Rozdział 56

1.3K 74 74
                                    

Następnego dnia Lena obudziła się wcześnie rano. Wczoraj nie chciała mieć do czynienia z  żadną ze swoich lokatorek, więc po prostu zasnęła szybciej. 

Wstała i nie ogarniając się w żadnym stopniu wyszła z dormitorium. Chciała jak najszybciej zjeść śniadanie i pochłonąć się w nauce na lekcjach, by nie myśleć o ostatnich wydarzeniach. 

Oczywiście to wcale nie było proste. Czuła się okropnie i nie mogła tego zmienić w żaden sposób.

Weszła do Wielkiej Sali, ledwo co zdążyła usiąść do stołu i podeszła do niej profesor McGonagall. 

- Dzień dobry, Watson. Proszę cię do mojego gabinetu. 

Ruszyła do wyjścia nie oglądając się za siebie, a blondynka przełknęła ślinę i zastanowiła się co mogła przeskrobać, że wzywa ją do siebie opiekunka Gryfonów. Dotrzymała kroku nauczycielce i wkroczyła za nią do gabinetu. Na krześle ujrzała swojego ojca i dosyć się zdziwiła. Co tu robił?

- Cześć tato. - uśmiechnęła się lekko. - Coś się stało?

Edward jednak nie spojrzał na nią i popatrzył na Minervę, która usiadła po drugiej stronie biurka. 

- Czyli tak jak się umówiliśmy, Lena ma obowiązek wrócić tylko na egzaminy, tak pani profesor?

- Tak, Edwardzie. Przykro mi. 

- Mhm. - mruknął. - W takim razie do widzenia. 

Wstał z krzesła i ukłonił się lekko kobiecie. Córka zaś spojrzała na oboje i wyszła za tatą, nie wiedząc o co chodzi. 

Pan Watson ruszył wolnym, ale stanowczym krokiem przez korytarz i kątem oka zerknął na blondynkę. 

- Wiem, że nie do końca wiesz czemu zabieram cię stąd na tak długi okres czasu, ale nie mam innego wyjścia. I nie, to nie jest rozmowa na teraz. Muszę powiedzieć ci wszystko na spokojnie, w domu. - westchnął i niewidocznie wytarł łzę ociekającą z jego policzka. 

Gryfonka zmartwiła się i zaczęła gorączkowo myśleć. Co takiego mogło się zdarzyć? Przecież nie można była zabrać dziecka ze szkoły pod byle jakim pretekstem. Co było aż tak ważnego, by wrócić dopiero na egzaminy? Były dopiero za miesiąc, tuż przed zakończeniem roku szkolnego.

Przeszli przez błonia i gdy trafili do Hogsmeade podała rękę ojcowi i oboje teleportowali się do swojego miasteczka. Mężczyzna wszedł do domu za córką i zdjął z siebie kurtkę. Powiesił ją na wieszak i przetarł twarz.

- Twoje rzeczy są już w pokoju. Rozpakujesz się potem, najpierw usiądź. 

- A mogę się przywitać z Charlotte i mamą? - uśmiechnęła się radośnie, a on pokręcił głową 

- Nie utrudniaj tego, Lena. Usiądź. - powiedział to tak błagalnym tonem, że dziewczynę powoli zaczął opanowywać strach. Zajęła miejsce na kanapie i spojrzała poważnie na Edwarda. 

- Słucham, tato. 

- Jest to bardzo trudne... tym bardziej do powiedzenia. Mama dziś jak zwykle rano pojechała do pracy, ale tym razem chyba nie było jej to dane. Nie wiem dokładnie jak to się stało. - tu zatrzymał się chwilę i próbował opanować drżenie głosu, rąk oraz łzy lecące po jego twarzy. - Policja nic nie wie. Kto spowodował wypadek... dalej prowadzą śledztwo. Wiadomo tylko, że osoba uciekła z miejsca wypadku... Mówili, że można było ją uratować, gdyby nie uciekł... - rozpłakał się na dobre, a dziewczyna poczuła, że nagle straciła wszystko. Jej dusza i serce były rozpadnięte na milion kawałków. Wstała na nogi i poczuła jak zaczyna kręcić się jej w głowie. Nogi i całe ciało odmówiły jej posłuszeństwa. Potem zobaczyła tylko ciemność. 

Zmierzch // Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz