🍥🍥🍥
|Zmiana narratora|
IllumiPracowałem w ogrodzie, pomagając Shizuiemu. Rozmawialiśmy na różne, losowe tematy, które nie ciągnęły się zbyt długo, bo żaden z nich nie był wystarczająco wciągający. Miło było przynajmniej z nim porozmawiać. Hisoka i Ichigo poszli gdzieś zupełnie sami. Pewnie udali się na przyjacielski spacerek. Sam miałem zamiar prędzej czy później sobie taki urządzić, aby odświeżyć pamięć. Można powiedzieć, że to bezsensowne gadanie, bo moja pamięć nie miała prawa wrócić. Sam się tak urządziłem. Byłem na siebie zły za tą lekkomyślność. W końcu gdyby nie to głupstwo, obecnie moja głowa byłaby wypełniona mnóstwem różnych wspomnień. Tych miłych i mniej przyjemnych. Okazało się, że mnie i Hisoke zaczęła łączyć pewna głębsza realcja, a raczej moje zainteresowanie tym mężczyzną zyskało na sile. Tą siłę zaczynałem okazywać. Robiłem wielkie postępy w zmianie samego siebie. Zaczęły się stopniowo lecz porównując starą wersję Illumiego do tej nowej, różnica była ogromna. Czułem się o wiele swobodniej w towarzystwie oraz nie obawiałem się nazywać ludzi przyjaciółmi. Zaczynałem rozumieć sekret przyjaźni, choć wciąż nie łapałem wszystkiego do końca. Miałem nadzieję, że żadna tragedia nie zmieni obecnego stanu rzeczy. To byłaby wielka strata, gdyby coś niespodziewanego miało wszystko przekreślić.
Między nasze tematy przekradł się taki dotyczący rodzeństwa. Shizui był bardzo związany z młodszym braciszkiem. Oboje delikatni i opiekuńczy z wielkimi, bijącymi sercami. Mieliśmy farta, że natrafiliśmy na tak dobrych ludzi, którzy pomogli nam się odnaleźć w nowym miejscu. Tylko jedna rzecz psuła mój nastrój. Oczywiście interesowały mnie opowieści towarzysza lecz im więcej poznawałem szczegółów przykładu idealnego braterstwa, tym bardziej tęskniłem za własnym. Nie widziałem swojego rodzeństwa od bardzo, bardzo dawna. Oddzieliłem się od nich. Zostawiłem ich samych, aby radzili sobie z rodzicami samodzielnie. Każdy z nich był zdolny, wiedziałem że sobie poradzą, jednak troska starszego brata nie mogła zostać załagodzona żadną siłą. Zawsze gdzieś w tle będzie się kryło zmartwienie. Nie mogłem żadnego teraz kontrolować, nie wiedziałem nawet co robili wtedy, kiedy ja podlewałem warzywa.
- Kiedy chłopcy wrócą, spędziemy trochę czasu razem nad stawem. Co ty na to? - zapytał Shizui, wyrywając chwasty.
- Um...Tak, dobrze - wymruczałem pod nosem.
- Hej! Słuchasz mnie w ogóle?
- Oh! Co? - odwróciłem się do starszego Azjaty. Choć jego słowa do mnie dotarły, nie zwróciłem uwagi na ich sens. - Przepraszam, zamyśliłem się.
- Mh, rozumiem. To ten Killua, tak?
- Hm?
- Myślisz o swoim bracie? Sporo zmartwienia od ciebie bije, szpileczko.
Miał rację. Killua utkwił w mojej głowie. Czułem, że go chamsko zostawiłem. Przed wyjazdem stało się wiele niedobrych rzeczy i zero szans do ponownej rozmowy bez nadmiaru emocji. Rozstałem się z nim w jeden z najgorszych sposobów. Do głowy wpadł mi pomysł, że może nie tak powinno wyglądać moje życie. Może powinienem wrócić do rodziny, aby zajmować się rodzeństwem? Przecież taki jest obowiązek najstarszego ze wszystkich. Powinienem wrócić i pozostać z nimi? Odrzucić zainteresowanie Hisoką, porzucić przyjaźń Shizuiego i Ichigo, zostawić za sobą dom w Japonii? Tylu rzeczy musiałbym odmówić. Jednak im bardziej rozważałem powrót, tym mocniej coś w piersi zaczynało mnie uciskać, kłuć, boleć. Było to okropnie drażniące uczucie nieznanego mi pochodzenia. Ścisnąłem materiał szaty tuż przy sercu, zaciskając zęby. Mój wzrok na moment stał się zamglony, aby po paru sekundach wrócić do normy. Przestraszyłem się, nie spodziewałem się tej chwili słabości. Co to miało oznaczać?
- Illumi! - krzyknął zaniepokojony Shizui, podbiegając do mnie. - Wszystko w porządku? - dopytywał, pomagając mi usiąść.
- Tak, to nic wielkiego. Już mi lepiej - pokiwałem głową. Może to jakiegoś rodzaju chwilowe zasłabnięcie? Możliwe...
- Nie wyglądało na "nic wielkiego". Może lepiej zaniosę cię do łóżka. Nie pemęczaj się bardziej.
- Dam sobie radę, nie jestem bezbronny - podkreśliłem, ale nie chciałem być dla niego niemiły. Shizui jedynie kiwnął głową.
W pierwszej chwili nie złączyłem faktów lecz po chwili namysłu zaczynałem coś rozumieć. Coś bardzo istotnego. Ten kamień, który wniknął we mnie, darując mi wzrok. Ten, który oczekiwał ode mnie wyrzeczenia, aby móc spełnić życzenia. On był dla mnie niebezpieczny. Wyglądało na to, że szczera chęć powrotu do domu była dla kamienia złamaniem zasad. W końcu wyrzekłem się wierności rodzinie. Nie miałem prawa do nich wracać, nawet zmuszony przez troskę o braci, bo oni również byli moją rodziną. Właściwie oddzieliłem się od nich grubym murem. Powrót mógł oznaczać dla mnie masę bólu, cierpienia, a może nawet śmierć? Jeśli chciałem żyć, musiałem trzymać się zdala od Zoldycków. Nie spodziewałem się, że ten typ wyrzeczenia był taki surowy. Przynajmniej teraz jedno było pewne - nie mogłem wrócić do domu pod żadnym pozorem. Nie myśleć o nich, nie martwić się o nich. Czekało na mnie wielkie wyzwanie. Potrzebowałem pozostać przy boku Hisoki już na resztę życia.
- Na pewno wszystko w porządku? Może jednak...
- Mówię ci, że jest... Dobrze? - mruknąłem z chwilą przerwy, bo w oddali dostrzegłem coś niepokojącego.
Czym prędzej przybiegłem do rannego Hisoki, pytając co się wydarzyło. Ichigo był roztrzęsiony. Musiało wydarzyć się coś niespodziewanego. Żałowałem, że w takich momentach nie było mnie z nimi. Odprowadziłem ich do domu, potem obserwując jak Ichigo drżącymi dłońmi dobiera potrzebne do opatrzenia ran przedmioty. Padłem na kolana przy czerwonowłosym i dotknąłem chłodnego policzka. Tracił wiele krwi, obawiałem się, że Ichigo w pojedynkę sobie nie poradzi. Shizui latał jak opętany, nie mogąc zrozumieć co się stało, a ja trzymałem dłoń Morowa, próbując dotrzeć do faktów.
- Co tam się wydarzyło?
- Wyskoczył na nas futrzasty gigant. Nie wziąłem ze sobą kart i wtedy... I wtedy musiałem walczyć na pięści. To nic wielkiego, Luluś.
- ... Hisoka - szepnąłem.
Nie mogłem uwierzyć, że krwawiąc tak bardzo, nadal mógł zgrywać odważnego. Mój dzielny mężczyzna niczego się nie bał. Podziwiałem go za uśmiech niezależny od sytuacji. Ta twarz zawsze wykrzywiona była w miłym dla oka uśmiechu...nawet jeśli rok wcześniej okropnie mnie to denerwowało.
No tak. Rok wcześniej odpychałem go od siebie, spędzając czas w bazie Trupy Fantomu. Tyle się zmieniło od tamtego czasu. Tak nagle pojawiłem się w zupełnie innej bajce. Miałem nadzieję, że nic mu nie będzie. Pozostawiając go w rękach Ichigo, byłem przekonany że z czasem zapomnimy o tym wypadku. Przez cały ten czas, kiedy młodszy zajmował się Hisoką, ja trzymałem jego rękę pomiędzy swoimi. Byłem dla niego wsparciem, nawet jeśli ten duży chłopiec już go nie potrzebował.
🍥🍥🍥
Jeśli illumi wróci do domu - umrze
͡° ͜ʖ ͡°
CZYTASZ
Kill my Soul || Hisoka x Illumi PL
FanfictionShip: Hisoka x Illumi, Chrollo x Kurapika Seria: HxH Narrator: Wieloosobowy Mogą pojawić się shipy poboczne, przekleństwa, sceny 18+