S04 E09

301 40 89
                                    

×××
Uchodząca dusza
×××

|Zmiana narratora|
Hisoka

Niosłem w ramionach delikatne ciało, które z każdą sekundą traciło coraz więcej energii. Choć chciał ze mną walczyć, ledwo otwierał usta. Jego oczy straciły barwę oraz blask, który kształtował się przez wiele miesięcy. Zatrzymałem się tylko na chwilę, aby wypuścić jego dłonie z uścisku pasa. Pozostawiłem go za nami, a sam ruszyłem w dalszą drogę do określonego miejsca. I tak nie był w stanie mi uciec. Nie było ryzyka, że wyskoczy i zniknie gdzieś między drzewami, utrudniając mi znalezienie go. Słońce zaszło, kiedy opuściliśmy teren góry Kukuroo. Zniknęliśmy w lesie. Illumi już nigdy nie miał ujrzeć swojego rodzinnego domu. Dzisiejszy dzień był jego ostatnim, który mógł spędzić w tym budynku pomiędzy kochającymi go ludźmi..."kochającymi", oczywiście. Nie spieszyłem się, bo nie było do tego powodu. Illumi podniósł z trudnem głowę. Kątem oka dostrzegłem ślady łez. Musiał naprawdę bardzo cierpieć.

- Boli... - szepnął.

Powiedział ten, który w dzieciństwie był torturowany przez wiele lat. Ból był dla niego codziennością. To ten, który nie krzywił się, gdy samodzielnie wbijał w swoje ciało igły. Nie był niezniszczalnym bytem, który nie był w stanie odczuwać bólu. Poprawka, on go odczuwał tak samo jak inni. Faktem było to, że potrafił go znosić bez grymasu. Czy to nie brzmi okropnie? Dość smutno. To dowód na to, jak bardzo cierpiał. Przerwałem nucenie i spuściłem na niego wzrok z delikatnym uśmiechem. Odezwałem się szeptem, aby nie przerywać otaczającej nas ciszy.

- Wiem... Sam jesteś sobie winny - dodałem, tuląc jego głowę do swojej szyi.

- Hisoka...

- Śmierć boli... - przerwałem mu łagodnie.

Następnie wróciłem do nucenia pod nosem. To niczym kołysanka, jego ostatnia kołysanka. Byłem dla niego niemiły. Chciałem, aby mnie nienawidził. Pragnąłem, aby jego ostatnie chwile ociekały nienawiścią do mnie. Nie zdążyłem na czas, aby odebrać go klątwie. Moja lilia usychała. Nie byłem z niego dumny. Nigdy nie powinien tu wracać, ale czy scenariusz mógłby wyglądać inaczej? To Illumi. To oczywiste, że po tej wielkiej aferze w domu poczułby się najbezpieczniej. To w tym miejscu się wychował. Nieważne jak bardzo rodzina go zraniła, Nadal była rodziną. Niektóre rzeczy w oczach osób trzecich wydawały się takie proste. Twój ojciec się nad tobą znęca? Podaj go na policję. Twoja matka cię nienawidzi? Wyprowadź się. Czy to nie jest znajome? Finalnie nic nie było takie proste, jak możnaby powiedzieć. Illumi był jednym z przykładów. Stracił bezpieczny kącik w moich ramionach, więc wrócił do najbardziej zaufanych ludzi. Takie przynajmniej były moje przemyślenia na ten temat.

Stawał się coraz bardziej chłodny, choć noc była ciepła. Jego oddech nie był wyczuwalny na mojej szyi tak dobrze jak kilka minut temu. Zaciskająca się na mojej koszuli dłoń powoli się osuwała. Życie uciekało z niego tak szybko. Kilka kroków dalej zdałem sobie sprawę, że jego serce przestało bić. To dlatego, że opadł bez władzy w ciele niczym laleczka. Wypowiedziałem jego imię lecz nie otrzymałem żadnej reakcji. Uniosłem więc głowę, wpatrując się w gwiazdy pomiędzy liśćmi drzew. Straciłem go już teraz.

Przypomniałem sobie kilka sytuacji z przeszłości. Nasz wspólnie spędzony czas. Chociażby wtedy, gdy tak jak teraz, niosłem go na rękach przez las, w nocy. Wtedy jednak spał spokojnie. Dni mojej opieki nad nim były jednymi z najmilszych. Obserwowałem go, pomagałem, chwaliłem. Budowałem więź, której nikt nigdy mu nie zaoferował. Pokazałem mu, że emocje nie były niczym złym. To ja obudziłem w nim uczucia i potrzebę bliskości. Domek w górach wydawał się być teraz okropnie odległy w czasie. Wydawało się, jakby był tylko legendą, w której Illumi uśmiechnął się po raz pierwszy, otulony moim ramieniem. Nawet te dni, które spędził w moim mieszkaniu, one również wydawały się o wiele bardziej obce. W ciągu roku wydarzyło się tyle, że trudno uwierzyć w prawdziwość którejkolwiek z tych przygód.Ten mały złośnik spał w moim łóżku, trząsł się od szoku po wylanym na niego mleku, nie raz budził we mnie emocje nie do opisania. Potrzebę posiadania. Japonia również była cudownym miejscem do zaciśnięcia więzi, nawet jeśli niefortunnie stracił pamięć. Jego miękkość wtedy zaczynała mnie nudzić, a czujne oko Ichiki dręczyć. Zapragnąłem dwóch, dałem się ponieść. Ostatecznie znałem prawdę co do swojego postępowania, choć nigdy nikomu bym tego nie wyznał - zagubiłem się w samym sobie. Nie raz traktowałem go jak kochanka. Upierałem się przy tym, że służył mi jako główna atrakcja. Rozrywka na nudny czas. Jak jednak wytłumaczyć te wszystkie chwile szczerej troski? Nijak. Po prostu się zapędziłem, zatraciłem w swoim aktorstwie.
Byłem gotowy wyzerować czas. Jego śmierć była dla mnie nowym startem i dokładnie przemyślanym planem. Nie zamierzałem dłużej głowić się na tym, czy moje serce biło dla młodego Zoldycka. Już mnie to nie obchodziło. Zastanawianie się nad tym nie miało żadnego sensu od tej pory. Zdecydowałem, że moja miłość do Illumiego opierała się tylko i wyłącznie na pożądaniu.

Zerknąłem na niego i dostrzegłem coś istotnego. W uszach wciąż miał kolczyki w kształcie złotych serc. Nadal je nosił. To mną wstrząsnęło. To niemożliwe, aby po tak długim czasie i tak okrutnych wydarzeniach nadal się nimi zdobił. Dlaczego?
Nie mogłem go już o to zapytać. Nie odpowiedziałby mi. Odszedł. Trzymałem w ramionach zimne ciało swojego kochanka. Czyż to nie szalone? Gdybym nie pojawił się w jego życiu, nadal by żył.

I wcale nie żałuję.

Zatrzymałem się przed starą chatą w środku lasu. Była opuszczona, zaniedbana lecz meble w środku pozostały na swoim miejscu. Zaraz po wejściu widoczne było łóżko przy oknie. Tam go ułożyłem i odgarnąłem czarne kosmyki z twarzy. Ściął je. Miał takie piękne włosy...
Zapaliłem świeczkę, która była już na miejscu, a zapałki miałem przy sobie. Ustawiłem świecę na stoliku tuż obok. Spojrzałem na bladą twarz. Zresztą zawsze był bardzo blady. Jak porcelanowa laleczka kręcił się wśród tłumu, zachwycając mnie swoimi lekkimi ruchami. Teraz nawet życia w nim nie było jak w prawdziwej laleczce. Głaskałem chłodny policzek. Trudno było mi uwierzyć, że nie przebudziłby się za chwilę, aby mnie skrzyczeć. Tak bardzo chciałem, aby jego zgrabne dłonie wylądowały na mojej szyi, wytykając wszystkie winy. Byłbym wtedy taki szczęśliwy.

- Dobranoc, Lulu...

×××
Notka od Autorki
×××
Nawet tego nie skomentuje

Kill my Soul || Hisoka x Illumi PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz