XLII

67 6 1
                                    

Po powrocie do domu Oda rozpalił ognisko, a Dazai szukał kijów, na które można by było nabijać kiełbaski. Gide skorzystał z okazji i zaciągnął Ango do łazienki.

-Coś się stało?-pytał urzędnik.
-Można tak powiedzieć... Nie chciałem ci tego mówić, ale zostałem w pewnym sensie do tego zmuszony.
-Zmuszony do czego?
-Do powiedzenia ci, że pragnę cię tej nocy-Francuz nie wytrzymał i zaczął jeździć nosem po szyi bruneta.

-Niedawno to przecież robiliśmy. I kto cię zmusił?-Sakaguchi odchylił głowę praktycznie odruchowo.
-Dazai. Słyszałeś zresztą.
-No tak. Ale w czym taki problem?
-Jestem pewien, że będzie nam przeszkadzał jak tylko się da. To jak? Kombinujemy coś?

Jego partner zastanowił się. W międzyczasie Gide próbował jakby zmanipulować jego decyzją przez drobne pieszczoty.

-Pomyślę nad tym. Nie mam zbytnio ochoty-stwierdził po chwili piwnooki.
-Napewno?-dopytywał André kontynuując czynność i powoli rozbierając towarzysza.
-Tak, napewno...
-Może zmienisz zdanie?-lider Mimic stawał się coraz bardziej dziki w tym co robił.

-André, oj, zostaw mnie, proszę...
-Nie jest ci przyjemnie?
-Jest... I...
-I co?
-I bierz mnie ostro całego!

* * *

-Oda, mogę już zjeść kiełbaski?-odezwał się Dazai biorąc do ręki jedną z nich.
-Nie. Musimy je najpierw zrobić nad tym ogniskiem. Poza tym to niezdrowo tak jeść surowe.
-Ja kiedyś tak zjadłem i nic mi się nie stało.
-A ja rzygałem po tym cały dzień i noc.
-Bo wcześniej wypiłeś przeterminowany jogurt. Minął rok, a ja nadal pamiętam, Oduś.

-Gdzie Gide? Miał pomóc rąbać drewno. Ostatecznie musiałem zrobić to sam, bo się nie pojawił.
-A gdzie Ango?
-O cholera... Już chyba wiem, co robią... Idź i to sprawdź.
-Miałem ich pilnować! To był niezawodny sposób!
-Oni są dorośli i nie możesz mówić im, co mają robić, a czego nie.

Dazai jednak olał przyjaciela. Skierował się w stronę domu. Wszedł do niego i poszedł do sypialni ich nierozłącznej parki. Jednak tam nikogo nie było. Wtem Osamu usłyszał coś od strony łazienki. Zbiegł po schodach i gwałtownie otworzył drzwi.
-Tu jesteście!-wrzasnął wściekły.-Mieliście się nie lizać!

Ango i André natychmiast przestali się obściskiwać. Spojrzeli na samobójczego maniaka zakłopotani.
-Coś od nas chcesz?...-zaczął w końcu Francuz zakładając biały podkoszulek.
-Pogratulować.
-Nie rozumiem...
-Nie porąbałeś Odzie jebanego drewna, więc on musiał zrobić to sam!

-O kurwa, wyleciało mi to z głowy... Przepraszam.
-Idź przeproś lepiej Odę, a nie mnie! Poza tym jak tak bardzo chcieliście się migdalić, to moglibyście łaskawie pamiętać także o innych rzeczach!
-Ale weź ty już nie krzycz-lider Mimic wyszedł z domu zostawiając Dazaia i Sakaguchiego sam na sam.

-A ty, okularniku, pomożesz mi wyrwać Odasaku-odezwał się po chwili Osamu.
-Kiedy ja na serio nie wiem jak.
-Daj spokój. Coś wymyślisz.
-No dobrze... Daj mi tylko chwilę-urzędnik założył bluzkę.-Chyba wiem-poinformował po kilku minutach.

-No dawaj.
-Będę starał się zachowywać jak Oda, a ty będziesz próbował, póki ci się nie uda.
-No weź...
-Tylko tak mogę ci pomóc. I być może dzięki mnie staniesz się mistrzem podrywu. Przećwicz na mnie.
-No dobrze...
-To zaczynaj.

-Cześć, maleńki. Słyszałeś o Disco Marku? Mógłbyś zostać moim kotkiem?

-Nie no, bądź poważny. Błagam cię.
-Jestem poważny.
-Nie. Jeszcze raz. Ale tym razem zachowuj się z początku niepozornie. Chyba wiesz jak.
-Domyślam się.
-To zaczynaj jeszcze raz.

-Cześć, Odasakuś.
-Cześć-Ango udał, że pilnuje ogniska i dorzuca drewna.
-Bo jest taka sprawa...
-Słucham.
-Mogę ci w czymś pomóc?
-A w czym chcesz pomagać?
-W zostaniu moim kotkiem.

-JA PIERDOLĘ, MÓWIŁEM COŚ!-brunet w okularach nie wytrzymał.
-Nie mogłem się powstrzymać... Sorki.
-Ostatni raz próbujemy. Jeśli się nie ogarniesz, to idę stąd.

-Cześć, Oda-znowu zaczął Dazai.
-Cześć.
-Jest taka sprawa.
-Jaka?
-Wiem, jakie jest twoje podejście do tego, ale...
-Ale co?
-Jesteśmy mafiozami, wolno nam, a ja nie jestem takim strasznym dzieckiem.

-Czy ty...
-Tak, Oduś-Osamu mimowolnie zbliżył twarz do twarzy Sakaguchiego.-Kocham cię...-ich usta zetknęły się z poczatku delikatnie. Później jednak stawali się coraz odważniejsi.

Właśnie w tym momencie drzwi otworzył Gide.

W̲a̲k̲a̲c̲j̲e̲ w̲e̲ c̲z̲w̲ór̲k̲ę | ♡ ʙᴜɴɢᴏᴜ sᴛʀᴀʏ ᴅᴏɢs ғғ ♡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz