S01 E04

1K 105 18
                                    

×××
Rabowanie
×××

Dojechaliśmy na tyły pilnowanego przez ochronę, wysokiego budynku. To w nim miała rozpocząć się aukcja, za nie całe 10 minut. W tym czasie Feitan, Franklin, Shizuku i Kortopi musieli dostać się do punktu docelowego, aby pozbyć się ludzi zajmujących się aukcją, żeby nikt nie przeszkodził krasnalowi i olbrzymowi, biorących odpowiedzialność za przebieg sprzedawania fałszywych eksponatów, które miał stworzyć Kortopi na boku. Zajęcie się zewnętrzną ochroną należało do Shalnarka, który wbijając swoje igiełki w ciała ochrony, przejął kontrolę nad ich umysłami. Dzięki temu ja, Hisoka i ekipa Feitana dostaliśmy łatwe wejście do środka. Dopiero tam zaczęła się misja moja i mojego partnera. W ruch poszły karty oraz igły. Zwyczajni ochroniarze z pistoletami byli zbyt sztywni, abym dobrze się bawił podczas odsyłania ich do nieba. Zbyt łatwy cel, który zaczął się utrudniać wraz z powiększającą się liczbą ludzkich przeszkód. Czwórka za nami zakrywała twarze kapturami, my nie czuliśmy takiej potrzeby. Szansa, że dzięki temu ich nie rozpoznają na scenie za włamywaczy, nadal miała jakiś procent na powodzenie. Musieliśmy wykorzystać wszystkie dostępne luki. Ciała padały jedno za drugim, a unikanie pocisków tylko trochę komplikowało celowanie. Miałem sekundy, aby zabrać igły z martwych ciał. W końcu nie miałem ich nieskończonej ilości. Magik po lewej wydawał się czerpać swoje zapasy z nieznanego źródła, pojawiały się w jego rękach od tak. To drażniące. Kolejna rzecz, w której był ode mnie lepszy.
Pierwsze piętro, drugie, trzecie, czwarte, cel!
Wejścia do środka były dwa, Hisoka dostał się na drugą stronę. Latałem po korytarzu, gdy tylko pojawiali się nowi. Niektórzy byli strasznie roztrzęsieni. Prawdopodobnie wywołał to strach przed świadomością tego, co się stanie po przejściu za zakręt. Leżące na podłodze ciała były ostrzeżeniem. Nie martwiłem się ilością rozsypanych po dywanie, zepsutych zabawek. Shizuku powinno przyjść przed zakończeniem aukcji i sprzątnąć to, aby wychodzący z sali ludzie nie zorientowali się o faktycznej sytuacji. Wyjdą, na widok policji się rozbiegną i tyle z problemu bezsensownego zabijania sporej garści dzianych staruchów. Im mniej zajmowania się pierdołami tym lepiej dla nas. Łatwa walka zaczynała mnie męczyć i nudzić. Postanowiłem wynająć kogoś, kto pozwoli mi odsapnąć. Kilku ochroniarzy opętałem szpilami, aby rozkazać im chronić mnie i drzwi swoimi ciałami oraz bronią. Usiadłem na podłodze i obserwowałem akcję.

- Miałem nadzieję, że poczuję choć trochę adrenaliny - mruknąłem zawiedzionym tonem.

- U ciebie też spokój? - odezwał się komunikator.

- Nie, ale... - przerwałem na chwilę odpowiedź, zauważając pewną różnicę. - Wiesz, w sumie to ich liczba zmalała. Zamiast trzech przychodzą pojedynczo, u ciebie też?

- U mnie są pustki od 15 minut - odpowiedział Morow.

- Czekają na wsparcie?

- Prawdopodobnie.

- Wejścia pilnują moje marionetki, wchodzę do środka. Sprawdzę na jakim są etapie - oznajmiłem, otwierając drzwi.

- Twoje marionetki? To jest twoja umiejętność?

- Po części tak - skończyłem rozmowę.

Zastawiłem za sobą drzwi skrzyniami. Tak na wszelki wypadek. Gdyby lalki zawiodły. Ruszyłem do Kortopiego i Shizuku, fałszujących eksponaty. W ich dłoniach dostrzegłem szkarłatne oczy klanu Kurta. Byłem przekonany, że nowa zdobycz Chrollo nie pocieszy Kurapiki. W jakimś stopniu interesowała mnie reakcja blondyna na ten widok. Ciekawe do kogo należały te gałki. Ojca? Siostry? Przyjaciela? Bolesne doświadczenie. Gdyby ktoś traktował wydłubane oczy Killuy za drogocenny eksponat, pewnie nie umiałbym pohamować żądzy krwi w stosunku do tego potwora...nazywanie innych potworami będąc jednym z nich wydaje się śmieszne. Pracowałem w zawodzie płatnego mordercy, od dziecka mnie do tego szkolono i byłem w tym naprawdę niezły. Tylko czasami pozwalałem swoim ofiarom na ostatnie marzenie przed śmiercią, wtedy gdy było do spełnienia jak najszybciej, a ja na tym niczego nie traciłem.

Pamiętałem bardzo wyraźnie noc, podczas której moim zadaniem było uśmiercenie byłej żony mojego klienta, która pozostawiła go dla innego mężczyzny. Oszalały facet był w stanie zapłacić każdą cenę, aby pozbyć się całej trójki. Tak, wraz z ich nowo narodzonym dzieckiem. Z kochankami poszło prosto, bo nie żałowałem dorosłych, tym bardziej we śnie.
Dziecko było trudniejszym wyzwaniem. Dziecięcy pokoik, a w nim pełno zabawek. Rodzinne zdjęcia rozwieszone w srebrnych ramkach na ścianie. Na maleńką kołyskę padało światło księżyca. W środku zwinięty chłopczyk.
Zaostrzyłem pazury, korzystając z jego snu. Wtedy się przebudził i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Zagaworzył cicho, wyciągając do mnie maleńkie rączki. Przygotowałem się do ciosu, który powinien ograniczyć cierpienie do minimum.

Nie dałem rady.

Zabrałem zawiniątko ze sobą i pozostawiłem pod sierocińcem, dorzucając krótki liścik z fałszywym imieniem. Klienta poinformowałem o wypełnionej misji. Zataiłem życie dzieciaka przed wszystkimi. Nikomu nie powiedziałem o nagięciu umowy. Miałem wtedy 16 lat, prawdopodobnie na obecnym etapie nie wahałbym się tego zrobić. Tamto dziecko przypominało mi Killa po jego urodzeniu.  Wówczas bezbronny karzeł, o którego troszczyłem się mocniej niż o siebie samego. Chociaż minęło 8 lat od tamtych wydarzeń, wciąż pamiętałem gaworzenie niewinnego dziecka. Pewnie bawiło się gdzieś ze swoimi rówieśnikami lub znalazło nową rodzinę. Nie zawracałem sobie tym głowy, w końcu to ja pozbawiłem go prawdziwej rodziny. Tłumaczyłem sobie, że to wina zleceniodawcy, ale ostatecznie to ja przyjąłem misje. Zaakceptowałem to już dawno.

×××

Wyszedłem z pomieszczenia. Na zewnątrz musiała rozpętać się kolejna walka, bo zastałem tam ciała swoich marionetek. Nie umiałem rozpoznać nowych twarzy na podłodze, więc nie byłem pewny kto się ich pozbył i umarł nim zdążył dotrzeć do drzwi. Ochrona przestała nadciągać, więc bardzo prawdopodobne, że oczekiwali na wsparcie, zdając sobie sprawę, że ciągłe nacieranie skutkowało samymi stratami. W końcu zaczęli myśleć logicznie. Nim się zbiorą i przejdą przez ekipę Shalnarka, zdążymy przejąć skarby i wrócić do bazy. Aukcja przebiegała sprawnie, nie było ku temu wątpliwości.
Nagle komunikator się odezwał.

- Illumi? Co tutaj ro...bi...sz? - przerywały nam zakłócenia.

- Hisoka? Hisoka co się dzieje? Słyszysz mnie, do cholery? - pytałem zirytowany jego milczeniem. - Nie mamy czasu na twoje dowcipy, jasne? Mów co tam wyrabiasz...Hisoka? - próbowałem się do niego dobić.

Nagle usłyszałem kroki, dochodzące zza rogu. Wyciągnąłem szpile, przygotowując się na atak. To pojedyncza osoba, zmierzająca do mnie wolnym krokiem. Stukot obcasów roznosił się echem przez nie pokrytą dywanem podłogę w tamtym miejscu. Nim zdążyłem rzucić swoją artylerią w wyłaniający się cel, rozpoznałem Hisokę po charakterystycznym ubraniu.

- Oh, oszalałeś? Nie czas na to. Miałeś pilnować tamtego wejścia. Co miały znaczyć te dziwaczne słowa do komunikatora? - pytałem zdenereowany jego brakiem powagi.

- Martwisz się o mnie? ~

×××
Notka od Autorki
×××
W następnym rozdziale akcja się rozkręci 😏

Kill my Soul || Hisoka x Illumi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz