S02 E11

628 57 136
                                    

🍥🍥🍥
|Zmiana narratora|
Chrollo

Jechałem samochodem, a Kurapika tuż obok mnie. Stresowałem się, bo podjąłem ryzykowną decyzję. Właściwie nie oczekiwałem wiele, byłem gotowy na wszystko, a przynajmniej tak mi się wydawało. Musiałem uczynić to co właściwe. Musiałem mu udowodnić, że nie byłem potworem. Oczywiście dopóki na jego palcu był pierścionek, nie pamiętał mojej winy lecz ja tak. Dręczyło mnie to jak go okłamywałem. Ufał mi, a ja przestawiłem jego umysł. Zrobiłem to przez wiele obaw. Jego oczy nigdy przy mnie nie gasły aż do momentu zaręczyn, to mnie niepokoiło. Jechaliśmy przez las, powoli zbliżając się do celu.

- Czemu jedziemy do lasu? - zapytał blondyn, patrząc przez otwarte okno.

- Zaraz sam się przekonasz - odpowiedziałem mu ponuro.

Kilka minut później zatrzymaliśmy się na zdemolowanym terenie. Ruiny domków i zagród. Ślady po pożarze były prawie wszędzie. Po czasie natura zaczęła przejmować te tereny. Przed poznaniem Kurapiki widok tej demolki wcale by mnie nie ruszył. Aktualnie serce kuło w piersi ze świadomością, że stracił rodzinę z mojej winy. Skoro miał mnie znienawidzić, chciałem pożegnać go we właściwy sposób.
Wysiedliśmy, a Kurapika zaczął pytać o to miejsce. Wyraźnie się zaniepokoił.

- Co to jest? Dlaczego tu jesteśmy?

- To tutaj zabiłem twoją rodzinę...

- Co ty wygadujesz? To jakiś żart, tak? Oboje dobrze wiemy, że moja rodzina...

- Nie żyje, Pika. Zabiłem ich, ale ty nic nie pamiętasz, bo jestem samolubnym dupkiem - mówiłem prawdę, zaciskając dłonie w pięści.

Podszedłem do bagażnika. Otworzyłem go i wyciągnąłem łopatę. Zacząłem kopać, niczego mu nie tłumacząc. Zajęło mi to kilka minut. Rzuciłem narzędzie i wróciłem do samochodu. Przeniosłem z niego...oczy. Cała kolekcja szkarłatnych oczu została przeze mnie przewieziona w to miejsce, tylko po to, aby ułożyć je w dole i zakopać. Kurapika patrzył na mnie jak na wariata, jednak nie zwracałem na to uwagi. Zwróciłem to co brutalnie odebrałem. Pochowałem, zapaliłem świeczkę, przeprosiłem na głos. Wiedziałem, że to zbyt mało, ale tylko tyle mogłem zrobić. Spojrzałem ponownie na swojego partnera i złapałem go za dłoń.

- Co ty wyprawiasz, wytłumaczysz mi to w końcu? - zapytał przejęty.

- Chcę wyjawić ci prawdę. Żałuję tego co zrobiłem. Przepraszam, Pika - mówiłem, zsuwając powoli pierścionek z jego palca.

Gdy tylko to zrobiłem, jego blask zniknął. Od pory ściągnięcia jego klątwa wygasła i stał się zwykłą biżuterią. Bałem się. Zaczynało do niego docierać co się stało, widziałem to. Jego oczy na nowo zaczęły błyszczeć czerwienią. Pamiętał swoją przeszłość, ale to co działo się po przyjęciu pierścionka także. Mógł złączyć wszystkie fakty w całość i wyrzucić mnie ze swojego życia. Kochałem go, ale nie mogłem trzymać go w klatce nieświadomego samego siebie i tego ile przeżył. Nie mogłem odbierać mu jego historii. Zasługiwał na życie z kimś szczerym, troskliwym i odpowiedzialnym. Kimś kto nie krzywdził innych, bo on był dobrym człowiekiem. Nic nie mówił, ale już wiedziałem, że zostałem sam. Właściwie wcale bym nie narzekał, gdyby to on pozbawił mnie życia. Uciekałbym tylko z jednego powodu. Moja rodzina mnie potrzebowała...i wstyd mi o niej mówić po tym co dawniej uczyniłem z rodziną kogoś innego. Wróżba Kurapiki mówiła prawdę, nasza miłość nie miała przyszłości.

🍥🍥🍥
|Zmiana narratora|
Kurapika

Zaczęły docierać do mnie prawdziwe wspomnienia. Pamiętałem wszystko ze swojego prawdziwego życia i wszystko z tego zmyślonego. Nie umknął mi także czas spędzony z Chrollo. Oczy zmieniły swoją barwę, pięści zacisnęły się. Okłamywał mnie przez cały czas. Zabił mój klan, a potem oświadczył mi się i przestawił mózg. To co uczynił było okrutne. Naszła mnie nagła ochota oddzielenia go od ducha. Złość rozgrzewała mnie od środka, jakby rozpalił się we mnie ogień. Spojrzałem na Chrollo z nienawiścią. Żałowałem, że nie miałem przy sobie żadnej broni.

Ale chwila.

Patrzył na mnie ze smutkiem. Obok naszych stóp paliła się świeczka nad zakopanymi oczami mojego klanu. Przeprosił mnie ze szczerego serca, bo w innym przypadku nie pogrzebałby tak cennego łupu. Chylił przede mną głowę. Wyjawił mi prawdę, chociaż mógł mnie więzić w kłamstwie do końca życia. Przez głowę przeszły mi wszytkie chwile, w których spędzaliśmy wspólnie czas. Plaża, święta, mieszkanie, wspólny taniec, czytanie powieści i czułość, której nie dał mi nikt inny tak mocno jak on. Jego serce naprawdę zaczęło dla mnie bić. Poczułem się winny, a moje tęczówki zgasły.

Dlaczego? Dlatego, bo robiłem mu coś podobnego. Kiedy on zaczynał się angażować, okłamywałem go o swoich uczuciach. Nie kochałem go wtedy. Byłem z nim, bo była to prosta droga do wyczucia momentu i pozbycia się całej Trupy za jednym zamachem. Cierpliwie czekałem na jego zaufanie, kłamałem na okrągło. Pocałunki, słowa, tatuaż, przyjęcie oświadczyn - to wszystko fałsz. Nie patrząc na przeszłość byłem do niego równym potworem. Wykorzystywałem uczucia drugiego człowieka. Nie mogłem się na niego gniewać za to, że mnie okłamywał, skoro sam robiłem to od początku. Zemsta pokusiła mnie do przekroczenia granicy. Nieistotne czy robiłem to by pomścić rodzinę czy nie - i tak byłem okropną suką. Jemu też należały się przeprosiny.

- Chrollo...Ja też przepraszam.

- Z...Za co? Niczego nie zrobiłeś. To ja tu jestem potworem - mówił zaskoczony. Pewnie spodziewał się, że rzucę się na niego z pazurami. Zrobiłbym to, gdybym był bezmózgiem, nie zwracającym uwagi na istotne szczegóły.

- Okłamywałem cię. Nigdy cię nie kochałem. Przed oświadczynami dążyłem tylko do tego, aby cię zabić. Ciebie i resztę Trupy - tłumaczyłem spokojnie, zerkając na świeczkę. - Nie jestem zły za twoje kłamstwa, przyjmuję przeprosiny i podziwiam twój czyn, co do pochowania ostatnich szczątków moich bliskich, ale nigdy nie przestanę żywić do ciebie urazy, że mi ich odebrałeś. Okłamałem cię, więc zrozumiem jeżeli nasze drogi się rozejdą w tym momencie.

- Nie chcesz mnie zabić? - zapytał, ale nim to zrobił, myślał nad moimi słowami przez kilka minut. Chyba zabolało go serce, ale również zrozumiał, że nie mógł kryć urazy po tym co sam uczynił z moją głową.

- Nie. Wystarczy mi, że zabrałeś mnie tu i odkryłeś prawdę. Przede wszystkim ten pogrzeb...chcę abyś żył.

Nie mogłem pozbawić go życia. Coś wewnątrz mnie nie pozwalało mi na to. Wiele ludzi powiedziałoby, że powinien zginąć z tą świeczką w ustach, ale nie mogłem. Jak zabić kogoś, kto żywił do mnie tak wielkie uczucie? On jedyny i nikt poza nim. Leorio, Gon i Killua to tylko przyjaciele. Chrollo oddał mi swoje serce. Tego co on ukazał, tego nie da się udawać. Nawet moja gra aktorska sprzed zaręczyn była na okropnym poziomie. Chyba się do niego przywiązałem. Właśnie wtedy zadał pytanie, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi.

- Czy...na pewno chcesz odejść?

🍥🍥🍥
Jak ktoś powie "tak" odnośnie tego ostatniego to dostanie karną bagiete w tył xD

Na pewno wiele z was powie, ze powinien go zajebac, bo w końcu rodzina, ale zabijając Chrollo i jego rodzinę byłby takim samym potworem jak on. Nie zrobię z tego aniołka bestii.

Kill my Soul || Hisoka x Illumi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz