Ktoś zapukał i wszedł tu Cole, a Lewis się uśmiechnął i wstał.
- Zostawię was.
Wyszedł, więc Cole usiadł obok mnie.
- Sarah?
- No?
- Co się stało?
- Nic... Jestem zmęczona.
Pokręcił głową, łapiąc mnie za rękę i westchnął.
- Po prostu mi powiedz co cię gryzie.
Nie chcę mu mówić. Nie mam zamiaru go niczym martwić, Cole w końcu jest szczęśliwy jak to każdy mówi, nie będę go dołować.
- To był mój biologiczny ojciec...
- I co?
- To właściciel kancelarii. Chce się spotkać.
- A ty? Chcesz? To może być dla ciebie szansa.
- Boję się. W sensie, znam go, ale... Ale nie jako ojca, tylko idiotycznego właściciela który mi nie dał posady.
- Jest miłym człowiekiem.
- Zostawił mnie...
- Wysłuchaj go, dobra? I później się zastanawiaj co robić. Chce dla ciebie dobrze.
- Co jeśli on też mnie zrani? Zrobi mi krzywdę?
- Nie zrobi. Wysłuchaj go, dobra?
- Tylko i wyłącznie dla ciebie.
Wstałam, a on się zaśmiał i pociągnął mnie na siebie.
- To twój ojciec. Masz to zrobić dla siebie.
- Cole no!
- No co? Ja mogę cię jedynie wesprzeć.
- Cieszę się... Że jesteś.
- Wiem że nie tylko to cię gryzie. Spojrzałaś na mnie i chciało ci się ryczeć. Ale nie będę naciskał, jeśli będziesz chciała powiedzieć, wiesz gdzie mnie szukać.
- Cole...
- Spokojnie, poczekam. Jeśli będziesz gotowa, to mi powiedz.
- Mam pytanie. Ważne.
- Dawaj.
- Mówiłeś że nie chcesz dzieci...
- Mhm... To prawda.
- W ogóle? Nigdy?
Westchnął i odchylil głowę do tyłu, kiwając głową.
- Raczej nigdy. Spróbuj mnie zrozumieć... Nie będę potrafił spojrzeć na swoją córkę i nie pomyśleć o tej, która umarła. Zawsze będę miał ją w głowie.
- Rozumiem. Muszę się ogarnąć.
Kurwa mać. Uśmiechnęłam się i wstałam, idąc od razu do łazienki.
Pov. Cole.
Zmarszczyłem brwi i chciałem za nią pójść, ale wszedł tu Lewis.
- Ty gdzie?
Zaśmiał się, przez co westchnąłem.
- Co jest z Sarah'ą?
- O czym gadaliście?
Wzruszyłem ramionami, rozglądając się po pokoju.
- Mówiła mi o ojcu. Później spytała czy chciałbym kiedyś dziecko.