*stare dobre czasy*

653 37 12
                                    

Chłopakowi udało się mnie w końcu rozśmieszyć i przypominając sobie stare historie oraz obejmując się nawzajem przez plecy szliśmy przez las o zmroku. Podtrzymywanie się służyło mi dodatkowo jako ratunek przed upadkiem, bo gdy potykałam się o jakiś kamień, którego nie widziałam ściskałam dłonią koszulkę pod bluzą George'a, a on próbował utrzymać równowagę. Nie zawsze się to jednak sprawdzało, bo raz udało nam się gruchnąć z krzykiem na mokrą ziemię. Już cali brudni i przemoczeni zmierzaliśmy w stronę nory.

- A pamiętasz jak Filch prawie przyłapał nas jak wychodziliśmy zza posągu Grzegorza Przymilnego? - zaśmiałam się na to wspomnienie.

- Takich rzeczy się nie zapomina. Całe szczęście, że zdążyłem wyjść pierwszy za nim się pojawił i urządziłem wybuchową dywersję na drugiej części korytarza. Co wy właściwie tam tak długo robiliście? - zapytał z dwuznacznym uśmiechem, a ja szturchnęłam go zarumieniona.

- Oj ciicho! - bąknęłam i zmieniłam temat. Mimo znajomości ze Złotą Trójką i przyjaźni z Lu od połowy szkoły, bardzo dużo czasu spędzałam na szlajaniu się z bliźniakami. Co ciekawe mimo tylu lat przyjaźni między mną i Fredem zaiskrzyło dopiero, gdy byłam na piątym roku, a on na siódmym. Później przy każdej możliwej okazji spotykaliśmy się w jego domu, ale oficjalnie parą zostaliśmy na początku wojny, gdy przeprowadziłam się do nich w czasie trwania mojego ostatniego roku nauki. Przez to właśnie, że wszyscy starsi wówczas olali szkołę, bo nie było na nią nawet czasu i sposobności powtarzamy tę klasę w tym roku, aby zdać Owutemy. Utworzymy dodatkowy rocznik - tak jakby ósmy rok, aby nie przeszkadzać uczniom rok młodszym, którzy też będą podchodzić do testów. Ciekawe jak to będzie znów spotkać się ze wszystkimi - już dorosłymi w Hogwarcie.

- A to jak przed meczem zaczarowałaś miotłę Malfoy'a, żeby latała w drugą stronę i zostawiała za sobą tęczę. - George wyrwał mnie z przemyśleń przypominając jeden z pierwszych rozgrywek na trzecim roku. Zaczęliśmy się śmiać na to wspomnienie, ale przypomniały mi się też jego konsekwencje.

- Taa, a jaki ochrzan od Snape'a dostałam. - uśmiechnęłam się na widok drącego się profesora.

- E tam, nic Ci nie udowodnił, zwłaszcza że Mcgonagall zaczęła Cię bronić i mówić mu, żeby nie histeryzował. - przytulił mnie mocniej niczym starszy brat.

- Pamiętam, później śmiała się z tego pokryjomu, a po meczu poklepała mnie po ramieniu szepcząc dosłownie: "Brawo.. Za mecz i za Malfoy'a". - ryknęliśmy śmiechem tak, że prawie się popłakałam i nareszcie wyszliśmy z otoczenia drzew. Dopiero, gdy przeszliśmy kolejne metry spojrzałam w stronę domu i natychmiast się zatrzymałam. Remus stał tam oświetlony światłem lampy przy drzwiach. George najpierw spojrzał na mnie zdziwiony, ale po zobaczeniu wyrazu twarzy Lupina zrozumiał moją reakcję. Nie był zły czy coś, ale nie przypominał pogodnego, życzliwego dla innych człowieka. Śmiem stwierdzić, że nie różnił się w tym momencie wiele od Snape'a. Patrzył tak sucho i zimno, że zmroziła mi się krew w żyłach. Jeśli spojrzeć na to z jego strony, to widok dziewczyny, z którą kilka godzin wcześniej prawie uprawiał seks, idącej późnym wieczorem z mężczyzną, który do bólu przypomina jej byłego chłopaka, gdzie oboje są przemoczeni i ubrudzeni ziemią, a przezroczysta tkanina na jej ciele nie zasłania prawie niczego, no tak, to może wyprowadzić z równowagi. Zwłaszcza jak odbierze się to w zły sposób, w który chyba właśnie to odebrał..

Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz