- Muszę przyznać, że tego ostatniego też nie kojarzę. Ale resztę chyba pamiętam.
- Zechcesz przypomnieć? - śmiałam się, ale w duszy bałam się tego, czego się dowiem.
- Jasne, ale.. Po śniadaniu.
- Racja, trzeba się ogarnąć, bo zaczną coś gadać. Idę wziąć prysznic. - uśmiechnęłam się i wyszłam. Zgarnęłam potrzebne rzeczy i skierowałam się do łazienki.
[..]
Dziesięć minut później, dzięki kochanym zaklęciom na suszenie włosów byłam już prawie gotowa. Ubrałam krótkie, jeansowe spodenki i biały top, a na to czarną, długą, ala sweterkową narzutę. Wróciłam do pokoju. Wystarczyło tylko zrobić brwi i rzęsy i jestem gotowa. Robiłam właśnie koka z kosmykami włosów na twarzy, gdy rozległ się krzyk oznajmujący śniadanie. Do stołu dotarłam jako ostatnia. Wszyscy już siedzieli, więc zajęłam swoje miejsce i zaczęłam od kawy, która już na mnie czekała. Atmosfera była dość napięta. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Wszyscy byli świadkami porannej sytuacji. Wszyscy oprócz..
- Cześć! Wróciłem! - oprócz pana Artura, który właśnie wrócił z pracy. Wszedł do kuchni i zgarnął gazetę z blatu. - Co tu tak cicho?
- Wszyscy są przejęci sytuacją z rana. - poinformował z uśmiechem George. Myślałam, że go zabije. Molly kopnęła syna pod stołem, na co ten jęknął, a ja czułam jak robię się biała jak ściana.
- Tak? A cóż się takiego stało? - spytał zajmując miejsce na końcu stołu, czyli tuż obok mnie.
- Nic szczególnego. - Ginny uśmiechnęła się do siebie. - Po prostu ktoś przesadził wczoraj z alkoholem. - mrugnęła do mnie, a ja posłałam jej mdlejące spojrzenie.
- Naprawdę? A co to za farciarz?
- Nasza nowa para. - dwójka wesołków znów zaczęła się śmiać, a ja czułam jak osuwam się z krzesła.
- George! - Remus postanowił zareagować, bo znając chłopaka zaraz wypaplał by resztę.
- Nie bardzo rozumiem, czyżbyś był to ty, Remusie? - przełknęłam głośno ślinę, ale w obliczu tej sytuacji, nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Tak, ja. I tylko ja. - spojrzał groźnie na bliźniaka, na co ten tylko się uśmiechnął.
- A tobie co się stało w ręce? - pan domu patrzył na bandaż na jednej z moich dłoni, który sama założyłam przy pomocy różdżki.
- Jaa.. Miałam mały wypadek. Ale wszystko już w porządku.
- Co się stało? - że też ze wszystkiego trzeba mu się tłumaczyć.
- Kieliszki stłukła. - George nie mógł przepuścić tej okazji. Jak go po śniadaniu dopadnę..
- Dobra, może zmieńmy temat. - pani Molly chyba tak samo jak ja nie mogła już znieść tego napięcia.
- Ale czemu? Trzeba mówić o tym co się dzieje w naszym domu. - poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie wiem czemu, ale dotknął mnie tym co powiedział. W jednym momencie myśli wspomniały całe moje życie. Nie mogłam tam zostać. Chwyciłam do połowy pełen kubek i wbiegłam na schody.
- Gdzie idziesz? - Ginny zorientowała się, że to przez to co powiedział jej brat. Widziałam to w jej oczach.
- Do pokoju. - odparłam sucho.
- Ale nawet nic nie zjadłaś. - zignorowałam zmartwienie "cioci" i po prostu weszłam na górę. Słyszałam jeszcze jak Lupin krzyczał na George'a i szuranie krzesła powstrzymane przez słowa rudowłosej "Daj jej czas." Weszłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami. Łzy zaczęły ciec mi po policzkach. Wspomnienia, które przez długi czas od siebie odsuwałam wróciły. Ten wypadek.. Przeklęty mugolski wypadek samochodowy zabrał mi rodziców. Bez nich to wszystko straciło sens. Zabrano mi dom i zostawiono w tym piekle. Hogwart był i jest moim ratunkiem, lecz zaraz znów lipiec.. Znów tam wrócę.. Czemu 18 lat kończę dopiero na koniec listopada?! Dobra, musze się uspokoić. W końcu mam jeszcze czas. Wstrzymałam łzy i zaczęłam szukać innego tematu do przemyśleń. Nie chciałam, żeby widzieli, że płakałam. Padło na ostatnią noc. W sumie przydałoby się zastanowić i zmusić mózg do przypomnienia sobie wszystkiego. Zamknęłam oczy, ale nie przypomniałam sobie niczego więcej prócz głupiego snu. Przyśniło mi się, że całowałam się z Lupinem. A to dobre, później wywaliliśmy się na łóżko i chyba kontynuowaliśmy. Hah, czasem mam naprawdę głupie sny. Przerwało mi pukanie do drzwi..
*****
Kolejny prezent! Miłego czytania! <3
CZYTASZ
Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~
Fanfiction18+ Natt, a właściwie Natasha White. Zwykła dziewczyna o trudnym życiu. Cóż, trudno.. Wojna minęła, zagrożenia nie ma. Pojawiło się jednak coś innego. Coś bardziej niebezpiecznego. Coś czego nie powinno być. Miłość, która nie może istnieć.. początek...