S03 E15

434 50 99
                                    


🍥🍥🍥

Minął tydzień, a ja wciąż niczego nie wiedziałem. Żadnych wieści, głucho dookoła. Moje nadzieje na przeżycie Chrollo malały z każdym dniem, a nawet z każdą mijającą godziną. Czas bez niego wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Pilnowałem zegarka, kalendarza i telefonu, z myślą że nagle zadzwoni z dobrą informacją. Może Leorio, Killua i Gon zaakceptowali, że najprawdopodobniej Lucilfer odszedł z grona żywych lecz ja nie. Nie spędziłem tak długiego czasu z byle kim. On nie mógł umrzeć tak prosto.

Ale dni mijały, a ja stawałem się coraz słabszy. Zebrałem się na tyle, aby móc pomagać przy domowych obowiązkach. Opiekowałem się chłopcami, by nie wpakowali się w kłopoty, sprzątałem, gotowałem, a Leorio wciąż próbował mnie pocieszać. Przynosił mi słodycze, zabierał w przeróżne miejsca. Jego ręka rzadko puszczała moją. Można powiedzieć, że kiedy kończył pracę lub naukę, byliśmy nierozłączni. Moje życie miało takie pozostać do końca?
Oczywiście to nie tak, że nie chciałbym z nimi złączyć reszty życia. Byli moimi przyjaciółmi i kochałem każdego z osobna równie mocno, jednak czegoś mi brakowało.

Siedziałem przy oknie w sypialni Leorio. Wpatrywałem się w miasto. Rozmyślałem nad tym co powinienem zrobić. Temat nie był prosty.
Położyłem rękę na nodze, a wtedy poczułem coś w kieszeni. Wsunąłem tam dłoń. Okazało się, że to pierścionek, który dawniej więził mój umysł. Chrollo podarował mi go w samochodzie po wyznaniu całej prawdy. Już raz zaręczyłem się z mężczyzną i czy którekolwiek z nas odwołało ważność pierścionka? Nie, Chrollo Lucilfer nadal był moim narzeczonym. Nawet jeżeli umarł, kogo to obchodzi? Nadal był ze mną. Może nie fizycznie lecz duchowo owszem. Mógł nawet stać tuż obok i patrzeć jak się marnuje, siedząc przy oknie niczym jakaś starsza kobieta bez celu w życiu. Nie mogłem tak skończyć, nie byłby ze mnie dumny.

Dłuższą chwilę gapiłem się na biżuterię, którą powoli wsunąłem na palec. Musiałem się zebrać. Zebrać i gonić do przodu. Chrollo nie ocalił mnie po to, abym zmarnował szansę na życie. Byłem zobowiązany poświęcić się czemuś ważniejszemu niż rozpaczanie. Tyle że w mojej głowie pustka. Co takiego miałem zrobić? Jaką drogą pójść?

- Chrollo, co ja mam teraz zrobić? - zapytałem, unosząc wzrok na niebo.

Promienie słońca odbiły się od lustra obok mnie. Spojrzałem na nie i skupiłem się na wystającym spod koszulki fragmencie tatuażu. Odchyliłem materiał, przyglądając się pełnej wersji. No jasne, czy to nie było oczywiste?
Jak mogłem zastanawiać się nad czymś tak oczywistym? Na swoim ciele nosiłem znak Trupy Fantomu. Byłem członkiem Trupy Fantomu. Byłem zastępcą lidera Trupy Fantomu. Chrollo po swojej śmierci pozostawił mi dowodzenie. On nie zdążył, więc to ja musiałem zatroszczyć się o jego rodzinę. Postanowiłem już dawno temu co miałbym zrobić w takiej sytuacji. Jak mogłem o tym zapomnieć?
Przede mną ukazało się nowe wyzwanie.

- Nie zawiodę cię - szepnąłem, pewny swoich słów. - Tym razem przysięgam, że cię nie zawiodę.

Po tych słowach opuściłem sypialnię, a następnie budynek. Minąłem na zewnątrz Leorio, który natychmiast mnie zatrzymał. Chwycił za nadgarstek, nie zamierzał puszczać. Nie miałem czasu na szarpanie się z nim i przekonywanie go do swoich decyzji. Nie była to jego sprawa. Doceniałem wszystko co dla mnie zrobił. Lepszego przyjaciela ze świecą szukać, ale w tym momencie nasze drogi powinny się rozejść na pewien czas.

- Gdzie tak pędzisz? Znowu chcesz się wpakować w kło...poty? - zaciął się, zwracając szczególną uwagę na pierścionek na moim palcu.

- Przepraszam, Leorio, ja muszę iść.

- Musisz?

- Obiecuję, że nie odchodzę na zawsze. Jednak odejście jest moim obowiązkiem, więc proszę nie zatrzymuj mnie tutaj i nie marnuj mojego czasu - odparłem, a moje serce dawno nie waliło równie mocno.

- Kurapika...

- To nie jest pożegnanie, głuptasie - wtrąciłem się, łapiąc go za policzki. - Mam swoje obowiązki.

- Rozumiem, mam nadzieję że dościgniesz celu - odpowiedział niezbyt radośnie.

Uśmiechnąłem się do niego ostatni raz. Jego oczy zabłyszczały w naprawdę niesamowity sposób. Nic dziwnego, bo od tygodnia nie mógł ujrzeć mnie w takim stanie - stanie, w którym nadzieja wróciła. Byłem silny i zamierzałem to udowodnić. Nie dać się przeciwnościom losu. Miałem tylko jedną szansę, aby dobrze to rozegrać i obiecałem, że go nie zawiodę. Pierścionek na moim palcu, naszyjnik na szyi i tatuaż przynależności dawał mi wiele wiary w siebie. Pobiegłem czym prędzej w kierunku ruin, kryjówki Trupy. Nieważne czy uznają mnie za przyjaciela czy wroga - dla mnie nie miało to żadnego znaczenia. Jeśli obwinią mnie o cokolwiek, nie będę chylić głowy. Obejmę stanowisko swojego narzeczonego i poprowadzę jego rodzinę w dobrą stronę. Zrobię to czego on sam by chciał.

Dotarłem na miejsce wykończony. Trudno było mi złapać oddech. Próbowałem się uspokoić, gdy wchodziłem do pomieszczenia, gdzie miałem pewność spotkać wszystkich członków ekipy. Uniosłem głowę, aby posłać im twarde spojrzenie lecz... Tam nikogo nie było. Jedyne co mnie przywitało to gruz i kurz. Ani jednej żywej duszy. Czy to oznaczało, że się spóźniłem? Mój cel za późno do mnie dotarł? Załamany stanąłem na środku sali, w której jeszcze niedawno grałem w gry planszowe wraz z Shalnarkiem, Franklinem... Na tamtym oknie obserwowałem gwiazdy z Chrollo, a to podwyższenie? To miejsce, w którym spędzałem z nim dnie, noce i czytałem powieści. Przybijające.

Spuściłem wzrok na podłogę. Leżała tam biała, przybrudzona książka. Podniosłem ją i spojrzałem na tytuł. Przytuliłem do piersi własność swojego narzeczonego. Tylko to tutaj pozostało. Ułożyłem drżącą dłoń na ustach. Skąd miałem wiedzieć gdzie ich szukać? Gdzie mogli się podziać? Odnalezienie ich nie mogło być takie proste. Czy to oznaczało, że złamałem obietnicę nim zdążyłem spróbować ją wypełnić? Aż takim nieudacznikiem się stałem?

- Przepraszam, Chrollo... Chyba jednak cię zawiodłem...

- Zawiodłeś mnie?

Moje serce zadrżało. Książka wypadła z moich rąk, a ja odwróciłem się powoli za siebie. Zacisnąłem zęby, czując jak łzy napływają do moich oczu. To nie był duch. Chrollo stał w wejściu, opierając się o ścianę. Dłoń spoczywała na zabandażowanej piersi. Rozłożył jedno ramię, by móc mnie przywitać. Był taki blady, taki osłabiony, a mimo to chodził o własnych siłach. Jak mogłem wątpić choć trochę w to, że żyje? Pobiegłem prosto w jego ramiona, nie mogąc uwierzyć, że znów ze mną był. Ten zapach, to ciepło, ten uspokajający głos. Obejmowałem go tak mocno...

- Jestem z ciebie dumny, Pika.

🍥🍥🍥
Przecież mówiłam od początku, że Chrollo będzie żył 😏

Najlepsze w mojej robocie jest to, że nawet jeżeli coś wam powiem, to ostatecznie nie wiecie co się wydarzy XD

Kill my Soul || Hisoka x Illumi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz