XII

90 9 4
                                    

   -Gdzie konkretniej jedziemy?-zapytał siędzący obok Ango Oda, gdy ruszyli.
-Do Polski-odparł Ango bez emocji. Był skupiony na drodze.
-Dobrze, ale gdzie dokładnie?
-Ustawiłem mapę w nawigacji, by nas prowadziła. Nie umiem do końca nazwy wymówić. Trudna jest-przyznał Sakaguchi, po czym wskazał na nazwę miejsca docelowego.

-Ile będziemy jechać?-wtrącił się Dazai.
-Dwa dni, jeśli liczyć nocleg-udzielił odpowiedzi Sakunosuke po przeczytaniu odpowiedniej informacji z niewielkiego monitora, który był teraz zajęty pomocą w dotarciu do celu.
-Nie będzie noclegu-przerwał im brunet w okularach.

-Jak to?-zdziwił się Odasaku.
-Normalnie. Mogę prowadzić bez przerwy.
-Gościu, zdajesz sobie sprawę z tego, że to będzie jakieś trzynaście godzin czystej jazdy?
-Jak najbardziej. Chcę już to mieć za sobą.
-Ale...
-Po drodze tylko staniemy i kupimy jakąś kawę-przerwał mu urzędnik.

Zamilkli. Po kilkunastu minutach zatrzymali się na stacji benzynowej. Tam Ango wysiadł ze swojego pojazdu. Korzystając z okazji zatankował i zniknął w niewielkim budynku. Po zapłaceniu za paliwo, wrócił z kubkiem kawy. Wsiadł do samochodu i znowu ruszyli.

Podczas drogi Osamu zasnął na ramieniu Gide'a, który jednak odtrącił go.
-Sorry, mam już faceta-warknął.
-Skarbie, nie spinaj się tak-Sakaguchi stanął w obronie Dazaia.-Daj mu spać.

Dalej jechali już w ciszy. Ango włączył muzykę, by nie zasnąć.
-JEEEEEEŚĆ!!!-wydarł się nagle samobójczy maniak. Urzędnik aż podskoczył i o mało co nie wjechał w wyprzedzane właśnie auto.
-Pojebało cię?!?!?!-wrzasnął, kiedy opanował sytuację na drodze.
-No co?
-Przez ciebie prawie spowodowałem wypadek!!! Samochód to nie jest dobre miejsce do straszenia!-krzyczał chłopak w okularach, jednak z drugiej strony był trochę wdzięczny przyjacielowi. Dzięki całej tej akcji nieco się rozbudził.

-Kochanie, nie marnuj tego głosu. Przyda się później-wypalił André.
-Zamknij się, zboczeńcu-prychnął Oda, któremu nie spodobały się słowa białowłosego.
-Obaj zamknijcie te jadaczki i dajcie mi prowadzić, do jasnej cholery!-zdenerwował się kierowca.

-A mogę moje jedzenie?-nie dawał za wygraną Dazai.
-Ryj!!!
-Nie wiedziałem, że istnieje druga Linkiewicz-skomentował Sakunosuke.
-Ty też ryj!

Zamilkli po raz kolejny. Tak minęło im pół godziny.
-Dazai, tutaj coś jest. Niedługo zamykają, ale chyba zdążymy-powiedział Ango zatrzymując się przy jakimś fast foodzie.
-Kup mi kebsa-poprosił Osamu.
-To daj kasę. Inaczej ci niczego nie przyniosę-Sakaguchi odwrócił się do bruneta. Ten przeszukał kieszenie.

-Hajs mi się skończył.
-Nie do końca... Utopiłeś go w morzu-poprawił Oda.
-A cicho tam-uciszył go przyjaciel.
-Ja pierdolę...-westchnął urzędnik, po czym wyszedł.

Kilka minut później wrócił z kebabem dla Dazaia oraz wielkim kubłem frytek dla wszystkich.
-Smacznego-powiedział i wsiadł ponownie do samochodu. Wszyscy oprócz niego zabrali się za jedzenie. Ruszyli dalej.

Przez kolejne trzy godziny było dość spokojnie. Zbyt spokojnie. Gide i Osamu zasnęli, natomiast Odzie powoli powieki opadały praktycznie same. Niestety i Ango miał  tym problem. On również robił się senny. Mimo tego nigdzie się nie zatrzymał. Jechał dalej.

Po kilku minutach głowa zaczęła mu opadać, a oczy mimowolnie się zamykać. Nagle usłyszał krzyk Ody:
-ANGO, UWAŻAJ!!!

Sakaguchi spojrzał przez szybę. Otworzył gwałtownie oczy, w których źrenice się diametralnie zmniejszyły, gdy zorientował się, że zjechał na zły pas. Przed sobą zobaczył wielką ciężarówkę.

W̲a̲k̲a̲c̲j̲e̲ w̲e̲ c̲z̲w̲ór̲k̲ę | ♡ ʙᴜɴɢᴏᴜ sᴛʀᴀʏ ᴅᴏɢs ғғ ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz