*Także ten, I'm so sorry.. I szczęśliwego nowego roku!*
- Stary, to nie tak jak myślisz! - George wyrwał się pierwszy nie słysząc ani słowa od nas przez dłuższą chwilę. Prościej było podejść bliżej, ale nie potrafiłam zrobić ani kroku, więc musiał prawie krzyczeć, gdyż nadal stał obok tym razem podtrzymując mnie w razie upadku. Nie dziwię się, że nie chciał mnie zostawić, bo sama czułam że twarz mam bladą jak ściana. Chyba pierwszy raz na jego widok zrobiło mi się tak słabo, ale w tym złym sensie.
- Jasne, widzę. - zmusił się na lekki uśmiech, lecz jego ton nadal był zimny. Przyjrzał się nam raz jeszcze i bez słowa więcej wszedł do domu chyba mimowolnie trzaskając drzwiami. Wtedy kamień spadł mi z serca i jednocześnie krew spieprzyła z żył przez co musiałam oprzeć się na Weasley'u. Chłopak po chwili mojego zamyślenia pomógł mi dojść do drzwi, a następnie salonu. Opadłam na kanapę i złapałam się dłońmi za głowę, która zaczęła mi pękać.
- No nareszcie! - krzyczała pani domu wybiegając z kuchni. - Remus cię szuka od dwóch godzin, a ty też zniknąłeś bez słowa. Nie widzicie która godzina i jak jest ciemmo?! - rozumiem, że się zamartwiała, ale w tym momencie miałam ochotę rzucić w nią zaklęciem wyciszającym. Złość na ten nieustający hałas sprawiła, że natychmiast wróciły mi siły. Wstałam rzucając przepraszające spojrzenie George'owi, który stał obok i ledwo odwzajemniając jego uśmiech zmęczona weszłam na górę. Myślałam czy do niego nie zapukać, ale sama byłam wkurzona, że od razu przypisuje mi własne wyobrażenia, więc nic dobrego by z tego nie wyszło. Wykończona psychicznie i fizycznie poszłam spać.
Do rana zdążyłam się uspokoić i zwyczajnie zejść na śniadanie. Remus co prawda był, ale nie odezwał się ani słowem. Mimo to ja zaśmiałam się parę razy, a nawet wywołana przez George'a powiedziałam kilka słów. Chciałam złapać go po jedzeniu, ale nie zdążyłam, bo w trakcie sprzątania pan Arthur poprosił Lupina o pomoc przy samochodzie. I tak wyszli tylnimi drzwiami, gdy ja stałam w tym bałaganie. Poznosiłam naczynia najszybciej jak umiałam i ruszyłam w ich stronę. Wyszłam na dwór i zobaczyłam pana Arthura leżącego pod podniesionym przez magię samochodem oraz mój cel klęczący obok z narzędziami w dłoniach.
- Musimy pogadać. - stanęłam obok niego i powiedziałam twardo.
- Nie mam czasu. - odparł nawet na mnie nie patrząc. Dopiero teraz zobaczyłam jak bardzo zdążył się już ubrudzić smarem.
- Nie masz, to wyjścia. - rzuciłam jeszcze chłodniej. Mężczyzna wstał i zbierając ze stolika obok ścierkę oddalił się kilka kroków, a ja wraz z nim. Nerwowo wycierał o nią ręce, gdy zaczął mówić.
- Zdaje mi się, że nie mamy o czym rozmawiać. - nawet na mnie nie spojrzał, tylko rozglądał się dookoła.
- Naprawdę? Słuchaj, to że sobie coś ubzdurałeś nie oznacza, że ja Ci dam tak po prostu mnie ignorować. - szarpnęłam go za ramię, żeby patrzył mi w oczy.
- Ja nic sobie nie ubzdurałem. Ślepy po prostu nie jestem. - prawie machnął mi tą ścierą przed twarzą. Rzadko widzę jak się obraża i denerwuję, ale muszę przyznać, jak już to robi, to wkurwia mnie jak nikt.
- Że niby co!? - czy my się właśnie kłócimy jak stare małżeństwo?
- Że niby to, że najlepiej to się bawisz w towarzystwie George'a! Zwłaszcza w nocy!
- I co to przepraszam ma do rzeczy?
- No chyba mi nie powiesz, że cię ominęło jego znaczne podobieństwo do twojego byłego? - strzeliłam mu z otwartej dłoni w twarz, aż odwrócił głowę.
- Gdyby nie był martwy, wciąż byłby aktualny. - mówiłam drżącym głosem kiwając mu palcem przed twarzą w ramach ostrzeżenia. Spojrzał na mnie, jakby właśnie zrozumiał swój błąd, ale było już za późno. Powiedział o kilka słów za dużo. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę lasu po przeciwnej stronie domu. Nie chciałam go dłużej oglądać, jednak kilkanaście sekund później usłyszałam jego krzyk.
- Zaczekaj!..
CZYTASZ
Nie mogę cię kochać.. ~Remus Lupin~
Fanfic18+ Natt, a właściwie Natasha White. Zwykła dziewczyna o trudnym życiu. Cóż, trudno.. Wojna minęła, zagrożenia nie ma. Pojawiło się jednak coś innego. Coś bardziej niebezpiecznego. Coś czego nie powinno być. Miłość, która nie może istnieć.. początek...