S03 E14

467 46 105
                                    

🍥🍥🍥
|Zmiana narratora|
Leorio

Powinno być mi przykro z powodu śmierci Chrollo, ale prawda była taka, że wcale nie było mi go szkoda. Nigdy go nie lubiłem, był złym człowiekiem i kogo obchodzi jak bardzo chciał naprawić swoją reputacje? Nigdy nie spłaciłby tych wszystkich żyć swoimi marnymi przeprosinami i żalami. Siedziałem na kanapie ze spuszczoną głową, nie dlatego że Lucilfer odszedł, tylko przez to że Kurapika był zrozpaczony. Musiał się przywiązać do tej gnidy. Ludzie jeszcze nie wymyślili słowa, które wyrażałoby siłę mojej zazdrości. Od dawna czułem do blondyna coś więcej. Pika był miły, pomocny, troskliwy i taki odważny. Podziwiałem go niezależnie od czynów. Był jak iskierka, która zawsze potrafiła mnie rozweselić. Każdej nocy zadawałem sobie pytanie: Dlaczego to ja nie mogę dać mu szczęścia? Co było we mnie nie tak? Nie nadawałem się? Nie byłem wystarczająco dobry dla niego, ale jakiś podły oszust i morderca owszem? Gdzie tu sprawiedliwość?

Pragnąłem radości Kurapiki, chciałem dbać o jego uśmiech. Czy gdybym otoczył go swoją troską po śmierci Lucilfera, to czy przywiązałby się do mnie z czasem? Oczywiście ta myśl była okrutna i samolubna. Nie chciałem go do niczego zmuszać. To okropne przeciągać na swoją stronę kogoś tuż po śmierci istotnej dla niego osoby. Mimo wszystko czy posiadając dobre zamiary, mogło to brzmieć źle? Miłość nie była negatywną energią, prawda?

Spędzanie samotnie czasu, codzienne picie i kiszenie ogóra zaczynało być dręczące i załamujące. Jak wielkim nieudacznikiem trzeba być, aby tak kończyć? Musiałem wziąć się w garść i stać się dla niego wsparciem. Stanę się lekarzem złamanego serca. Dam mu wybór, dam mu czas.

Usłyszałem otwierające się drzwi łazienki. Przyszedł w samym ręczniku z mokrymi włosami. Patrzyłem na jego tatuaż, a gdy dostrzegłem puste spojrzenie, nie mogłem dłużej siedzieć bezczynnie. Złapałem dłoń młodszego, by zabrać go do swojej sypialni. Z szafy wyciągnąłem losową koszulkę i suszarkę. Rzadko jej używałem, w końcu się przyda.
Najpierw założyłem mu koszulkę, prosząc aby uniósł ręce w górę. Potem usiadłem tuż za nim i zacząłem suszyć blond kosmyki. Od czasu do czasu pytałem o losowe rzeczy. Czy nie jest mu zimno? A może chciałby się czegoś napić? Odpowiadała mi tylko cisza. Martwiłem się o ten stan. Brakowało tylko tego, aby przestał jeść, pić i spać. Właściwie on był silnym chłopcem, bardzo dzielnym i byłem przekonany, że niedługo weźmie się w garść, ruszy mózgiem i postanowi coś odpowiedniego. Kogo jak kogo, ale Pike znałem bardzo dobrze.
Silny czy nie - aktualnie potrzebował mnóstwo uwagi, z którą nie zwlekałem.
Objąłem go ramionami i tak jak wcześniej głaskałem kojąco po głowie. Nigdy nie byłem za dobry w pocieszaniu, a ten temat wcale nie był prosty. Ucałowałem czoło młodszego, szepcząc o tym jaki jest dzielny. Nie wyrywał się, nie próbował wracać i pchać się w pułapki bez namysłu pod wpływem emocji. To inteligentna bestia, chociaż bez wątpienia bardzo zraniona. Pewnie obwiniał siebie za to wszystko. Nie mogłem mu pozwolić tak myśleć.

- Pika, to nie jest twoja wina...

- ...

- Pika, nie twoja wina...

- Wiem.

- Nie twoja - powtarzałem, odgarniając grzywkę z wielkich, brązowych oczu. Jego przytakiwanie nie było przekonujące.

- Leorio, nie dam rady dziś zasnąć.

- Policzymy dziś gwiazdy we dwoje. Nie zostawię cię samego.

Kill my Soul || Hisoka x Illumi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz