S03 E12

450 44 89
                                    

🍥🍥🍥

Leorio odciągnął mnie od ciała Chrollo siłą, krzycząc do mnie że zostanie tutaj było niebezpieczne. Byłem w takim szoku, że sens słów do mnie docierał lecz w ogóle nie zwracałem na nie uwagi. Ciało mężczyzny, z którym tyle przeszedłem, leżało na trawie rozprowadzając coraz więcej krwi. Nikt nie pozwolił mu umierać, ja nie pozwoliłem. Dlaczego mnie odepchnął? Gdybym to ja dostał...on miałby szansę uratować Phinksa i Nobunagę, a potem uciec i martwić się o siebie. Dlaczego to ja musiałem zostać sam?
Próbowałem się wyrywać, szarpać, krzyczeć, ale nic nie działało. Leorio po wzięciu mnie w swoje ramiona, nie chciał mnie wypuścić. Powtarzał, że zaraz zbierze się więcej ochroniarzy i niedługo przyjdzie Trupa Fantomu, która na pewno znajdzie pretekst, by zwalić na mnie winę. Miał rację, że mogli mnie niesłusznie oskarżyć, ale to nie był wystarczający powód, aby zostawiać tam jego ciało. On na pewno żył. Musiał żyć.
Wepchnął mnie do samochodu i usiadł obok, zamykając drzwi. Złapał mnie za twarz, abym na niego spojrzał.

- Patrz na mnie, Kurapika. Trupa Fantomu jest w drodze, pomogą mu.

- Dlaczego my mu nie pomożemy?! Zostawiliśmy go! Czy właśnie to nazywasz przyjacielską lojalnością?! Zostawiłem cię kiedyś?!

- ... I dobrze, że go postrzelili! Może w końcu przejrzysz na oczy!

Moja dłoń sama z siebie wycelowała w jego twarz. Nie myślałem nad tym co robiłem. Jego słowa wprowadziły mnie w szał. Jak śmiał mówić takie rzeczy? Jakim prawem okłamywał mnie cały ten czas? Jak mógł skrywać uraz do Chrollo, kiedy on sam w głębi wolał aby umarł? Udawał cały ten czas? Te wszystkie wspólnie spędzone chwile były fałszywe? Chciałem tylko być szczęśliwy. Czy to tak wiele? Radość mi się nie należała? Ten ból był nie do zniesienia, ciągnął mnie na dno razem z obrazami zakrwawionego ciała. Jego krew była nawet na moich włosach. Moje dłonie drżały. Po raz kolejny byłrm zmuszony przeżywać czyjeś odejście. Kimkolwiek jesteś, ktokolwiek rządzi tym pieprzonym światem, weź mnie zamiast wszystkich dookoła!

- Rozumiem, nie powinienem tego mówić, poniosło mnie. Pojedziemy do domu i przekonasz się, że Trupa się nim dobrze zajmie - powiedział ponuro, po czym wyszedł z samochodu.

Chciałem się wydostać, ale zamknął mi drzwi i na dodatek zablokował, więc mogłem jedynie szarpać się z klamka, kiedy odjeżdżał. Zagryzłem wargę, gotując się od emocji. Już nigdy go nie usłyszeć? Nigdy nie zobaczyć? Patrzeć na rzeczy, które mi podarował, z myślą że to już koniec?! A to wszystko moja wina. Gdybym został z Leorio daleko od tamtego miejsca, na pewno by mu się nie dostało, bo nie musiałby mnie bronić. Był moją tarczą, dzięki niemu dalej żyłem. Nigdy nie prosiłem się o granie głównej roli w jakiejś głupiej, typowej scence z romansów. Serce pękało, zostawiłem go samego, nawet nie wiedząc czy nadal oddycha. Gryzłem się w nadgarstek do krwi, Nie zważałem na ból, głowę mi rozsadzało... CHOLERA!

🍥🍥🍥

Dojechaliśmy, zaniósł mnie siłą do mieszkania. Nie bałem się krzyczeć, nie obchodzili mnie sąsiedzi. Nie miał prawa mnie zabierać. To nie było sprawiedliwe.
Rzucił mnie na kanapę. Chłopców nie było w domu. Złapał moje nadgarstki. Próbował do mnie przemawiać, ale kręciłem tylko głową i krzyczałem o powrocie. Nie słuchał moich narzekań. Nagle poczułem jak mnie przyciąga i wylądowałem w jego ramionach. Wtulił mnie mocno w swoją pierś, obejmował mocno i czule. Głaskał mnie delikatnie. Starał się uspokoić, szeptał do ucha. Nagle mój szok ustąpił, a na jego miejscu pojawiła się rozpacz. Ta sama, którą czułem po śmierci rodziny. Rozpaliła mnie od środka, załamała doszczętnie. Wbiłem paznokcie w ramiona Leorio i pozwoliłem sobie na głośny, żałosny płacz. Nie obchodziło mnie to, czy wzbudzałem tym zainteresowanie ludzi za ścianami. Nic się już dla mnie nie liczyło, nawet obecność Leorio. Może powinienem go zostawić? Co jeśli to przeze mnie? To ja byłem chodzącym pechem? Nie chciałem, aby jemu także stała się krzywda.

🍥🍥🍥

Minęło kilka godzin, a ja ucichłem. Leorio trwał przy mnie aż do tego momentu, w którym leżałem na jego ramieniu, wpatrując się pusto w ścianę. Mój oddech wciąż drżał. Czułem głaszczącą mnie rękę. Czułem obejmujące mnie ramię. Tak bardzo bym chciał, aby był to on. Cały i zdrowy, tak jak dawniej. Bez kuli w piersi. Żywy.
Już nigdy nie przeczytamy wspólnie książki, nigdy nie zatańczymy do ulubionej piosenki, nigdy nie odwiedzimy plaży ponownie, nigdy już nie stworzę żadnego pięknego wspomnienia z jego udziałem. Przegrałem tę grę. Byłem do niczego. Nie umiałem nawet zatroszczyć się o własnego partnera. Pozbawiłem Trupę Fantomu ich lidera i członka rodziny. Czułem się winny. We mnie tylko pustka. Wydawało mi się, że straciłem umiejętność odczuwania szczęścia.

- Kurapika, już dobrze... - szepnął Leorio, głaszcząc mnie po policzku. Poczułem jak pocałował mnie w czoło.

- Ja... Muszę do łazienki - oznajmiłem przyciszonym głosem. Krzyki zjechały moje struny głosowe.

Puścił mnie, a ja udałem się do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. Potrzebowałem zmoczyć głowę zimną wodą. Musiało dotrzeć do mnie, co zrobiłem. Byłem pół mordercą. Głupi, uparty idiota. Leorio miał rację, Chrollo także - nie powinienem tam iść.

Ściągnąłem ubrania, wszedłem pod prysznic i oparłem się o zimną ścianę. Lodowata woda sprawiła, że zadrżałem. Spojrzałem na lustro, które stało na przeciwko. Właśnie wtedy dostrzegłem tatuaż pająka przy obojczyku i naszyjnik, który dostałem od Chrollo. Wplotłem palce między kosmyki, zaciskając zęby. Czułem się jakby ktoś się na mnie uwziął. Dawał i odbierał, tak w kółko. Tatuaż już zawsze będzie mi przypominał o tych pięknych czasach i koszmarnej tragedii. O mojej winie i o pustce jaka mnie wypełniła. Osunąłem się powoli po ścianie, siadając, kuląc się i obejmując kolana ramionami. Gdy tylko zamykałem oczy, przed oczami miałem ten okropny obraz. Już nic nie będzie takie jak dawniej. Ja też nie.

🍥🍥🍥
Leorio dostał po pysku 😳

Kill my Soul || Hisoka x Illumi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz