Rozdział 97

1K 50 31
                                    

- Bardzo bogaty był? - zapytała ciekawa Kylie, a Syriusz parsknął śmiechem. 

- Tak jak każdy Black. Mogę się założyć, że chciał tym zrobić na złość swojej kochanej siostrzyce. - zaśmiał się szyderczo. - Nigdy nie lubił mojej matki, a ja byłem jego ulubieńcem. 

- Warto wiedzieć, że ktoś jednak cię w tej rodzinie szanował. - skomentowała Marlena. - Będziesz musiał złożyć podpis na testamencie?

- Tak. Od razu pojawię się na pogrzebie. Jutro z samego rana będę musiał się tam wybrać. 

- No to powinieneś już chyba iść spać. - zauważyła Lily. - Nie sądzę, że zdołasz zbudzić się wcześnie. 

- Ten to ma szczęście w życiu. - zaśmiał się Remus. - Dobrze wiedział, że nie dostanie nic od rodziców, a poszczęściło mu się z wujkiem. Cały spadek... 

- Głupi zawsze ma szczęście. - parsknęła Lena. - Szoruj do łóżka, Łapciu. 

- Dobra, dobra. - chłopak podniósł się z kanapy i ruszył do dormitorium. - Dobranoc! 

***

Następnego dnia, którym była sobota, wszyscy poszli na śniadanie dosyć wcześnie. Syriusz pozrywał ich wszystkich z łóżek, więc nie mieli innego wyjścia. W Wielkiej Sali czekała już na nich Sowia Poczta. Zrzuciła list jedynie Evans, która rozpoznała idealne pismo swojej siostry. Zdziwiła się i wyjęła kartkę z koperty. Przeczytała szybko zawartość, a z jej oczu wyleciało kilka pojedynczych łez. Otarła je migiem i schowała list do kieszeni. 

- Syriusz, czy mogę zabrać się z tobą? - spytała smutno, a przyjaciele spojrzeli na nią zaniepokojeni. 

- Co się stało, Lily? - zapytał James, a ruda westchnęła. 

- Moi rodzice nie żyją. Petunia potrzebuje pomocy z papierami i organizacją pogrzebu. Powinnam wrócić za kilka dni. 

- Och, przykro mi. - powiedziała smutno Lena. 

- Byłam na to przygotowana. - westchnęła smutno ruda i podniosła się z ławki. - Pójdę się przebrać i zaczekam na ciebie na dziedzińcu, dobrze Syriusz?

- Jasne, Lils. Idź. - ponaglił Black, a gdy dziewczyna odeszła, spojrzał na swojego przyjaciela. - Dziwnie spokojnie to przyjęła. 

- Nie da się nie zauważyć. - westchnął Potter. - Zostaniesz z nią? Aż załatwi wszystkie sprawy? Nie chcę by była tak sama. To niebezpieczne. 

- Wszyscy wiemy jaka jest Evans. Nie ma opcji, że pozwoli mi zostać. - brunet wzruszył ramionami. - Ale postaram się ją przekonać. W każdym razie i ja idę się przebrać. - chłopak podniósł się na nogi i odszedł w stronę wyjścia. 

James spojrzał w swój talerz i westchnął cicho. Lena zauważyła, że jest zatroskany i złapała go delikatnie za rękę, co nie uszło uwadze Remusa. Zerknęła na wilkołaka kątem oka i posłała mu ostrzegawczy wzrok. Potem odwróciła się w stronę okularnika i uśmiechnęła się lekko. 

- Jamie, wszystko będzie okej. Wróci tu cała i zdrowa. Syriusz jest uparty. - powiedziała spokojnie. 

- Ona też jest uparta. Niech ci będzie, Lee. Bądźmy dobrej myśli. 

Wszyscy w dość ponurej atmosferze dojedli swoje śniadanie i wrócili do swoich dormitoriów, w których nie było już ani Evans ani Blacka. Potem jak zwykle zebrali się na lekcję. Najpierw wszyscy, oprócz Kylie, mieli eliksiry. Profesor Slughorn w te ostatnie dni dawał im coraz łatwiejsze zadania, więc łatwo szło im zdobywanie punktów dla swojego domu i dobrych stopni. Po godzinie spędzonej w lochach musieli się rozdzielić. Marlena wraz z Jamesem i Peterem ruszyli na Obronę Przed Czarną Magią, a Lena i Remus na zielarstwo. McKinnon i dwóch chłopaków ćwiczyli proste zaklęcia obronne, a Watson i Lupin zbierali składniki potrzebne do eliksirów dla profesora Slughorna. Dwie godziny później spotkali się na obiedzie w Wielkiej Sali. Potter wyjął lusterko dwukierunkowe, by porozumieć się z Syriuszem. Kilka minut później Black wyjął lusterko z kieszeni spodni i spojrzał przez nie na okularnika. 

Zmierzch // Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz