- Która w ogóle godzina?.. - Lucy ziewnęła zaraz po zadaniu pytania. Remus spojrzał na swój lewy nadgarstek i po chwili bezruchu obrócił rękę o 180 stopni. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten niecodzienny widok nie ogarniającego rzeczywistości wilczka.
- Po dziesiątej coś.. - mrużył oczy próbując dostrzec dokładne miejsce mniejszej wskazówki, ale po paru sekundach zrezygnował z tego nadprogramowego wysiłku.
- Rano czy wczoraj? - Syriusz miał chyba największego kaca, bo zupełnie nic nie ogarniał.
- Syri.. - Lu westchnęła. - Trza się zbierać, bo zaczną nas szukać i tu wbiją z buta. - mówiąc to rozejrzała się po pomieszczeniu i stanie fizycznym nas wszystkich, tym samym zwracając moją uwagę na puste już 0,7 litra ognistej przewrócone przeze mnie nad ranem.
- Mhhmm.. A zostało coś jeszcze tej whisky? - Lu znów westchnęła, Black burknął coś pod nosem, jakby "no właasn.. ", a mężczyzna obok mnie lekko podskoczył wskazując palcem w sufit, jakby właśnie zapaliła mu się żarówka nad głową. Odwrócił się do biurka i po chwili macania na ślepo wyjął zza niego butelkę z około 100 ml alkoholu. To też wyjaśniło naszą obecną sytuację, bo mimo procentów wątpiłam, że urwał nam się film po 0,7 litra. Podał mi butelkę, a ja sprawnie ją odkręciłam i wypiłam prawie całą na raz. Prawie, bo kątem oka widziałam jak Syriusz czołga się do mnie z jękiem i błagalną miną, jak gdyby zgubił się na pustyni i od tygodnia nie miał kropli w ustach. Oddałam mu kilka pozostałych łyków i już wyluzowana spojrzałam na "delikatnie" niedowierzających w nas dwójkę przyjaciół. Kilka następnych minut minęło na docinkach i żartach, a przy okazji dało to czas trunkowi, żeby przyjął się w moim organiźmie. Co prawda nie dało to dużej różnicy w sprawności, bo wszyscy byliśmy nadal solidnie nawaleni.
- Dobra, to my się zbieramy.. - dziewczyna kiwnęła mi na zgodę i zaczęłyśmy szukać swoich ubrań po podłodze. Koszulkę znalazłam gdzieś pod grzejnikiem, jeszcze ciepłą, ale ze spodenkami miałam problem. Lucy za to po swoją garderobę musiała wspiąć się z powrotem na łóżko, bo na dole nic nie znalazła. Chciałam poszukać swojej zguby przy fotelu, ale wstać udało mi się dopiero za trzecim razem. Pochylona i chwiejnym krokiem dotarłam do fotela. Pochyliłam się podpierając o niego i podniosłam zza mebla swoje ubranie. Obróciłam się do reszty ze zdziwieniem, ale "chłopcy" nie byli zbytnio zainteresowani tym samym co ja. Patrzyli tylko na mnie zahipnotyzowani bez słowa. Pokiwałam głową i razem z Lu patrzyłyśmy na nich jak na piętnastolatków.
- Do zobaczenia. - śmiałyśmy się idąc za drzwi. Złapałam już za klamkę, gdy Łapie się coś przypomniało.
- A nasze koszulki?
- Jeszcze tego brakowało, żebyśmy się przy was przebierały. - moja przyjaciółka mówiąc to kąśliwie się do niego uśmiechała.
- Ja bym nie narzekał. - uśmiechnął się szerzej patrząc na nią jakby rozbierał ją wzrokiem. Ah ten Black.. Nigdy się nie zmieni. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam do siebie, lecz drzwi nie ustąpiły.
- Co jest. - rzuciłam sama do siebie i jeszcze raz szarpnęłam za drzwi.
- Pokaż. - odsunęłam się i tym razem Lucy zaczęła z nimi walczyć.
- Co jest, tak się upiłyście, że drzwi nie potraficie otworzyć? - Syriusz zaczął z nas szydzić, a Lupin tylko uśmiechał się dalej siedząc na podłodze.
- Jak taki mądry to sam je otwórz. - Lu rzuciła mu to niczym wyzwanie, które przyjął z wywróceniem oczami. Podniósł się i jako kolejny chwycił za klamkę. Remus w między czasie wstał i stanął za nami. Kiedy Black zaczął szarpać je w każdą stronę, a drzwi nadal ani drgnęły odwróciliśmy się w stronę Lunatyka. Jego wzrok mówił sam za siebie, a jedno słowo potwierdziło moją kilkusekundową tezę.
- Zaklęcie..
CZYTASZ
Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~
Fanfiction18+ Natt, a właściwie Natasha White. Zwykła dziewczyna o trudnym życiu. Cóż, trudno.. Wojna minęła, zagrożenia nie ma. Pojawiło się jednak coś innego. Coś bardziej niebezpiecznego. Coś czego nie powinno być. Miłość, która nie może istnieć.. początek...