XLIII

69 7 2
                                    

-Ty szmato!-krzyknął André odciągając Ango od Dazaia.-Co to ma znaczyć?! Od kiedy masz kogoś na boku?! Przyznaj się!
-André?! Skarbie, ja...
-Jakie "skarbie"?!-przerwał mu Francuz.-Ile już mnie zdradzasz?!

-Daj mu dokończyć wypowiedź...-wtrącił się Osamu.
-To słucham twojego wytłumaczenia, zdrajco!-lider Mimic dał Sakaguchiemu z liścia. Zrobił to z całej siły, więc Japończyk aż upadł.

-Dazai nie jest moim kochankiem...-zaczął.
-No uwaga, bo uwierzę w te twoje kłamstewka!
-Na prawdę! Ćwiczyłem tylko z nim podryw, bo on chce wyrwać Odę, ale nie wiedział, jak się do tego zabrać. Tylko to mi przyszło do głowy. Po prostu mu wyszło za którymś razem.

-Podobało ci się? Widziałem, że jesteś zadowolony!
-Nie będę cię okłamywać... Tak... Ale ty jesteś milion razy lepszy w te klocki.
-Jak jeszcze raz was zobaczę w podobnej sytuacji, to inaczej będziemy rozmawiać. Serio, brzydzę się tobą, Ango.

-Przepraszam... Nie powinienem był tego robić... Moja wina... Ukarz mnie jakoś... Zasłużyłem...
-No dobra, wybaczam ci... Ale tylko dlatego, że ty mi wybaczyłeś kradzież oraz gwałty.
-Dziękuję-Ango objął ukochanego. Cała trójka wyszła na dwór do Odasaku.

-Czemu tak wrzeszczeliście? Staliście najwyżej metr od siebie-spytał niebieskooki. Nie mógł wtedy przyjść, ponieważ pilnował ogniska.
-Nieważne-udzielił odpowedzi André.-Już wszystko dobrze-dodał, po czym pogłaskał urzędnika po głowie. Szybko go pocałował w policzek.

Kilka minut później wszyscy robili już kiełbaski nad ogniskiem.
-Odaaa...-zaczął nagle Dazai.
-No słucham-Oda podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela.
-Taka sprawa jest...
-No słucham.
-Jesteśmy mafiozami i no... Wolno nam, a ja nie jestem takim małym dzieckiem.

-Do czego dążysz? Jeśli chodzi o...
-Tak, Oduś-przerwał mu Osamu podchodząc do niego.-Na poważnie cię kocham...-dodał i delikatnie pogłaskał niebieskookiego po policzku.

Ten jednak odtrącił jego rękę.
-Czy możesz w końcu przestać?-spytał.-Nie i koniec. Nie zwiążę się z tobą, wybacz.

Samobójczy maniak wrócił na miejsce i usiadł załamany.
-Próbowałeś i to się liczy-szepnął mu Ango.
-Zazdroszczę ci. Chodź na chwilę ze mną.

Dazai i Sakaguchi wstali. Odeszli kawałek. Zatrzymali się po drugiej stronie domu. Tam Osamu złapał rękę towarzysza i klęknął.
-E, czekaj... Co ty wyprawiasz?
-Będziesz ze mną chociaż ty?... Jesteś taki piękny, a twoje oczy mają więcej blasku, niż wszystkie te gwiazdy razem wzięte...

-Ale my nie możemy... Ja mam faceta!
-Proszę cię. To będzie nasza słodka tajemnica. Nie musisz ze mną chodzić do łóżka.
-Nie!
-Kochany, nie pożałujesz. Poza tym tamten pocałunek ci się podobał-Dazai przycisnął bruneta w okularach do ściany.

-Zostaw mnie... Puszczaj!
-To nie moja wina, że cię chcę.
-Zaraz zacznę krzyczeć o pomoc...
-Jak Gide się tak zachowuje, to ci się to podoba.
-Bo to mój partner!
-Który cię nie kocha.
-On mnie kocha. Zmienił się dla mnie i dla naszego związku.

-Angusiu, jesteśmy do siebie dość podobni, bardziej do siebie pasujemy. A André nie dość, że jest z Europy, to jeszcze jest dużo starszy.
-I co z tego? Miłość to miłość. Tyle.
-Ale ja cię nie kocham.
-Ale ja ciebie.
-Jeśli mówisz to każdemu, to nie wiesz na czym polega miłość.

-Proszę. Nie chcę być sam. Zazdroszczę ci związku.
-Ale nie niszcz mi życia.
-Będę o ciebie walczyć.
-Nie dasz rady, André jest silniejszy. Poza tym jego kocham, a nie ciebie.
-To cię zmuszę, żeby tak było. Napewno się jakoś da-uparł się Dazai, po czym zaczął dobierać się do urzędnika.

-SKARBIE, POMOCY!!!

W̲a̲k̲a̲c̲j̲e̲ w̲e̲ c̲z̲w̲ór̲k̲ę | ♡ ʙᴜɴɢᴏᴜ sᴛʀᴀʏ ᴅᴏɢs ғғ ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz